Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.onet.pl!not-for-mail
From: "eM" <...@...c>
Newsgroups: pl.rec.kuchnia
Subject: Re: eM i co w końcu?
Date: Thu, 9 Sep 2004 16:08:57 +0100
Organization: news.onet.pl
Lines: 86
Sender: m...@p...onet.pl@81.171.158.34
Message-ID: <chprll$5fg$1@news.onet.pl>
References: <a...@c...net>
NNTP-Posting-Host: 81.171.158.34
X-Trace: news.onet.pl 1094742517 5616 81.171.158.34 (9 Sep 2004 15:08:37 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 9 Sep 2004 15:08:37 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2800.1437
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2800.1441
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.rec.kuchnia:214187
Ukryj nagłówki
:-))))
No i mimo dwoch goli przeciw jednemu, nie wygralim :-/. Ja rozumiem, ze
na Wyspach jest ruch lewostronny i bramki sa dwie: jedna z lewej, druga
z prawej, ale zeby sie taaaaak pomylic. BTW, nie poszlam na zakupy po
buty, zestresowana bylam tym meczem i gotowaniem. Siedzialam na stolku
w kuchni, liczylam minuty i poukladamam klawaiture w komputerze w
porzadku alfabetycznym. No nareszcie ;-)
Siedmiu chlopa, bo wiecej nie zmiescilo sie w calym domu, zasiadlo na
kanapie i fotelach wpatrzonych w jeden przesuwajacy sie punkt. A na
stole:
Czipsy i paluszki. Czipsy kupne, a paluszki serowe AsienkiP, co mnie do
zawalu malo nie przywiodly, bo ten ser starty na tarce o grubych
oczkach wplatal mnie w siec watpliwosci, ale paluszki wyszly super,
mimo ze w moim wykonaniu nie byly zbyt proste. Chopcy nazwali je
nozkami z uwagi na wystepujace kolanka :-P i chrupali je podejrzanie
ochotnie.
Machnelam tez parowki w ciescie Ti'Any, ale tubylczy serek
homogenizowany jest za gesty, bo ciasto wyszlo mi suchawe. Winna moze
tez byc moja waga, co ma miarke nieczytelna i odmierza w przyblizeniu
do 100g ;-), moze za duzo maki nasypalam? W kazdym razie smak byl
odpowiedni i na pewno sie nie zniechecilam - pomysl parowek zapiekanych
w ciescie podoba mi sie, bo na stol nie kladlam, zadnego
chlebo-bulko-krakersa. Zauwazylam tez, ze to akurat zniknelo pierwsze
:-). A! I zoltego sera nie dodawalam, bo byl mi gdzie indziej
potrzebny.
Pocielam papryki w paseczki, marchewki, seler naciowy, a to wszystko do
dipow nastepujacych: zielony ktosi (czyli na bazie serka z czosnkiem,
ogorkiem i rzezucha - bardzo zielony :-)), prosta salsa Pico de Gallo
eM eLa (z rzodkiewkami) i guacamole tego samego autora (a papryczki
jalapeno powinno sie uzywac jako znieczulacz u dentysty! do dzis nie
mam czucia w jezyku i w nosie). Zrobilam tez kilka wlasnych dipow i
podalam kupione chutney z limonek (to na usuniecie usmiechow z twarzy
przeciwnikow). Nie robilam warzyw faszerowanych, bo jak wrocilam z
pracy, to juz sie chopaki przed telewizorem rozgrzewali do walki, wiec
rozsadnie pomyslalam, ze mam niewiele czasu.
Jeszcze mi sie chcialo i plasterki szynki (bo nie mialam salaty)
nadziewalam szybka salatka z ananasow i qqurydzy (ananas cieniutko
pokrojony, qqurydza z puszki, zolty ser - wszystko polaczone majonezem
lub kremem salatkowym i doprawione do smaku) i zwijalam szynke, zeby
wygladala jak rog obfitosci z salatka sie z niego wylewajaca :-).
Zolty ser (kilka roznych odmian w roznych odcieniach zoltosci, te
niebieskie plesniowe tez) polozylam na duzej desce (no tej zwyklej
drewnianej kuchennej), a miedzy sery ulozylam kiscie bialych i
czerwonych winogron i kilka czerwonych jablek. Z brzegu nozyk-scyzoryk
do krojenia sera i jablek. I to wszystko - tak Brytani koncza zazwyczaj
kolacje :-).
A w ramach deseru upieklam kilka bountow. Pokroilam w mniejsze porcje,
umoczylam w barzdzo gestej masie nalesnikowej i usmazylam na glebokim
ogniu. Zjadlam tego wiecej niz na stol poszlo ;-), bo bardzo lubie
ciepla czekolade, co sie rozplywa w ustach i ciagnie w nieskonczonosc.
A ze masy nalesnikowej mi duzo zostalo, to ofiara padly stare banany,
pokrojone w grubsze talarki, umoczone w masie i tez smazone w oleju.
Wszystko bylo maczane w miodzie, choc gdyby nie te marsy smazone
podalabym dipa czekoladowego, bo lubie banany z czekolada.
Z napojow bylo piwo w roli glownej. A potem whisky. A ja - nabijajac
rachunek telefoniczny rozmawiajac z mama (eMowy papa po drugiej stronie
mecz w tle ogladal ;-)) - pilam malibu z sokiem ananasowym (tym z
puszki :-)) i tonikiem (trzy skladniki w rownych proporcjach).
Wnioski: fajnie sie tak urobic zagryzkami, ale nastepnym razem wezme
wolne i nie bede leciec na zbity pysk z pracy. No i warto chlopow
pogonic, by w jakiejs sytuacji podbramkowej wygrac ;-).
Pozdrawiam,
eM (w pospiechu, stad pisze tak krotko)
PS. Koszulkami sie z przeciwnikiem nie wymienilam. Z mezem Brytyjem sie
nie poklocilam, bo wczoraj byla nasza rocznica slubu. Ale swietowanie
:-/. Dzis ide do domu nadąsana - zobaczymy jak mnie przekupi i
przeprosi :-))).
|