Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.onet.pl!not-for-mail
From: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Żyć ze świrem...
Date: Sat, 8 May 2004 18:34:10 +0200
Organization: news.onet.pl
Lines: 141
Sender: s...@p...onet.pl@ns2.hands.com.pl
Message-ID: <c7j266$9k2$1@news.onet.pl>
References: <7...@n...onet.pl>
<7...@n...onet.pl> <c7in6u$ss5$1@news.onet.pl>
<2...@u...de>
NNTP-Posting-Host: ns2.hands.com.pl
X-Trace: news.onet.pl 1084034054 9858 62.111.242.130 (8 May 2004 16:34:14 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 8 May 2004 16:34:14 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2800.1158
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2800.1165
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:269219
Ukryj nagłówki
Użytkownik "Pyzol" <n...@s...ca> napisał w wiadomości
news:2g4a0bF4e4utU1@uni-berlin.de...
> Ukonczenie studiow i podjecie pracy jest sposobem na uniezaleznienie sie od
> nich. To moze byc "podskorna" ale silna motywacja, ktora trzyma Joanne w
> szponach.
No zgadza się. Może być. A porównałbym to do sytuacji, w której
Murzyn, by wydobyć się z macek rasizmu wybiela sobie skórę.
Owszem - jak się wybieli to problem spadnie mu z karku i trochę odetchnie.
Ale takie wybielanie się jest zarówno sposobem na wyjście, jak też, niestety
umacnianiem schematu rasistowskiego myślenia, w którym wartość człowieka
jest sprowadzana do koloru skóry.
Przepraszam, jeśli rażę skrajnością.
W każdym bądź razie istnieje duże prawdopodobieństwo, że ów Murzyn
zaraz po urodzeniu dzieci zacznie je szybko wybielać, żeby im "oszczędzić męk".
"Mąka zamiast męki" ...
> Istnieje swiat poza studiami i poza wyzszym wyksztalceniem. Naprawde,
> Joanno!
>
> I wcale ten swiat nie musi byc gorszy od "jasnieoswieconego";), bez wzgledu
> na to, jak go oceniaja twoi rodzice, czy nawet cala otaczajaca cie kultura.
>
> Odpocznij i poswiec troche czasu sobie. Masz juz odpowiedz na to, dlaczego
> masz klopoty na studiach - bo depresja.
>
> Teraz szukaj odpowiedzi skad sie ta depresja wziela.
> Jezeli jest skutkiem takiego a nie innego wychowania - mozesz to
> zanalizowac,ale nie bedziesz mogla zmienic. To juz sie s t a l o. Problem
> polega na tym, aby tego nie poglebiac, aby w tym nie trwac, aby sie z tego
> wydostac.
>
> Wyobraz sobie, ze nosisz uciskajace cie buty. W pewnym momencie stopy tak
> cie juz bola, ze nie mozesz chodzic. Wreszcie je zdejmujesz i widzisz, ze
> obie stopy sa w bablach i ranach. Dziwisz sie - przeciez te buty tak
> zachwalano, mialy byc zdrowotne i wspomagajace krazenie!
>
> Teraz masz wybor: zamienic buty czy nosic te, ktore sa? Bo cie na nowe nie
> stac, bo kupila cie je babcia, ktorej nie chcesz urazic, bo nadal jestes
> przekonana ,ze sa "zdrowotne". etc. etc.
>
> Jezeli buty sa "zdrowotne" - coz, cos musi byc nie tak z twoimi stopami.
> Albo idziesz z tym do lekarza, albo poprzestajesz na tej konstatacji.
>
> I cierpisz, nadal noszac niewygodne buty, nadal raniac stopy, bo nie umiesz
> sie zdobyc na k o r e k t e sytuacji.
>
> Masz do wyboru: zmienic buty, leczyc stopy lub nawet chodzic na bosaka.
>
> Depresja jest jak te rany, jezeli uprzesz sie, aby w nich trwac, bol zatruje
> ci kazda chwile zycia i odbierze jego chec.
>
>
> > Tak naprawdę to teraz już wyrządzasz mu okropną krzywdę i sobie też, ale
> > on się na to godzi. jakby to rzec - taka jego karma. to jest jego życie.
>
> Filipie, ja cie bardzo prosze - to nie jest miejsce na osobiste wycieczki!
> Chyba, ze Joanna jest twoja zona....
>
> Patrz co robisz: piszesz "wyrzadzasz mu krzywde". Poglebiasz jej poczucie
> nieudacznictwa.
Ech, chyba przesadzasz ... Pogłębiam ?
Nie wydaje mi się, by tu można coś znacznie w ten sposób pogłębić. Wydaje
mi się, że mówię to co ona sama mówi, tyle, że sugeruję błędy w myśleniu.
Próbuję pokazać zafałszowanie relacji opartej na "wzajemnym związaniu"
dwóch osób wokół punktu samobójstwa jednej z nich. Samobójstwo
trzeba odmitologizować - zarówno z "negatywów" jak i "pozytywów".
