| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-03-29 23:48:47
Temat: Re: SMIERC"Magdalena Chlebna" w news:b654uc$i5r$1@inews.gazeta.pl napisał(a):
>
> > A czytalas moze Marie de Hennezel - Smierc z bliska?
> Niestety nie czytałam, szczerze mówiąc nawet nie
> słyszałam. Może powiesz coś o niej?
"Ta ksiazka jest owocem doswiadczenia siedmiu lat spedzonych u boku osob
bliskich smierci w jednym z paryskich hospicjow"
"Ci, ktorzy wkrotce odejda, ucza nas zyc"
I najdluzszy cytat jaki z niej przepisalem:
"Mezczyzna, z ktorym jem kolacje, poprosil mnie pewnego dnia o rzecz tak
powazna i jednoczesnie tak osobista, ze w tamtej chwili cala az
zesztywnialam. Bylo to ubieglego lata. Lezelismy wyciagnieci na trawie
(...) Rozmawialismy o starosci i o smierci, o tym czasie w zyciu, ktorego
kazdy sie boi, bo nie wie, czy zdola utrzymac ster w rekach, a sama mysl o
zaleznosci od kogos jest straszna. Otoz ten mezczyzna, aby zabezpieczyc
sie przed najstraszniejszym niebezpieczenstwem, jakim jest utrata kontroli
nad soba, postanowil, ze po skonczeniu szescdziesieciu pieciu lat popelni
samobojstwo. Jak sie wyrazil, wybranie momentu wlasnej smierci to dla
niego jedyny mozliwy akt wolnosci. Jedno tylko go martwilo: to, ze
musialby to zrobic w ukryciu i samotnosci. Ze zloscia wspominal sposob, w
jaki rozstal sie z tym swiatem Bettelheim. Zeby zrobic cos tak
archaicznego - sama rozumiesz, wsadzic glowe w plastikowy worek i udusic
sie tak, samotny jak pies, w jakims kacie! Czy nie mozna czlowiekowi dac
prawa, zeby umieral kiedy chce i nie byl przy tym sam?
W jego glosie malowala sie niemal rozpacz. Zrozumialam, ze mowi powaznie,
wiec potraktowalam go jak najbardziej serio. Czego w sumie oczekiwal? Ze
dokona sie na nim eutanazji, ze sie go zabije? Czulam gwalt zadany mojej
naturze: nikomu nie wolno prosic drugiego, aby odebral mu zycie. Tu
wszystko sie we mnie buntowalo i stawalo deba. Mialam na koncu jezyka
wszystkie stosowne argumenty: czy pomyslales o innych, o tych, ktorzy cie
kochaja? I dlaczegoz zaraz przesadzac, ze starosc bedzie nie do
zniesienia? Bywaja staruszkowie, ktorzy dozywaja swoich dni promieniejac
madroscia i swiatlem, dlaczego ty nie mialbys byc jednym z nich?
Lecz pomyslalam sobie - po co, przeciez i tak to juz slyszal. W tym
momencie zadecydowalam sie wysluchac do konca, co wlasciwie chcial
powiedziec.
"Nie prosze, zeby ktos pomagal mi w samobojstwie, zeby byl moim
wspolnikiem czy w ogole to aprobowal, pytam tylko, dlaczego nie moglbym
wtedy przy mnie ktos byc jako niemy swiadek, zebym nie musial byc sam.
Ktos, kto moglby siedziec blisko mnie, nie mogac nic dla mnie zrobic, nie
probujac mnie odwiesc od podjetej decyzji, nie usilujac proponowac mi
innego sposobu patrzenia na przyszlosc, po prostu ktos, zeby nie mowiono
pozniej, ze umarlem w samotnosci".
