Data: 2006-08-21 16:28:12
Temat: Re: stanowcze T/N dla wychgodzenia dziewczyny z kolezankami na tance
Od: "Paulina W." <e...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "el Guapo" <e...@v...pl> napisał w wiadomości
news:78e7.00000116.44e9c7e7@newsgate.onet.pl...
> 2) Skoro miałaby 'chcieć _po prostu_ potańczyć', to w czym niby zawadzać
> miałby
> jej partner? Dzielenie przyjemnych chwil raczej związkowi nie szkodzi.
> Jeśli
> istotnym elementem owego potańczenia jest nieobecność partnera, to jakieś
> znaczenie ono jednak ma. To wcale nie musi oczywiście być wyrywanie
> facetów,
> tylko np. manifestowanie wobec koleżanek jaka to ja nie jestem niezależna
> i że
> żaden facet mnie do garów nie przykuje!
Albo po prostu - chęć wyjścia na miasto TYLKO z koleżankami, bez facetów, na
babskie ploty i śmiechy, połączone z "potańczeniem" we własnym kółeczku,
kiedy można się wyluzować, pośmiać, poplotkować - poobgadywać partnerów, co
tu kryć - i nie trzeba się stroić i trzymać cały czas fasonu "laski" przed
facetami.
A swoją drogą, każdy sądzi po sobie - i dlatego zastanawia mnie ta reakcja
panów ;P
Gra pozorów ma ogromną moc - taka
> dulszczyzna inaczej ('co - ja tego nie zrobię??? - zesram się, a zrobię! -
> związek rozpieprzę, a dopnę swego!!!').
> (...)
Też mi związek, w którym partnerzy są do siebie permanentnie przyklejeni i
jedno się bez drugiego nigdzie nie rusza... a ruszenie się jest odbierane
jako powód do "rozpieprzenia" tegoż związku.
--
Paulina
|