Wydaje mi się, że samobójcy w sposób dla siebie charakterystyczny
przeceniają własną śmierć jako punkt zwrotny w życiu otoczenia.
W egocentryczny sposób chcą widzieć w swoim
samobójstwie(albo w powstrzymywaniu się od samobójstwa) akt
wyjątkowej mocy, która zmienia a nawet wywraca świat do góry nogami.
Czerpią z myśli o samobójstwie poczucie mocy, gdy w normalnym życiu
dostrzegają jedynie swoją niemoc i niemoc swoich bliskich. I co ciekawsze
- ich bliscy często ową wizję samobójstwa podzielają. Jest to
czasem chora gra oparta na szantażu: jak mi przypieprzycie, to się zabiję.
A z drugiej strony: jak nam przypieprzysz, to cię zostawimy i pozostanie
Ci tylko się zabić. I to jest najgorsze w kwestii "samobójstwa",
nie sam akt. To, że ludzie latami, całe życie prowadzą tego typu
wyniszczającą grę, nawet po tym, jak słowo "samobójstwo" już zostanie
jawnie użyte przez którąś ze stron("ofiarę" lub "opiekuna"), nawet po
"próbach samobójstwa".
A sama śmierć to śmierć - z moich skromnych wyliczeń na boczku
wynika, że dziennie na naszym światku umiera 200 000 ludzi. Wielu
z nich w sposób nagły, nieprzewidziany i zupełnie niezamierzony.
Innymi słowy: trzeba dać Joannie wyraźnie do zrozumienia, że jej
potencjalne samobójstwo nie jest w istocie żadnym punktem centralnym
życia jej i jej bliskich, natomiast, za wolą obu stron, może wokół
niego narosnąć tak silna mitologia, że nie pozostanie nic innego,
jak tylko biernie odgrywać swoje role. Na dzień bieżący zaś
kalkulacje typu "co będzie lepsze dla męża - wolność z poczuciem
winy, czy niewola ze mną żywą w roli głównej" są właśnie
wstępem do gry "dwuwartościowej", w której istnieją tylko
dwie alternatywne rzeczywistości "męka przed samobójstwem"
i "meka po samobójstwie". Natomiast należy wg. mnie z tych
kalkulacji po prostu wyrzucić samobójstwo, a terminowi "męka"
nadać daleko posuniętą cechę względności. Niech Joanna da
swojemu meżowi swobodę w tym, by robił to co uważa za słuszne,
nawet, jeśli cierpi. To są jego wybory, natomiast osoba ogarnięta
depresją ma ( co podkreślałem w kwesti "wyrażania miłości")
baaardzo przytępiony emocjonalny kontakt z otoczeniem. Bardzo
ograniczoną zdolność do prawidłowego odbioru. przewrażliwienie,
agresja, histeria. Innymi słowy: jest bardzo prawdopodobne,
że Joanna źle interpretuje motywy, intencje i skutki działań swojego
męża. Że fałszuje obraz sytuacji przesadnie nasycając go wizją
cierpienia. Tymczasem to ona głównie tutaj cierpi, natomiast jej
maż prawdopodobnie dawno już wypracował sobie metody obrony
i znosi to znacznie lepiej, niż jej się wydaje. To on jest tu (niby ...)
osobowością silniejszą. Oczywiście kosztem pewnej izolacji.
Ale generalnie: jej mąż nie jest przecież dzieckiem. Zresztą
nawet dziecko nie będzie po raz trzeci z rzędu pchało ręki
w ogień. Chyba, że jest chore... Jeśli jej maż ma patologiczne
skłonności do wzmacniania pewnych gier (a vB pisze, że
to całkiem prawdopodobne), to jest gorzej.
Co do samego poczucia nieudacznictwa ...
Ja też mam takie poczucie. Trzeci rok siedzę na tym samym roku :)
Posty ludzi na tej grupie jednak mi tego nie pogłębiają :)))
Cały czas staram się pokazać, że poczucie nieudacznictwa jest
pewnym skutkiem, do którego należy mieć dystans i po prostu
zaliczyć do "kompleksu depresyjnego". Należy podejść do tematu
prosto i technicznie. To, na czym Joanna powinna się skupić, to nie
poczucie nieudacznictwa, ale wizyta u specjalisty, który
spyta o jej rodziców i męża. Nieudacznikiem się czuje, tak
samo jak się czuje związana z wieloma innymi nieprzyjemnymi
rolami i rólkami. Ale celem tego wątku właśnie nie jest
delektowanie się tym uczuciem, tylko wykazanie sensowności
udania się do specjalisty.
> >Szkoda, że Twój maż nie czyta tej grupy :)))
>
> Wiesz na pewno? ;)
Oby czytał ...
Jeśli mimo to nic nie robi, to ... trzeba by go sprowokować ... :)
|