Dostrzeglam wowczas, mimo pomieszania, zarowno intelektualnego, jak
uczuciowego, ktore wzbudzila we mnie ta dziwaczna prosba, cale
czlowieczenstwo, jakie zawieralo sie w tej roli niepotrzebnego i
bezradnego swiadka, w calkowitym ubostwie, w jakim mialo sie mu
towarzyszyc w owym akcie, dla mnie absurdalnym - ale to byla jego decyzja,
jego sposob na smierc. Wzruszylo mnie to, wiec powiedzialam: tak. Tak,
jezeli mnie o to poprosisz, choc calkowicie nie zgadzam sie z twoja
decyzja, po to, zebys nie byl sam i czul do konca, ze ktos cie kocha.
A wiec teraz, jedzac sole z rusztu i popijajac ja chlodnym bialym winem,
wspominamy ow pakt, zawart letniego popoludnia - pakt mimo wszystko nie do
konca realny, bez zwiazku z rzeczywistoscia. Niepokoi mnie cos, o co
wowczas nie chcialam pytac, bo rzecza najpilniejsza bylo wysluchanie tej
prosby o milosc. Dziwi mnie ton, jakim domagal sie prawa dysponowania
swoim zyciem. Przypominam mu ten ton, gwaltowny i twardy, jak gdyby
chodzilo o obrone jakiegos zagrozonego dobra; przypominam mu jego
spojrzenie, niebieskie i zimne, ostre jak sztylet. Przeciw komu iczemu sie
bronil? Komu chcial wydrzec te ostateczna wolnosc? Stawiam to pytanie i
czuje, ze on je przyjmuje do wiadomosci. Skadinad juz nie wiem, czy
moglabym dotrzymac podjetego zobowiazania. On to wie. O tym wlasnie
rozmawiamy. Wydaje mi sie z jednej strony, ze moglabym tam byc i nie
interweniowac, zeby nie byl sam, z drugiej jednak strony widze, ze byloby
to po prostu nie do pomyslenia. Juz nie wiem, jestem niezdolna do
myslenia, to stan typowy dla tak zasadniczego rozdarcia. SLucha mnie. Ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu oswiadcza, ze problem wyglada dzisiaj inaczej.
Po prostu dlatego, ze wysluchalam jego prosby i potraktowalam ja powaznie.
Mowi teraz do mnie z glebi duszy, z jakiegos zupelnie innego miejsca; jego
glos jest miarowy, spokojny i cieply, wzrok pelen czulosci. Moze na swoje
przyszle szescdziesiat piec lat patrzec inaczej. Jest teraz miejsce na
inna perspektywe, otworzyla sie jakas nowa przestrzen. Ta zmiana, otwarcie
na inne mozliwosci zwiazane ze staroscia, dokonala sie w nim w ciagu
ostatnich miesiecy w sposob calkiem naturalny. Dokonalo sie to wraz z to
wraz z otwarciem serca, ktore poszerza czas terazniejszy, a w zwiazku z
tym i przyszlosc. Byc moze bardziej ufa obecnie temu, co zycie chowa dla
niego w zanadrzu."
Mam mieszane uczucia. Ksiazka wydaje mi sie troche zbyt sielankowe, a
smierc zbyt prosta. Najpierw jest ten bunt, ktory wynika glownie z tego,
ze nie mozna sie otwarcie przyznac do tego, ze niedlugo sie odejdzie ("na
pewno wyzdrowiejesz"). Pozniej jest wielkie wyciszenie gdy czlowiek nie ma
juz poczucia winy na przyklad wzgledem rodziny ktora zostawia. Z drugiej
jednak strony... Nie jestem w stanie tego zbyt dobrze opisac. Ksiazke
czyta sie szybko i mysle, ze warto te chwile poswiecic.
pozdrawiam
--
Greg
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-03-30 07:23:58
Temat: Re: SMIERCGreg <U...@o...pl> napisał(a):
> Mam mieszane uczucia. Ksiazka wydaje mi sie troche zbyt sielankowe, a
> smierc zbyt prosta. Najpierw jest ten bunt, ktory wynika glownie z tego,
> ze nie mozna sie otwarcie przyznac do tego, ze niedlugo sie odejdzie ("na
> pewno wyzdrowiejesz"). Pozniej jest wielkie wyciszenie gdy czlowiek nie ma
> juz poczucia winy na przyklad wzgledem rodziny ktora zostawia. Z drugiej
> jednak strony... Nie jestem w stanie tego zbyt dobrze opisac. Ksiazke
> czyta sie szybko i mysle, ze warto te chwile poswiecic.
