Data: 2006-06-11 13:17:47
Temat: Re: co robić?
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Vicky; <e6go01$f4c$1@achot.icm.edu.pl> :
>
> >> Użytkownik "Flyer" napisał w wiadomości
> > Nie jest oczywiste. Ani mąż, ani żona nie musi wiedzieć o wszystkim - to
> > nie kwestia ukrywania czegoś, ale np. stwierdzenia, że pewne rzeczy są
> > normalne i nie trzeba koniecznie rozmawiać o tym ze współmałżonkiem, bo
> > nie ma to żadnego znaczenia dla osoby posiadającej komórkę, jak również
> > dla istnienia małżeństwa. No chyba, że małżonek wyrazi zainteresowanie
> > tematem i nie odbierze neutralnej informacji jako zagrożenia i nie
> > zacznie atakować drugiej strony.
> > Powiedzmy, że mam komórkę służbową, którą trzymam w szufladzie biurka w
> > pracy. Jakie to ma znaczenie dla żony i małżeństwa? *Żadnego* - komórki
> > nie noszę do domu, żona dzwoni na "prywatną" komórkę, a ja przez
> > "służbową" załatwiam kwestie dotyczące mojej pracy, a nie "kochanek".
> > Równie dobrze, biorąc pod uwagę przebieg "obsesji zazdrości" powinienem
> > codziennie w domu opowiadać o wszystkich przeprowadzonych tego dnia
> > rozmowach z kobietami, a nawet wymianie spojrzeń, Ale, tak na
> > marginesie, takie spowiadanie się w przebiegu "obsesji zazdrości" tylko
> > rozbudza obsesję.
>
> Rozumiem że masz 3 komórki o których nie mówisz swojej żónie i jesteś
> niewinny !! :)))
Gdybym miał i gdybym ich nie używał "przeciw" związkowi/żonie, to
mógłbym mieć i dziesięć, i o nich nie mówić, jeżeli nie widziałbym
takiej potrzeby i jeżeli nie zostałbym spytany. Równie dobrze mógłbym
się spowiadać z ilości długopisów lub slipek. ;)
> Piszę ze swojego punktu widzenia, bo wiem że gdyby u mnie tak było to
> miałąbym powody do podejrzeń. Podobnie pewnei moja poprzedniczka - dla niej
> druga komórka u męża była znakiem że coś jest nie tak - bo po co miałabym
> zatajać posiadanie drugiej komórki przed mezem gdybymnie chciala coś zbroić?
Pisałem - kwestia "zatajania" jest jednoznaczna - pytasz --> nie
dostajesz odpowiedzi lub zachowanie jest sprzeczne z przyjętymi normami
w związku [np. norma akceptacji/wspólnych decyzji finansowych]. Ale
zauważ, że już np. norma, pt. "i zawsze mi będziesz mówił ile masz
telefonów komórkowych", wygląda cokolwiek dziwnie - to takie szczegółowe
odhaczanie "zagrożeń".
Pewnych rzeczy nie mam powodu zatajać, ale też nie mam powodu o nich
mówić. Ostatnio zresztą miałem sytuację, kiedy łaziłem z dwoma komórkami
- jedną dostałem na krótki czas pełnienia wyższej funkcji. Kiedy ta
służbowa zaczęła nagle nawalać, to szybko przepisałem telefony i
zacząłem dzwonić z prywatnej. Gdyby służbowa całkowicie nawaliła, to bym
dopiero wtedy zadzwonił do kilku osób, żeby podać im namiary na mój
prywatny telefon, bo z racji pełnionej w zastępstwie funkcji powinienem
był być dyspozycyjny przez 7 dni w tygodniu.
Gdyby służbowy padł całkowicie, to dopiero wtedy widziałbym powód
podawania innego [drugiego] telefonu. Nie dlatego, że chciałem coś
zataić, ale dlatego, że telefon służbowy wiązał się wyłącznie z funkcją,
której zwyczajowo nie pełnię.
> Do tego zesżło się to z kilkoma rzeczami które dały jej do myślenia w tym
> temacie.
Daleki jestem od interpretacji bazylego4 odnośnie sms'ów, ale z drugiej
strony widziałem związki monogamiczne, gdzie "łapanie za kolanko" nie
było odbierane jako zagrożenie, jeżeli nie wiązało się z głębokimi
więziami emocjonalnymi. Autorce sugerowałbym wejście w świat męża,
pobycie na imprezach firmowych - być może w jego firmie, w jego
otoczeniu takie zachowania są na porządku dziennym, więc trudno żeby się
od nich odciął i nie został uznany za "obcego". Paradoksalnie, to
dziewczyna sms'ująca była [mogła być] zagrożeniem, a nie mąż, więc
odcinając się od dostępu do sms'ów dziewczyny żona straciła cały
kontekst sytuacji - poczuła się zagrożona, ale zamiast zrozumieć
sytuację i ustalić rolę dziewczyny i męża, to odcięła się od całej
sytuacji.
