Data: 2002-06-20 08:04:19
Temat: Re: niniejszym...
Od: Waldemar Krzok <w...@u...fu-berlin.de>
Pokaż wszystkie nagłówki
>
> odmeldowywuję się na dwa dni jadym do Szwabów. Ma być cieplutko, jakieś 38°.
> Ale w czwartek bedem aktyfnym. Oj coś mi się zwoje mózgowe prasują...
już jestem. Było nawet cieplej, 39° we wtorek, w środę tylko 34 ale
wilgotność powietrza prawie jak w łaźni parowej. Robota jak robota, ale
we wtorek wieczorem był wieczór Szwabski. No i podawano dania różniste.
Na szczęście wieczorem było już chłodniej i temperatura spadła do 30
stopni tak, że dało się ż(r)yć. A co było?
Maultaschen, czyli ichnie pierogi. Gotowane i smażone.
Spaetzle, czyli wróbelki. Znaczy szwabski makaron z soczewicą, parówką i
gotowanym boczkiem.
Kotlet wieprzowy panierowany.
Flaki na kwaśno.
Wędzony łosoś.
Wędzona ryba inna.
Sery różne.
Szynka szwarzwalcka, serrano i boczek wędzony z melonem zielonym i
żółtym.
sałatki różne, najlepsza z rzepy.
Sałatka owocowa
Tiramisu
mousse au chocolat z białej i brązowej czekolady
budyń z sosem malinowym
Do tego wino czerwone i białe, piwo beczkowe zwykłe i pszenne oraz
napoje bezalkoholowe.
Gdyby tylko nie ten język, to by było całkiem, całkiem. Z miejscowych
pogadałem sobie z paroma pracownikami, jeden z Kazachstanu, drugi z
Mińska, trzeci z Wołgogradu a czwarty z Góry Świętej Anny. Z byłymi
obywatelani radzieckimi można było pogadać i po niemiecku i po rosyjsku,
ze Świętym Góralem po niemiecku, bo miał śląski akcent. Reszta,
szczególnie po piwach gadała tylko po szwabsku, można się przyzwyczaić,
ale niestety oni przestają rozumieć niemiecki ;-)
W każdymraziebądziu wystartowałem do hotelu w stanie nieprzytomnego
nażarcia.
Waldek
|