Data: 2004-11-19 10:18:25
Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: Andrzej Garapich <garapich malpa isez kropka pan kropka krakow kropka pl a t...@t...zmyłka>
Pokaż wszystkie nagłówki
"agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl> pisze:
>> A to oczywiste!. Nigdy już nie da osiągnąć tego efektu, to już
>> jasne. Walczymy już w innej, znacznie niższej lidze.
>
>Ciesze sie, zesmy sie choc w tym zgodzili :)
>Zostaje jeszcze kwestia czy warto ( dla dobra dziecka wlasnie ) grac w
>tej nizszej lidze.
IMHO właśnie tak. W ekstraklasie już nie będziemy, to pewne.
Pytanie, czy liga "nowy partner", "nowy dom" itd. jest wyższa
od ligi "utrzymujemy pozory, żeby nie piętnowac dzieci" czy
też odwrotnie.
>> Czy wszystkie pary, które się kochają, zawsze się przytulają, całują,
>> obejmują itd? Zawsze? Nie wiem, pytam się po prostu. Dla mnie to nie
>> jest warunek sine qua non.
>
>Masz racje, nie wszystkie. Podalam te przyklady, bo sa dosc powszechne.
>Mialam na mysli kazdy wyraz bliskosci, jaki miedzy wspolmalzonkami
>móglby i powinien byc - a którego brakuje. Dziecko ten brak wlasnie
>wylapie. Wybacz niejasnosc mojej wczesniejszej wypowiedzi.
POzwól, że doprecyzuje. Bez przytulania i innych podobnych wyrazów
bliskoci da się wychować normalne dziecko, bez jakiejś specjalnej
skazy na psychice (brak umiejętnośći przytulania się za taką skazę
nie uważam, chodzi o inne, powazne rzeczy).
>> Ja nie wiem, jak to jest. Serio nie mam pojecia. _WYDAJE_ mi się,
>> że to jest możliwe. Widzisz: ja nie wiem co dałbym za dom, w któym
>> nie ma czułosci w ogóle, rodzice się nei obejmują i nie żartują
>> ze sobą. Byleby by byli. To, o czym Ty piszesz, to wtórna potrzeba
>> wobec pierwotnej: żeby kurcze byli oboje. Niech będą jacy chcą
>> wobec siebie.
>
>Przeczytaj prosze mój post z 15. 19 - tam odnioslam sie do tego akapitu.
>Zeby sie nie powtarzac, w tym podwatku nie bede sie do tego odnosic,
>dobrze?
Tak. Dyskusja merytoryczna powoli się kończy. Koła już tu nilt nie
odkryje.
Ale wiesz co mi dała ta dyskusja? Dotychczas sądziłem, że mój
punkt widzenia jest zawsze słuszny, zgodnie z nim udzielałem
rad i go broniłem. Był dla mnie oczywisty, bo jakoś nigdy go
nie konfrontowałem z np. Twoim. Teraz już wiem, że jest jedną
ze składowych alternatywy.
>> Widocznie tak. Różnic między Twoim dzieciństwem i moim jest
>> zapewne mnóstwo, więc nie ma co porównywać bez wódki. Ale dla
>> mnie (jak się okazuje) te sprawy stały się kluczowe.
>
>Dla mnie "wsciekle psy " ;)
O wódce to ja miałem na myśli to, że ja jednak szczerze
i głęboko bez znieczulacza nie potrafię. A że dużo pracuje,
to mało piję, więc mogę sobie pomarzyć...
>Nie da sie ukryc-kazdy z nas ma jakas 'bolaczke'. Tylko brakujace- nie
>zawsze znaczy lepsze. Warto o tym pamietac bo mozna sie niepotrzebnie
>wpakowac w bledne kolo pt. "co by bylo gdyby".
Sensem rozpoczynania tej dyskusji z mojej strony byla
obserwacja, ze twoj punkt widzenia (poniekąd słuszny) jest
nadreprentowany jako scenariusz co robić, a mój uważałem
za niedoreprezentowany.
>> No to wszystko jasne. W Twoim wypadku było lepiej, ja kbyło.
>> Całkowicie mnie przekonałaś. Mam prośbę, żebyś uwierzyła, że nie
>> zawsze tak musiało być. Tylko tyle.
>
>Ok- wierze.
dzieki
>> >po domu po prostu widac, ze nie ma w nim szczesliwej rodziny.
>>
>> Rodziny i tak nie będzie.
>
>I o to mi chodzi. Po co wiec fundowac dziecku nastepna traume pt.
>"Teatrzyk mlodego widza i moja w nim rola"
Ponieważ np. inne dzieci widzą TYLKO ów teatrzyk i nie wiedzą, że
coś w nim jest nie tak. POnieważ ja wolałbym mieć ów teatrzyk niż
go nie mieć (ja wiem, u Ciebie ów teatrzyk zamienił się pomieszanie
Lady Makbet z Weselem :-) ), ale ja uważam, że u niektórych może
zostać na etapie "Pinokia"
> ( ja naprawde staram sie zrozumiec co chcesz przekazac i dlaczego - ale
>uwazam, ze skutki sa o wiele gorsze niz ewentualne korzysci )
Kolejny punkt w protokole rozbieżnoąści. I świat się nie wali.
>> I z takich uczuć spłodzili jeszcze jedno dziecko? Gwałcił ją?
>> Wg prawa może nawet legalnie usunąć albo oddać do adopcji.
>
>Co do plodzenia:
>1) wiesz...ja mówie o zdarzeniach rozciagnietych w czasie. _Kiedys_ ta
>milosc istniala. Co nie oznacza, ze jest tu i teraz. Wygasala równiez z
>czasem a nie nagle 'bum' i nie ma.
NO Ok, ale jest dziecko w drodze. czyli nie aż tak bardzo
rozciągneita.
OK, tu się sprzeczamy o sprawy formalne... Nie warto się
o nie sprzeczać.
[...]
>
>> Ale to też będzie miało miejsce, gdy rodzicę stworzą dwa osobne domy
>> i nie będą na tyle kulturalni, żeby w sobie te pragnienia
>> stłumić. Naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić silniejszą potrzebę,
>> niż rywalizację o miłość dziecka pomiędzy rodzicami po rozwodzie
>> (na zasadzie: a wiodzisz! on jednak mnie bardziej kocha, to Ty
>> jesteś kanalia!).
>
>Tu akurat masz racje. Przy dwóch domach tez moze sie tak zdarzyc.
>Ale moze byc mniej silne ( mam przynajmniej taka nadzieje ) niz kiedy ma
>sie zaburzone relacje non stop, 24 h/dobe.
U mnie było bardzo silne, do absurdu. Dlatego uważam, że gdyby
odgrywali teatrzyk, byłoby lepiej. Agi! Ja się bałem przyznać
drugiemu rodzicowi, że mi fajnie na wakacjach było z pierwszym,
bo go tym krzywdziłem...
Dyskusje o konwenansach przeniose do osobnego wątku, dobrze?
Bo tu już jest całkiem OT.
pozdrawiam serdecznie
Andrzej Garapich
--
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią
|