Rzeczywiście sialankowość może nie pasować do tematyki śmierci. Ale może taki
był zamysł autaro, by pokazać tej jej inną stronę. Wiesz, jak przychodzę do
nowego chorego, zwykle na początku dużo rozmawiamy o jego rodzinie i
znajomych. I zwykle się okazuje, że on już "nie ma" znajomych. A rodzina go
unika. Ludzie się boją śmierci, ale ten lęk jest jaknajbardziej naturalny.
Myślę, że proste rozmawianie o śmierci może pomóc w oswojeniu się z tym.
Śmierć się wiąże z cierpieniem odchodzącego i jego rodziny. Ale dobrze jest
robić wszystko by w tym wszystkim nie zostali wyizolowani. Czasem rodzina
dostaje taką etykiętę "w tym domu Ktoś umiera" i już wiele osób omija ten
dom. To powoduje jeszcze większe osamotnienie. Przełamaliśmy tabu narodzin,
ale tabu śmierci istnieje nadal.
Z tym "na pewno wyzdrowiejesz" bywa bardzo różnie. Większości moim pacjentom
nie została przekazana informacja na temat ich stanu. Taki pan Marian, którym
sie teraz opekuję, wyszedł niedawno ze szpiatal, gdzie robiono mu rezonans
głowy i rtg płuc. Powiedzieli mu prosto w oczy, że tam nic nie ma, że
wszystko jest w porządku. A tak napawdę mężczyzna ma zajęte oba płuca z
przerzutami do mózgowia i kości. Każdy boi się o tym rozmawiać, nawet
personel medyczny. Przecież jesteśmy tylko ludźmi, a nie każdy miał dane
poznać jak przekazywać takie informacje.
Jak pacjent podchodzi do swojego umierania bardzo istotne znaczenie
postępowanie choroby i to jaką ma opiekę przy sobie. Dużo osób sie buntuje.
Czuje złość. Targuję się (jak wyzdrowieję już nie będę palić) i wycisza tak
jak opisujesz. Może być bardzo różnie, ale ważny by być przy tej osobie. On
(ona) ma prawo do takich reakcji.
Jak ksieżkę złapie w ręce to postram sie przeczytać :).
Pozdrawiam...
Magdalena Chlebna
www.hospicjumzabrze.bmj.net.pl
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 07:25:12
Temat: Re: SMIERC
>>>> Niektórzy do końca się bronią. U niektórych depresja dominuje, ale
> nie jest etykietą, którą można przystawić do każdego.
Rzeczywiście, różnie to jest, ale generalnie można mówić o 2-wóch postawach
wobec śmierci. Rezygnacji i walce.
>>>> A leki opioidowe w odpowiednich dawkach dla danego pacjenta, nie wpływają
> istotnie na świadomość pacjenta.
Dodatkowo osłabiają wolę życia :(
>>>> Bardziej wpływają na to przerzuty (na
> przykład do OUN).
Och, to zupełnie inny temat.
>
> > >>Inaczej jest, gdy umiera nastolatek. Wtedy wszystko
> > > się wywraca do góry nogami. Ale w tym wieku też jest szansa na akceptację
> > > swojej śmierci. Każdy ma szansę by sie pogodzić.
> >
> >
> > Szansę, nadzieję? O czym Ty piszesz dziewczyno?? Śmierć już na nic nie daje
> > szansy ani żadnej nadziei z sobą nie niesie! Uważasz, że łatwiej
> człowiekowi,
> > dziecku umrzeć, jeśli "pogodzi się z tym"? Na jakiej podstawie wysnuwasz
> tak
> > przerażające wnioski?
>
>>>> To kwestia wiary, światopoglądu. Nigdy nie odbieram moim chorym nadziei.
