Data: 2001-09-19 13:22:10
Temat: Re: rady, rady, rady.... a propos odpowiedzialnosci
Od: Carrie <c...@b...gnet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wed, 19 Sep 2001 02:10:16 +0200 "krzysztof\(ek\)"
<k...@p...onet.pl> nadmienił(a):
>> Czy psychotropy i silne leki antydepresyjne nie mają przy
>> przedawkowaniu śmiertelnych skutków? Czy to dotyczy wyłącznie leków
>> czysto nasennych?
>
>Maja. Ale przeciez chory depresyjny nie jest glupi. Jak ma mysli
>samobojcze wynikajace z depresji, to nie bedzie przeciez zabijal sie
>lekiem na depresje, no nie?
>
>Rownie dobrze moze zreszta sobie podciac zyly albo sie powiesic. Ryzyka
>nie wyeliminujesz calkiem.
Akurat połknięcie większej ilości tabletek naraz wydaje mi się mniej
przerażającym i dużo prostszym sposobem niż wieszanie się, cięcie albo
skakanie z 10 piętra. Może jest mniej widowiskowe - a to już zależy,
czy człowiek naprawdę chce odejść, czy przy okazji pokazać to
efektownie innym.
Btw chory depresyjny, jak to nazwałeś, niekoniecznie myśli rozsądnie i
panuje nad własnymi emocjami. W jednej chwili poczuje się gorzej niż
zwykle, w drugiej się
Być może właśnie dlatego ludzi w naprawdę ciężkim stanie poddaje się
ciągłej kontroli i opiece, i oni _nie mają_ dostępu do niebezpiecznych
przedmiotów ani leków - tzn. dostają ścisłe dawki leku, a nie całe
opakowanie, żeby sobie sami brali.
>> Dzisiaj jeśli ktoś sobie z czymś nie radzi, szuka osoby, która mu
>> pomoże, albo która wręcz rozwiąże problem za niego. I to jest imho
>> przerzucanie odpowiedzialności za własne życie i własne czyny na
>> innego człowieka.
>> Czy to jest słuszne?
>
>IMO to nie jest przerzucanie odpowiedzialnosci.
>Czlowiek ma prawo liczyc na pomoc innych, a ich obowiazkiem (moralnym -
>dla mnie slowo czlowiek to cos wiecej niz okreslenie nazwy gatunku) jest
>mu pomoc.
>Idealizm?
Chyba tak... :)
Wiesz, skojarzyło mi się to z tonącym człowiekiem: woła o ratunek, a
kto mu może pomóc?
A. umie pływać, ale się boi, że może nie da rady, nie chce brać na
siebie odpowiedzialności za nieudaną akcję.
B. nie umie pływać, więc nie ryzykuje, ale ma potworne poczucie winy,
bardzo chce pomóc, ale nie wie jak, więc może się sam zamartwia, a
może biega wokół i krzyczy w panice, a może poucza innych, co powinni
zrobić...
C. rzuca się do wody, mimo że pływać nie potrafi i wie o tym, może w
porę rezygnuje, a może nie.
D. uważa, że da sobie radę, ale po dopłynięciu do tonącego okazuje
się, że jednak nie - więc ma do wyboru pozwolić się pociagnąć na dno
albo jak najszybciej zostawić tego człowieka samemu sobie i się
ratować.
E. udaje, albo i nie udaje, że cała ta sytuacja wcale go nie obchodzi.
F. wrzeszczy do tonącego, żeby podpłynął bliżej drugiego brzegu, bo
tam jest ratownik ;)
G. prawi morały, że tonący sam jest sobie winien, bo mógł się nauczyć
pływać albo nie powinien zbliżać się do wody, a w ogóle to czemu nie
zaczął wołać o ratunek wcześniej, gdy był w płytszym miejscu - wtedy
łatwiej by go było wyciągnąć.
H. opowiada, jak to było, kiedy sam się topił i co go uratowało ;)))
I. dokładnie wie, co należy zrobić w takiej sytuacji, tylko że nigdy
tego wcześniej nie robił i nie jest praktycznie przygotowany, bo skąd
wziąć na poczekaniu koło ratunkowe?
i tak dalej, i tak dalej, możliwych zachowań jest całe mnóstwo...
W grupie ludzi na ogół więcej osób umie pływać niż zna się na
psychologii, prawda? A nie zawsze, mimo wszystko, znajdzie się taki,
który naprawdę tego tonącego uratuje - z różnych powodów,
niekoniecznie z własnej winy.
Tak więc nasuwa mi się pytanie: co jest naszym obowiązkiem moralnym?
Bezwarunkowe niesienie pomocy - nawet jeśli nie jesteśmy do tego
psychicznie czy fizycznie przygotowani? Sam w którymś momencie
napisałeś, że nieumiejętną pomocą można zaszkodzić. I zgadzam się z
tym. Tylko w takim wypadku co wybrać - spróbować pomóc czy całkiem się
odciąć, nie odzywać, nie wyciagnąć ręki?
O ile wiem w świetle prawa zaniechanie udzielenia pomocy jest źle
widziane, więc w świetle zasad moralnych myślę, że także. I co się
dzieje: nadgorliwość - zła, znieczulica - zła. Jest jakaś trzecia
opcja?
O tym, czy się komuś pomogło, czy zaszkodziło, wie się niestety z
reguły dopiero po fakcie. A decyzję trzeba podjąć szybko.
Gdyby ktoś poprosił Cię o pomoc w kwestii, w której nie jesteś
specjalistą, to kazałbyś mu się odczepić czy próbował na miarę swoich
sił i umiejętności?
Pozdrawiam, Carrie
PS. Według mnie człowiek oczywiście ma prawo liczyć na pomoc innych i
ma obowiązek pomocy udzielać, na ile to jest możliwe. Doświadczenie
jednak [nie tylko moje] poucza, że najlepiej jest przede wszystkim
polegać na sobie, a do innych zwracać się w ostateczności. Tymczasem
są ludzie, którzy do ostatniej chwili mają nadzieję, że sami sobie
poradzą, co okazuje się fałszywym mniemaniem, jak i tacy, którzy z
byle czym lecą po pomoc, nie czują się na siłach albo nie chce im się
nawet spróbować samodzielnie rozwiązać problemu. Tak, to są
skrajności.
Pytanie: czy pomagam, czy szkodzę osobie z pierwszej grupy, wciskając
się w jej życie i proponując pomoc, kiedy o to nie prosi? Czy pomagam,
czy szkodzę drugiej osobie, tłumacząc jej, że powinna sama spróbować
rozwiązać problem?
Bardzo to skomplikowane...
|