Data: 2006-02-16 12:33:47
Temat: Re: obowiązki dzieci w domu ...
Od: Jarek Spirydowicz <j...@w...kurier.szczecin.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
In article <43f1ed98$0$1472$f69f905@mamut2.aster.pl>,
"Radek" <r...@z...net> wrote:
> >> Jakaśtam dość daleka rodzina mieszka w okolicy Wawy i żyje
> >> z tego co na targu klientom sprzedaje. Głównie warzywa.
> >> Co to ekologiczne naiwniaki-Warszawiaki
> >> nazywają "ekologiczne - od chłopa".
> >> No to kiedyś będąc w gościach widzieliśmy scenkę jak siakaś
> >> ciotuchna wyraziła chęć "wzięcia kilku ładnych marchewek
> >> na rosołek dla wnusi". Na to "chłop" odpowiada:
> >> "daj pokój Krycha, tego to ja bym świniom nie dał, to na sprzedaż jest,
> >> tutaj mamy warzywa dla siebie - proszę bardzo weź ile chcesz".
> >>
> > To ja spróbuję uzupełnić: w hipermarketowym żarciu znajdziesz te same
> > marchewki, których ten chłop świniom by nie dał, a oprócz tego masz duże
> > szanse na znalezienie resztek tych, które dał.
>
> Widzisz - powoli wspólnie dochodzimy do mojej tezy.
> W hipermarkecie, czy na ryneczku.
> W przetworzonych produktach, czy "świeżych".
> Zjadasz zawsze _to_samo_. Dorabianie sobie ideologii
> jak to w marketach to świństwa sprzedają
> jest naiwnością ludzi, którzy "wolą nie wiedzieć" :)
>
Napiszę jeszcze raz, i jeszcze wyraźniej: w zrobionej przeze mnie
sałatce z marchewki być może znajdziesz całą tablicę Mendelejewa,
natomiast na pewno nie znajdziesz resztek ze świńskiego koryta. I
rzeczywiście wolę nie wiedzieć, z czego się składa farsz w "pierogach z
mięsem" sprzedawanych w marketach po ~4 zł za kilogram - wystarczył mi
wygląd tego czegoś.
Rozumiem, że Tobie jest wszystko jedno - nie rozumiem tylko, po co
dorabiasz do tego tę całą ideologię.
> >> Łojejku. Ja też jedne rzeczy lubię, inne nie.
> >> Ale po kiego grzyba jakieś górnolotne teorie sobie
> >> dorabiać? Smak/lubienie czegoś to tylko nawyk/przyzwyczajenie.
> >> I jak każdy nawyk można go wysterować.
> >>
> > Dobrze, ale po co? Żeby się zachwycać smakiem gołąbków ze słoika, które
> > zupełnie się nie różnią od zrazów z puszki?
>
> Nie ma to żadnego związku. Stwierdzałem fakt.
> Niektóre gołąbki są dobre, inne nie. Większość różni się
> w sposób zasadniczy smakiem od zrazów.
> To też jest fakt.
> W odróżnieniu od Twoich - przyznasz - lekko
> histerycznych - sądów :)
>
Ja tam nie żałuję, że zmysł smaku wciąż u mnie działa dobrze.
> >> Dla przykładu alkohol - piwo, wino, cokolwiek - weź pierwszego
> >> z brzegu dzieciaka i zobacz jego reakcję na pierwszy łyk.
> >> A weź tego dzieciaka za 10 lat jak z kumplami w pubie
> >> 10 piwek w dwie godziny wysącza...
> >> Czy pamięta, że pierwszego łyku mało co nie zwymiotował?
> >>
> > Akurat piwo to dzieciom zazwyczaj smakuje.
>
> Jasne, jasne. Szczególnie jak starsze rodzeństwo stawia
> w ramach pasowania na 'menszczyzne'.
>
A żebyś wiedział, że jasne. Tylko kilka lat wcześniej i w bardzo małych
ilościach.
> >> Jeśli już analogię samochodową chcesz stosować, to bardziej pasuje:
> >> "Komunikacją miejską taniej, ale samochodem wygodniej".
> >>
> > 1. Żebyś się nie zdziwił (i nie mam na myśli niewygodnych samochodów).
> > 2. I ci, którzy jeżdżą komunikacją miejską, robią to głównie z
> > oszczędności?
>
> Pomijając od czego wychodziliśmy, to teraz chyba przesadzasz ;)
> Ci ludzie relaksujący się w autobusie "na sardynkę"... ;))
> Wyszłoby im taniej pojechać autem, ale wolą przepłacić,
> żeby "poobcować z bliźnimi" :))
>
W Twoim świecie nie istnieją ludzie, którzy nie mają samochodów i nie
stać ich na taksówki? Czy może chęć zaoszczędzenia paru groszy to jedyna
motywacja, jaką uznajesz?
> >> Ma robić takie, żeby pracodawca był zadowolony.
> >> Jak i z czego - to jej broszka. O ile zachowa podstawowe
> >> normy higieny - pracodawca wydaje kasę, żeby o takich
> >> pierdołach nie myśleć.
> >>
> > No to tu się różnimy, bo ja pani Zosi za wrzucanie do gara pierogów z
> > torebki bym nie zapłacił. A gdyby się nie różniły od tych robionych
> > przez nią, to bym jej w ogóle nie wynajął.
>
> Zamiast pani Zosi wziąłbyś jej babcię, albo szefa kuchni
> z Hiltona - co za różnica. ;)
> Co do zasady - zatrudnianie w ten sposób osób nie następuje po to,
> żeby jadać lepsze pierogi niż Twoje, tylko po to, żeby się tym nie
> przejmować.
>
Tak czy inaczej u mnie "jak i z czego" to nie jest "jej broszka".
> A Twoje pierogi - sam - raz na jakiś czas
> (hobbystycznie) sobie zrobisz (pani Zosia tylko pozmywa) :)
>
Jeśli będzie mnie stać na panią Zosię, palcem nie kiwnę. Już pisałem, że
nie lubię gotować.
> >> No Ojcem Tereskiem nie jestem, więc robię to tylko
> >> dla własnego dobrego samopoczucia. :)
> >>
> > Chodziło o wybór celu.
>
> Jeśli masz na myśli temat rozmowy - taki sam dobry
> jak każdy inny (no - jak większość innych ;)).
> Jeśli uważasz, że się jakoś szczególnie na Ciebie uwziąłem,
> to niepotrzebnie (z góry przepraszam) :)
> Tak prawdę mówiąc, to nawet mi nie bardzo zależy,
> żeby przekonać kogoś do tego co mówię.
> Uczestnictwo w dyskusji, jako takiej, jest dla mnie
> czynnością wartą poświęcenia uwagi/czasu
> (pomijam oczywiście głupawki o wycieraniu kota
> mopem, czy monitorem ;).
> Mam nadzieję, że przynajmniej pod tym względem,
> nie jesteśmy z Agnieszką w usenecie odmieńcami ;)
> (chociaż... kto wie...??)
>
Jak pod tym, to nie wiem, ale zwalczanie nieistniejących tez to żadna
rzadkość.
--
Jarek
Kamil 27.11.98, Police
To tylko moje prywatne opinie.
|