Data: 2011-11-30 17:43:05
Temat: Re: reakcje paranoika
Od: XL <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sat, 26 Nov 2011 03:33:51 +0100, zażółcony napisał(a):
> (...)
> Auszwitz tym się różni od aborcji, że w pierwszym wypadku
> decyzje i odpowiedzialność za uśmiercanie stało po stronie
> anonimowych oprawców,
I to jest ta różnica? A wg Ciebie na korzyść czy na niekorzyść aborcji?
:-/
:-O
> nie mających żadnych bliskich
> związków z ofiarami.
Żółty, CO Ty rozumiesz przez BLISKI związek???
> Innymi słowy - była to realna
> władza jednych nad drugimi, dająca prawo do
> dowolnego pomiatania ofiarami.
> W przypadku aborcji decyzje i odpowiedzialność staramy się
Piiiip! Piiiip! Piiiip! - my?
> umiejscowić jak najbliżej matki
A najbliżej ojca jakoś tak zwyczajowo nie? - połowa dziecka jest jego!
Razem je spłodzili.
Dlaczegóż to odciążasz od odpowiedzialnosci ojca biologicznego?
Lub: dlaczego odmawiasz ojcu biologicznemu prawa do decyzji o życiu/śmierci
jego biologicznego dziecka?
Dlaczego ojciec biologiczny musi także stać się oprawcą? - bo tak chce
biologiczna matka??? :->
Co z prawami ojca biologicznego do dziecka?
Gdzie są ojcowie biologiczni W OGÓLE w całej tej paskudnej sprawie?
Dlaczego milczą?
Czyżby milcząco ukrywali się przed odpowiedzialnoscią? Lub rezygnowali z
praw do dzieci?
Słyszałeś może jakąś wypowiedź męa Alicji Tysiac w sprawie aborcji ICH
dziecka? - bo ja widziałam go tylko raz, siedzącego cichutko gdzieś z boku,
podczas gdy żona domagała się prawa do zabicia ICH dziecka.
Sytuacja rozpłodnika jak widać temu panu pasuje... Chyba innym też, w tym
jak widzę i Tobie - wobec Twego eufemistycznego "odpowiedzialność staramy
się umiejscowić jak najbliżej matki".
Nie stać Cię, mój piękny Panie, na jasne stwierdzenie "Zrobiliśmy sobie co
prawda razem, ale to ona niech sobie z tym dalej radzi - fizycznie i
psychicznie, ja umywam ręce"?
:->
> - która z natury rzeczy
> w żadnym wypadku nie może być uznawana za stronę
> niezaangażowaną i nie mającą związku z dzieckiem.
Aha, to już mam odpowiedź na moje pytanie.
Przerażającą zaiste, bo Ty za ten "bliski związek" uważasz w TYM przypadku
połączenie pępowiną oraz wspólne geny.
Zasmucę Cię.
Nie ma żadnego bliskiego związku.
Zamiar aborcji bowiem właśnie wynika z i dowodzi BRAKU jakiegokolwiek
bliskiego związku w rozumieniu NORMALNIE ukształtowanych emocjonalnie
ludzi, do których się dumnie zaliczam.
W TEJ sytuacji jak widać pępowina i wspólne geny NIE WYSTARCZAJĄ - gorzej
nawet, stają się bezpośrednią przesłanką do zabicia konkretnego człowieka.
Jesli chcesz to nazywać "bliskim związkiem" - odwracasz świat do góry
nogami.
> Jeśli dla kogoś to rozróżnienie brzmi zbyt abstrakcyjnie,
> to trudno
To rozróżnienie jest absurdalne.
Nie ma żadnej różnicy.
A jeśli nadal będziesz się upierał - zamiast Auschwitz przytoczę Stalina i
śmierć najbliższych osób z jego osobistego polecenia...