> > A o ilości skarpetek i o ich wzorkach też się rozmawia?
>
> Ja rozmawiam ! Ostatnio kupiłam sobie skarpetki w żabki i bardzo się mojemu
> mężowi podobały :P he he
Eee. Mowa o nudnych i powtarzalnych męskich szlaczkach i wzorkach. :)
> > Jak ktoś odbiera
> > posiadanie więcej niż jednej komórki przez współmałżonka jako
> > zagrożenie, to się rozmawia, ale najpierw małżonek musi zaznaczyć, że
> > dla niego taka sytuacja jest równoznaczna z poczuciem zagrożenia - nie
> > licz na telepatię. ;)
>
> Oczywiście. Telepatia nie istnieje
A mnie jedna Pani kiedyś, dawno dawno temu, chciała wmówić, że istnieje.
Jak myślisz, chciała wywołać/skonkretyzować u mnie paranoję z urojeniami
wielkościowymi/prześladowczymi? :))) Sama ze względów zawodowych nie
powinna wierzyć w telepatię. ;)
> > Komórka służbowa jest narzędziem pracy - pewnie się rozmawia, kiedy mąż
> > zostawia komórkę "prywatną" w domu, kiedy opowiada, jak do niego
> > dzwonią, kiedy ma z nią problemy itd. - przeważnie informacja wychodzi
> > *przypadkiem* .
>
> Nie chodzi o komórke służową tylko o drugi telefon o którym się nie mówi :)
Bo jak się o nim nie rozmawia, to sie o nim nie mówi. Nadal nie
rozumiesz różnicy pomiędzy "zatajeniem faktów" a "nieujawnieniem
faktów". Ty to byś chciała na gotowca wiedzieć wszystko co tylko może
zostać odebrane przez Ciebie jako zagrożenie. Powiem Ci, że ten
scenariusz ćwiczyłem jakiś czas temu i idiotycznie to wygląda kiedy
starasz się wszystko wyjasnić i zapobiec powstawaniu niedomówień i
lęków. Powiedziałbym, że takie zachowanie buduje wręcz nieufność - jak
to mówią "tylko winny się tłumaczy" [choć ja wolę "tylko bojący się
obwinienia się tłumaczy" ;)].
> > A jeżeli nosi obie w pracy, lub ma pracę siedzącą i nie musi ich nosić?
> > Ja bym podał drugi numer dopiero w momencie, kiedy pierwsza komórka
> > zaczęłaby nawalać.
>
> Przepraszam to Twoja żona czy klient?
Żona, ale co z tego? - żona czy nie żona, jeden numer do rozmowy jej
wystarczy - zawsze może zostawić wiadomość to oddzwonię.
Się ludzie niecierpliwi zrobili - kiedyś dzwoniło się w ważnych
sprawach, teraz pytanie o zakupy nie może poczekać 10 minut. Niby ludzie
są samodzielniejsi, ale ta samodzielnośc, to taka samodzielnośc lalki na
sznurkach - komórki padną [na początku GSM w W-wie zdarzało się, że
zapychała się centrala międzymiastowa TP SA, przez którą było wejście
również na lokalne rozmowy pomiędzy komórkami i telefonami
stacjonarnymi], to od razu panika się robi, bo ktoś zabrał "protezy". :)
> > Wcześniej nie ma po co mieszać "funkcji" telefonów -
> > jeden jest do określonych kontaktów, drugi do innych. I mąż wcale nie
> > musi wnosić komórki do małżeństwa - dostaje od pracodawcy i de facto
> > komórka jest pracodawcy, łącznie z kontrolą czasu rozmów i numerów
> > telefonów.
>
> Hmm czyli numeru telefonu na biurku w pracy też nie podajesz żonie?
Primo żony nie mam, więc to rozmowa abstrakcyjna. Partnerkom podawałem
telefon stacjonarny, chociaż zdarzało się, że miałem dość telefonów [nie
partnerek] i wyjmowałem kabel z gniazdka.
Ale zauważ, że o ile mogą występować różnice cenowe, w możliwości
dodzwonienia i jakości rozmów pomiędzy telefonem GSM i telefonem
stacjonarnym, o tyle podawanie dwóch numerów komórek mija się z celem.
Dając numer komórkowy i stacjonarny dajesz takiej osobie alternatywę i
wolnośc wyboru z czego chce i/lub może skorzystać.
