Data: 2008-09-22 18:36:54
Temat: Re: a ja ci czarek zazdroszczę
Od: "Redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:sgsll98lzcgx$.bj8z8h3djvlp$.dlg@40tude.net...
> Dnia Mon, 22 Sep 2008 00:28:33 +0200, adamoxx1 napisał(a):
> rodzinie męża. Kiedy więc przytuliłam mocno moją chorą mamę i powiedziąłam
> do niej" Moje kochanie", coś w niej jakby pękło, i we mnie. Dużo by mówić.
> TO należy zrobić choć raz. Ale nie powiem Ci, dlaczego, bo nie wiem, wiem
> tylko, że to wyzwala falę uczuć, przerywa jakąś niewidoczną tamę, nawet
> niczego nie trzeba mówić ani robić więcej, to wystarczy, nawet tylko raz.
Widzisz, Iksa, ja bym tu z takimi pomysłami akurat bardzo uważał.
Kiedy w rodzinie dzieje się coś złego, to dzieci mają wrodzoną
skłonność do brania na siebie odpowiedzialności. I adamoxx jest wg
mnie tym właśnie mocno przeciążony. To zupełnie naturalne, że
dzieci wykazują bardzo, bardzo dużą inicjatywę i determinację do
tego, by załatwiać problemy z rodzicami poprzez gest 'przytulenia'.
Jednakże, zgodnie z zasadą "sukces Cię wzmacnia, porażka osłabia"
wielokrotne odrzucanie przez rodzica (z powodów najróżniejszych,
np. ojciec alkoholik może to robić "w dobrej wierze", w ten sposób
próbując "uchronić" swoje dziecko przed nim samym) hamuje ten
naturalny gest i osłabia konstrukcję psychofizyczną dziecka.
I adamox jest gdzieś daleko po tym etapie, czyli na etapie, na
którym jeszcze by chciał, ale baaardzo boi się odrzucenia
- nie jest pewien, czy może sobie pozwolić na dalsze osłabianie.
Twoja sytuacja była jednak inna. Śmiertelna choroba Twojej mamy
spowodowała, że cała rodzina dostała silny motywator, by
w ekspresowym tempie dojrzeć do takich zbliżeń.
A więc IMHO musi wpierw zaistnieć klimat, zmiana w rodzicu
- musi dojrzeć do czegoś. Tego jednak nie jesteśmy w stanie
zapewnić. Więc podstawowym krokiem wg. mnie jest tu wzmocnienie
niezależności dziecka - żeby było zdolne do kolejnego odrzucenia
i dobrze rozumiało tę sytuację. Takie dojrzewanie rodzica może
trwać wiele, wiele lat. I w dodatku może być właśnie sprzężone
z samodzielnością dziecka. Ojciec, który odrzuca dziecko dlatego,
że boi się je 'zarazić' łatwiej przyjmie jego współczucie, kiedy
wie, że zwalczyło chorobę.
Ja kiedyś przeżyłem silną, mającą mocny, symboliczny wymiar
traumę odrzucenia moich 'zalotów' przez ojca. Nie polecam.
Polecam za to metodyczną pracę z rodzicem 'na odległość', czyli
wzmacnianie mniej intymnych, bardziej neutralnych kontaktów,
jak zwykłe rozmowy o niczym, pozdrowienia, uprzejmość, gesty,
wycofywanie się w razie ataku. I ew. w ten sposób stopniowe
zbliżanie - jeśli się da. Ale stopniowe.
Mogą się oczywiscie zdarzyc jakieś wyjątkowe sytuacje, więc należy
byćuważnym i starac sięich nie przegapić. Ale jednak trzeba
to podkreślić: młody człowiek dopiero whodzący w życie, wychodzący
z toksycznego domu, powinien mieć silą świadomość, że na tę chwilę
wyjścia nic nie jest winien, a jeśłi ma coś do oddania, to może
to zrobić za kilka lat. Jak wróci z własnej wyprawy na pustynię.
Takie jest moje zdanie, choć oczywiście relacje międzyludzkie
dają ogromne spektra różnych możliwości.
PS. Iksa mi nieźle pasuje - coś jak osa. Ale jeszcze smuklejsza
i jeszcze bardziej perfidna ;) Jak leci to nie bzyczy, tylko robi
ks, ks , ks ... Trzymać się z daleka ... ;)
|