Data: 2005-05-08 10:29:01
Temat: Re: zdrada ? - co o tym myślicie ?
Od: 'madzik' <m...@g...niet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Oasy:
>>Moje zdanie w takiej sprawie jest dość kontrowersyjne chyba, bo ja bym ani
>>czegoś takiego nie mówiła partnerowi, ani nie chciałabym, żeby On mi o
>>czymś takim opowiedział.
>
> Ale Ty patrzysz (jak śmiem podejrzewać) z punktu widzenia związku w którym
> zaufanie jest już zbudowane i jeden taki incydent w żaden sposób nie
> zniszczyłby go, co najwyżej sprawił bolesną ranę całkowicie możliwą do
> zagojenia.
Nie, Andrzeju. To coś powyżej, to była jedna z pierwszych rzeczy, jakie
głośno oznajmiłam w związku. O takich rzeczach, jak opisał Wojtek, nie
chcę wiedzieć. Uważam, że jedna taka sytuacja (ale nie: coś takiego
robione _nałogowo_), może się zdarzyć każdemu. To, czego nigdy bym nie
chciała natomiast, to dowiadywać się o romansie trwającym od paru miesięcy.
Dlatego napisałam, że to jest zapewne kontrowersyjne podejście, z
którego - nie ukrywam - nie będę się tłumaczyć.
> Natomiast to zaufanie musi zostać jakoś zbudowane i moim zdaniem
> ten ból szczerości może mieć pozytywne skutki jeśli chodzi o tworzenie tego
> zaufania.
Dobra, dobra. Ożeniłbyś się z kobietą, która po po półtora roku bycia
razem oznajmiła Ci, że próbowała się zakochać w kimś innym podczas
rzadszego spotykania się z Tobą? (nie napadam, spróbuj się nad tym sam
dla siebie zastanowić, zwłaszcza próbując sobie wyobrazić, że Twoja
praca polega głównie na paromiesięcznych wyjazdach z domu...).
> Z resztą chodzi tu nie tylko zaufanie do partnera ale też do
> samego siebie i tylko z biegiem czasu i doświadczeń można sobie odpowiedzieć
> na pytanie czy jesteśmy sobie sami w stanie poradzić z taką prawdą nie
> szukając oparcia w partnerze, mimo iż będzie go bolało.
Sorry, ale partner to nie jest worek treningowy, żeby na nim ćwiczyć
własną wytrzymałość na wyrzuty sumienia.
A z drugiej strony, traktowanie takiego wydarzenia jako "doświadczenia",
zakłada robienie tego częściej. A moja tolerancja na wybryki nie sięga
aż tak daleko.
Czymś innym IMHO jest nagłe poczucie pożądania do kogoś trzeciego i
prośba o pomoc skierowana do partnera/-ki ("słuchaj, nie wiem czemu ale
czuję coś takiego, nie radzę sobie z tym, co mam robić, pomóż mi, bo nie
chcę robić czegoś, co może zniszczyć nasz związek" - choć i tak uważam,
że niewiele osób potrafi w tym momencie faktycznie pomóc takiemu
zagubionemu partnerowi i często lepiej nie mówić nawet tego), a czymś
innym "budowanie doświadczenia" w zakresie, czy potrafię z moimi skokami
w bok poradzić sobie sam/-a nie mieszając w to partnera.
Co nie znaczy, że usprawiedliwiam w pełni pozwolenie sobie samemu na
poczucie "nagłego pożądania do kogoś trzeciego".
> Nie wykluczam
> okoliczności w których właśnie takie zachowanie partnerki można uznać za
> bardzo właściwe. Ona może właśnie daje się poznać partnerowi, by on wiedział
> jak reagować na różne objawy jakie w niej zauważy by móc podać pomocną dłoń
> kiedy będzie tego potrzebowała.
Najłatwiej się dyskutuje, jak się samemu postawi w takiej sytuacji ;-)
Naprawdę sądzisz, że mężczyzna (samiec, zdobywca ;-)), zaakceptuje fakt
PARU takich prób ze strony _swojej_ kobiety i przy następnyCH będzie
_po_prostu_ wiedział, jak ma zareagować? Ja rozumiem, jedna taka
sytuacja - która i tak IMO jest dla większości mężczyzn wystarczająco
ciężka - ale PARĘ? Jeśli Ty osobiście zniósłbyś KILKA takich sytuacji,
to poważnie, naprawdę i głęboko z serca podziwiam Cię (zakładając, że
kochasz kobietę z którą jesteś w związku i zależy Ci na niej i na
rodzinie, jaką tworzycie, a nie, że jest to układ np. finansowy
odpowiadający obu stronom utrzymywany ze względu na dzieci => ja NIE
sugeruję, że tak jest u Was, to tylko przyjęte założenia w dyskusji).
--
Pozdrawiam ciepło,
Magda (to jest rozmowa, jeśli coś za mocno powiedziałam, to serdecznie
przepraszam)
|