Data: 2002-05-22 10:05:20
Temat: Re: żal
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Oasy" <O...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:acfot7$lo1$1@news.onet.pl...
> [...]Na prawdę jak widać nie
> każdego stać na to by poświęcić swą godność po to by ratować
to co się na
> prawdę w życiu liczy.
Może po prostu nie każdy uważa, że warto, i dla każdego co
innego się "naprawdę w życiu liczy".
> [...]scenariusz gdy mąż zostaje za wszelką cenę bywa
> często gorszy niż rozstanie. Ale mając na uwadze co mówiła
autorka wątku o
> swym mężu trochę wydaje mi sie daleko do takiej sytuacji. A
moją główną
> zasadą na usenecie jest ufać osobie która prosząc o pomoc
przedstawia fakty
> swego życia i ich ocenę.
I właśnie na podstawie tego przedstawienia starałam się wyrobić
sobie opinię na temat tej sytuacji. Wielokrotnie podkreślałam,
że jest to moja opinia, i starałam się unikać sformułowań typu
"żona powinna zrobić to i to". Mam wrażenie, że ostatnie posty
Żony są znacznie bardziej optymistyczne niż te, od których
zaczęła się dyskusja. Oczywiście niewykluczone, że wynika to z
mojego odbioru opisu Żony przez pryzmat własnego poglądu na
takie traktowanie, którego zresztą pozwolę sobie nie zmieniać. A
na początku Żona zapytała wyraźnie "No i co ja mam w takiej
sytuacji zrobić.". Odpowiedziałam, co myślę - ratować siebie.
> Skreslając każdego kto robi błędy[...]
E no, bez przesady. Ja robię błędy, TŻ robi błędy, teściowa robi
błędy... :) Po prostu "błąd" opisany przez Żonę przekracza mój
osobisty próg tolerancji dla rzeczy, które warto ścierpieć dla
ratowania związku. _Ja_ bym takiego faceta po prostu wysłała na
drzewo, ale skoro Żona ma siłę i chęć trwać przy nim i uważa, że
to ma sens, to mogę Jej tylko życzyć powodzenia, prawda? Tylko
proszę, nie wymagaj ode mnie podziwu dla postawy osoby, która
wysłuchuje skarg własnego męża na kłopoty łóżkowe z inną panią i
jednocześnie stwierdza "A nam naprawde jest razem dobrze, nie
odczułam jakiegokolwiek zaniedbania z jego strony", bo ja takiej
postawy zwyczajnie nie rozumiem. A z drugiej strony moje
wspomniane wcześniej doświadczenia pozwalają mi przypuszczać, w
jakiej emocjonalnej pułapce _mogła_ znaleźć się Żona (mogła, nie
musiała, ostatecznie to ja najgłośniej krzyczę o niepowielanie
stereotypów).
Na życzenie jestem skłonna dowolnie długo tłumaczyć się ze
swojego poglądu ;), ale ponieważ wydaje mi się, że długośc moich
ostatnich wynurzeń na grupie przekracza wszelkie granice
przyzwoitości, na tym na razie poprzestanę.
Pozdrawiam
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl
|