> Sytuacją idealną z punktu widzenia
> decyzyjności i odpowiedzialności mamy wtedy, gdy
> świadomy podmiot decyduje sam o sobie. Np. decyduje
> się na eutanazję. Sytuacjami bardziej kontrowersyjnymi
> i trudnymi są te, kiedy np. rodzina musi wziąć odpowiedzialność
> za odłączenie nieświadomej już umierającej osoby od
> aparatury podtrzymującej życie - oraz właśnie sytuacja
> aborcji, gdzie najbliższymi i najnaturalniejszymi
> reprezentantami 'dzieci nienarodzonych' są ich rodzice.
Kpisz tutaj w sposób bezecny z dzieci nienarodzonych, sugerując
biologicznych rodziców jako "najbliższych", podczas gdy właśnie z racji
pępowiny i wspólnych genów są to najdalsze dla nich osoby w całej galaktyce
- ich oprawcy.
> RODZICE - a nie jacyś abstrakcyjni, odlegli 'obrońcy
> dzieci nienarodzonych', których związku z dziećmi
> nienarodzonymi nijak się nie da stworzyć.
Nie RODZICE. Tylko rodzice biologiczni.
Tego terminu odtąd będę używała podczas rozpatrywania zagadnienia aborcji.
I Tobie także radzę.
Rodzice biologiczni w problemie aborcji to osoby pozostające bez żadnego
bliskiego związku z sobą wzajemnie (tak!) oraz z własnym płodem=dzieckiem.
Troje obcych, z których jedno zrzuca decyzję i odpowiedzialność na drugie
odnośnie śmierci trzeciego.
>
> Oczywiście powyższe nie jest idealne, w dalszym ciągu
> nie rozwiązuje to wszystkich problemów związanych
> np. z ułomną decyzyjnością matki (np. matki narkomanki).
> Ale mam nadzieję, że przynajmniej udało mi się
> wyjsnić, dlaczego aborcja i eutanazja a Auschwitz
> to z punktu widzenia związków i odpowiedzialności
> to dwie diametralnie różne sytuacje.
Nie, nie udało się.
Twój "dowód" bazował na karykaturalnej, wręcz makiawelicznej definicji
"bliskiego związku".
>> "Świadome, kontrolowane, odpowiedzialne rodzicielstwo z ograniczoną liczbą
>> dzieci" - i wszystko to jednym pstryknieciem osiągniemy dzięki aborcji!
>> Zabrzmiało dokładnie jak "uzasadnione ekonomicznie ograniczanie liczby
>> podludzi". Skądś to znasz?
> Jak już mówiłem - aborcja to jeden z elementów, w dodatku ten
> raczej na sytuacje skrajne, kiedy już jest po prostu źle
> i inne możliwości zawiodły.
Tu o aborcji mówimy, nie o tych "innych możliwościach", więc nie rozmywaj
tematu znowu. Nie pozwolę na to.
>
>> To jest ZBYT proste nawet jak na budowę cepa. Nawet nie wiem, jak to
>> nazwać, aby zobrazować ten skrajnie niski stopień skomplikowania...
>> :-/
> Może wyjaśnienie o bliskich związkach i odpowiedzialności
> coś wyjaśniło ... mam cichą nadzieję.(ciach dłużyzny).
Nie wyjaśniło i nie ma takiej możliwości. W kontekście aborcji pępowina i
wspólne geny są związkiem NAJDALSZYM z możliwych i najmniej pożądanym dla
dziecka jaki może istnieć - związkiem oprawcy z ofiarą, przyczynkiem do jej
śmierci.
Postscriptum:
Minione kilka dni mojej nieobecności wynikło tylko i wyłącznie z tego, że
bardzo trudno było mi przemóc wstręt, by wrócić do Twej wypowiedzi i zabrać
się do pisania tego posta. To u mnie generalnie niespotykane, abym miała
emocjonalny (bo merytoryczny nigdy) kłopot z odpowiedzią, więc masz
pojęcie, jak wielkie czuję obrzydzenie ze względu:
a) na Twą makiaweliczną "definicję" bliskiego związku w kontekście aborcji
b) na to, jaką budzisz swoimi powyższymi poglądami sympatię większości osób
tutaj piszących.
Obie ww sprawy mnie skutecznie odstręczają, jak sądzę trwale.
Pozostałych zachowuję w miłej pamięci.
--
XL
|