Wiary, no właśnie. Nie darmo jeden z wybitnych nazwał religię opium dla ludu.
Co do nadziei, przez sam fakt pakowania ich do umieralni, już się im tę
nadzieję odbiera :(. Człowiek inteligentniejszy od razu skojarzy - tu się
umiera!
>>>>Ja nie jestem od tego, by im uratować życie, bo
> tego nie potrafię.
Gdybyś potrafiła, to byś tam nie pracowała.
>>>>Ale mogę zrobić wszystko, by godnie przeżyli swoje
> ostatnie chwile.
Chciałaś chyba napisać - godnie umarli?
>>>>Każdemu choremu trzeba dać szansę na pogodzenie się ze swoją
> śmiercią.
Nic podobnego. Każdemu trzeba dać szansę na ratunek od śmierci, za wszelką
cenę. Głównie wtedy, gdy nie jest jeszcze za późno. Zastanawiałaś sie może, ile
z tych ludzi, zwłaszcza dzieci, umarło w hospicjum tylko dlatego, że nie było
forsy na ich leczenie? W tym sensie hospicjum jest uspokojeniem sumienia żywych.
>>>>są chorzy, który dochodzą do tego etapu. Musiałabyś sama w tym
> uczestniczyć, by to zrozumieć.
Cały czas piszę o ratowaniu życia a nie rozumieniu śmierci. Ani Tobie nic z
tego rozumienia, ani tym bardziej im.
>>>>Pracując w hospicjum uczysz się cały czas czegoś nowego.
> Tam nie ma schematów postępowania. Musisz być elastyczny, jeśli chcesz
> naprawdę pomóc.
Po to tam jesteś, żeby "uczyć się" na czyjejś śmierci? Ciekawe, jak byś mi
pomogła, gdybym miała nieszczęście ostatnie tygodnie życia spędzić w takiej
umieralni? Trzymałabyś mnie za rączkę, klepałabyś paciorki i frazesy, waliła
morfinę w dupę?
>
>>>> Poczytaj sobie kiedyś trochę na temat opieki paliatywnej. Na przykład
Kubler-
> Ross "Rozmowy o śmierci i umieraniu". Ona tam opisuje etapy umierania, a na
> końcu stawia akceptację śmierci. Opisuje to co przeżyła rozmawiając z ludźmi
> umierającymi.
Ta książka stoi od lat w mojej domowej bibliotece. Kubler-Ross to postać z
ubiegłego wieku. Opieka paliatywna jeszcze nie istniała, a teraz może być z
powodzeniem stosowana w warunkach szpitalnych. Tak, szpitalnych! Nie ma ani
medycznej ani psychologicznej potrzeby kosztem ogromnych nakładów finansowych
budować umieralni, zatrudniać tam nisko wykwalifikowany, zbędny personel.
Warunki powstania ksiązki i poglądy dotyczą innych sytuacji. K-R była zaledwie
pielęgniarką, więc mogła tylko gadać, zamiast leczyć. W gruncie rzeczy, jakież
znaczenie mają JEJ przeżycia i jej akceptacja śmierci? Obcemu akceptacja cudzej
śmierci nie przysparza większych problemów ;).
>>>>Raczej każdy ma własną drogę. A niektóre z
> tych dróg dochodzą właśnie do akceptacji.
I to jest wg. Ciebie optymalna opcja?
>>>> Co ja robię dla chorych w hospicjum? Wszystko co mogę zrobić...
Więc pewnie nic :(. Ale musisz wierzyć, że cośkolwiek, żeby móc tam pracować, a
zwłaszcza akceptować system opieki paliatywnej, w moim przekonaniu całkowicie
nieadekwatny.
Goldie
>
> Pozdrawiam...
