Data: 2002-12-01 15:51:23
Temat: Re: trudna decyzja ...
Od: l...@p...onet.pl
Pokaż wszystkie nagłówki
Po pierwsze dziękuję wszytskim za tą burzliwą "ocenę - nieocenę" mojej
sytuacji. Dziękuję za wszystkie posty, bo wszystkie one są dla mnie ważne.
Masz rację Jerzy, pisząc na forum chciałam się przede wszystkim podzielić
anonimowo z kimś tym wszytskim, co się dzieje w moim życiu, a o czym nie mogę
powiedzieć nikomu. Takie anonimowe uzewnętrznienie się na pewno w jakiś sposób
mi "pomogło". Na jakiś malutki moment stanęłam z boku siebie i swojej
sytuacji.
Dużo się tu mówiło o tolerancji, o ocenie. Ale ja myślę, że to już zależy od
samego człowieka i sytuacji. Czasem są to bardzo subtelne różnice. Niestety
życie stwarza wiele różnych, trudnych sytuacji. Trudnych, ale innych. Inaczej
się o tym pisze, inaczej czuje, w końcu inaczej to wygląda. A przede wszytskim
inaczej czuje się człowiek kiedy tkwi w środku samej sytuacji - zwykle mało
się wtedy myśli obiektywnie. Jedna zła decyzja rodzi czasem wiele złych w
przyszłości. Niestety nikt za nikogo decyzji podjąć nie może. I może właśnie
ja tego w tej chwili żałuję. Może chciałabym, żeby ta decyzja nie do mnie
należała? Pewnie jest w tym wiele racji, że "podejmuję decyzję za kogoś". Ale
po tych wszytskich dniach, które minęły od momentu kiedy dowiedziałam się o
dziecku, po długich godzinach rozmyślania "za i przeciw" taką właśnie podjęłam
decyzję. I mylisz się Kasiu, właśnie przede wszytskim myślałam o dziecku i o
jego dobrze. Bo nie sztuką jest stworzyć rodzinę byle jaką, gdzie dwie osoby
poprostu żyją obok siebie, ale nic ich nie łączy. Sztuką jest wychować dziecko
w atmosferze miłości, jakakolwiek ona by nie była, poczuciu bezpieczeństwa,
które nigdy nie miałoby miejsca, gdybym była z NIM tylko ze względu na
dziecko. Może się powtórzę, ale wiele jest rodzin gdzie samotni rodzice
wychowują dzieci i nikt nikogo nie krzywdzi! Są przecież wypadki gdzie ojciec
lub matka giną i zostawiają małe dzieci, i co też samotny rodzic ma je oddać
do adopcji, bo został sam, bo nie da mu "pełnej" rodziny??? Może to jest
dzielenie włosa na czworo, ale moja sytuacja też jest incydentem, który nie
powinien, ale się zdarzył. Pewnie powiesz, że mogło tak się nie stać, że
mogliśmy być bardziej rozsądni i nie spotykać się itd. Tak, mogło tak być. Ale
życie jest kwestią wyborów. Za te wybory trzeba umieć wziąśc odpowiedzialność
i ja chcę to zrobić. Czy to żle, że nie chcę niszczyć życia komuś innemu? Że
nie chcę aby moje dziecko wychowywało się niekochane, niechciane przez ojca,
który będzie gdzieś daleko?
Możesz się cieszyć Jerzy, bo to wszystko co tu przeczytałam skłoniło mnie do
głębokiej refleksji i choć niczego więcej nie mogę obiecać, bardzo cenię sobie
"cudzy" subiektywizm, który wyzwala we mnie takie "skłonności" - generlanie
nie jest to łatwe.
pozdrawiam serdecznie
Lucyna.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|