> > Jak się szuka dziury w całym, to każda ujawniona przypadkiem informacja
> > będzie dowodem na brak szczerości. Pewnie na początku znajomości
> > powinienem przytaskać segregator ze "szkolną kartą zdrowia", bo jak
> > wyjdzie przypadkiem, że ją posiadam, to będzie dowód zdrady/kłamstwa? ;)
>
> Nie ale jak się okaże że jesteś np. psychicznie chory to tak ... bo o tym
> wiedziałeś.... i zataiłeś.
No to dzięki Bogu nikt diagnozy choroby mi nie wydał i nie
hospitalizował. Ale czasami przyjemnie jest pomyśleć, że jestem
szaleńcem, wszystko mi zwisa i niech się wszyscy łaskawie ode mnie
odpieprzą, bo akurat stwierdziłem, że pewnie mam schozofrenię, albo
jestem aspargerem. :))
Ale traktując temat dalej abstrakcyjnie, ale jako dobry przykład - od
którego miejsca znajomości zaczyna się zatajenie? Poznajesz osobę i
mówisz: "Dzień Dobry, jestem X, byłem hospitalizowany z rozpoznaniem
schizofernii, od czasu do czasu mam nawroty choroby"? Ja tam jestem
zdanie, że decydujący wpływ dot. szybkiego ujawnienia takich informacji
ma to, czy taka osoba stanowi zagrożenie dla otoczenia, czy nie, czy
jest w stanie sama funkcjonować na poprawnym społecvznie poziomie, czy
nie. Równie dobrze powinienem przytoczyć wszystkie choroby z
dzieciństwa, bo jakaś z nich może zdecydować, że będę statystycznie żył
5 lat krócej.
>
> > Nie - obiektywnie kłamstwem jest kłamstwo. Żeby stwierdzić, że coś jest
> > kłamstwem trzeba albo wpierw spytać, albo posiadać sprzeczne informacje
> > - informacja pt. "nie wiedziałam, że on ma drugą komórkę" sama z siebie
> > nie jest dowodem kłamstwa, bo [powiedzmy, że nie wiem tego] np. fakt, że
> > nie znam wymiaru liczby Pi, a X go zna i mi przypadkiem powie, nie
> > oznacza tego, że "X kłamie".
> > To samo z zatajeniem - do stwierdzenia "zatajenia", musi wpierw zajść
> > sytuacja "pytania". Wiem, że Ty pewnie stwierdzisz, że "małżonkowie
> > mówią sobie wszystko", ale gdyby mówili sobie wszystko i gdyby uznawali
> > każdą sprawę za ważną dla istnienia małżeństwa, to musieliby spędzić na
> > wzajemnych relacjach pół nocy. W zalezności od małżeństwa i małżonków
> > pewne sprawy są ważniejsze, pewne zupełnie nieważne - ale to trzeba
> > dograć, albo znaleźć osobę, która "będzie miała podobnie". Ten drugi
> > wariant jest bardzo mało prawdopodobny. :)
>
> Nie wiem po co miałabym robić tajemnice z posiadania komórki - nie kumam
> tego po prostu - to jakaś nowa forma podniecenia? :)))
> "in my secret life?" hehe
Jaką tajemnicę. Komórka jest powszechnie używanym "narzędziem
komunikacyjnym" - tak samo jak długopis. Czy brak wyjasnień dot.
posiadanego nowego długopisu uznasz za "robienie tajemnicy"?
> Przychodze do domu i mowie - wiesz mam nowy numer gdybys kiedys nie mogl sie
> dodzwonic - koniec kropka - nie rozumem tego tematu w ogóle :)
> Żyje z tą osobą i dziele z nią swoje życie - nie wiem jak mógłby nie znać
> wszystkich namiarów do mnie. Chyba sama czułabym się nieuczciwie albo
> inaczej ... chciałabym że miał wszystkie numery do mnie.
Zauważ do jakiego wniosku doszłaś - grzechem faceta było
niepoinformowanie żony o komórce - gdyby to zrobił, to mógłby utrzymywac
swoej kontakty [powiedzmy, że ...] z kochanką utrzymywac nadal bez
problemu. A może jednak by powstał następny problem pt. "a dlaczego Ty
nie przynosisz drugiej komórki do domu" - tak można bez końca.
Nie - praca, to praca, dom, to dom. Nie mieszaj - nawet najbardziej
kochana żona nie musi znać wszystkich namiarów na mnie, bo zaczyna się
konflikt pt. zebranie czy jakaś robotą, a Ty nagle musisz oderwać się od
niej, bo dzwoni żona i nie wypada nie odebrać. Po co się specjalnie
tłumaczyć, dlaczego nie odebrałem/nie mogłem rozmawiać, skoro wystarczy
jasno oddzielić obie sfery życia - osobistego i zawodowego.
Flyer
|