>
> Magdalena Chlebna
> www.hospicjumzabrze.bmj.net.pl
>
> --
> Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 07:43:54
Temat: Re: SMIERC>
>>>> "Ta ksiazka jest owocem doswiadczenia siedmiu lat spedzonych u boku osob
> bliskich smierci w jednym z paryskich hospicjow"
:
> (...) Rozmawialismy o starosci i o smierci, o tym czasie w zyciu, ktorego
> kazdy sie boi, bo nie wie, czy zdola utrzymac ster w rekach, a sama mysl o
> zaleznosci od kogos jest straszna. Otoz ten mezczyzna, aby zabezpieczyc
> sie przed najstraszniejszym niebezpieczenstwem, jakim jest utrata kontroli
> nad soba, postanowil, ze po skonczeniu szescdziesieciu pieciu lat popelni
> samobojstwo. Jak sie wyrazil, wybranie momentu wlasnej smierci to dla
> niego jedyny mozliwy akt wolnosci. Jedno tylko go martwilo: to, ze
> musialby to zrobic w ukryciu i samotnosci.
Ten mężczyzna musiał czuć się nie tylko straszliwie samotny, być może osobowość
schizoidalna, chłodna uczuciowo. On cierpiał na przewlekłą depresję, jeszcze na
długo przed swoją śmiercią. Gdyby rozmówca legitymował się wiedzą
psychiatryczną i psychologiczną, a nie tylko dobrymi chęciami, mógłby mu pomóc
od razu i w sposób efektywny. M.in. o to mam pretensje do hospicjów. Jeżeli
zatrudniają już wysokiej klasy fachowca, to zwykle na fuchę, raz w tygodniu po
kilka godzin. Oczywiście mam w tej chwili na myśli wyłącznie polskie hospicja.
Nie wiem jak jest obecnie we Francji.
>>>> Dostrzeglam wowczas, mimo pomieszania, zarowno intelektualnego, jak
> uczuciowego, ktore wzbudzila we mnie ta dziwaczna prosba, cale
> czlowieczenstwo,
A powinna była dostrzec głęboka depresje, wymagającą interwencji
farmakologicznej i psychoterapeutycznej. Ot, ignoranci :(.
>>>>Juz nie wiem, jestem niezdolna do
> myslenia, to stan typowy dla tak zasadniczego rozdarcia.
Ciach.
I dalej egzaltowane dywagacje pensjonarki :(.
pozdr.
Goldie
> pozdrawiam
> --
> Greg
> Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
> Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
>
>
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 07:55:26
Temat: Re: SMIERCg...@o...pl napisał(a):
M.in. o to mam pretensje do hospicjów. Jeżeli
> zatrudniają już wysokiej klasy fachowca, to zwykle na fuchę, raz w tygodniu
po
> kilka godzin. Oczywiście mam w tej chwili na myśli wyłącznie polskie
hospicja.
Spytaj w kasie chorych (przyszłym funduszu) jak kontraktują opiekę
paliatywną. Ile hospicjów ma w związku z tym pieniędzy na zatrudnienie
dodatkowych osób. Dlatego hospicja funkcjonują głównie dzięki wolontariacie.
I wolantariuszem są różne osoby: lekarze, pielegniarki, psycholodzy.... Ale
to wcale nie znaczy, że ktoś jest niewykwalifikowany. Jeśli pacjent wymaga
leczenia farmakologicznego depresji, to takie też jest mu zapewnione.
Pozdrawiam...
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 08:01:27
Temat: Re: SMIERC>>I zwykle się okazuje, że on już "nie ma" znajomych. A rodzina go
> unika. Ludzie się boją śmierci, ale ten lęk jest jaknajbardziej naturalny.
Więc nawet już nie miłości, ale zwykłego poczucia obowiązku tym rodzinom
brakuje? Smutne.
>>Większości moim pacjentom
> nie została przekazana informacja na temat ich stanu. Taki pan Marian, którym
> sie teraz opekuję, wyszedł niedawno ze szpiatal, gdzie robiono mu rezonans
> głowy i rtg płuc. Powiedzieli mu prosto w oczy, że tam nic nie ma, że
> wszystko jest w porządku. A tak napawdę mężczyzna ma zajęte oba płuca z
> przerzutami do mózgowia i kości. Każdy boi się o tym rozmawiać, nawet
> personel medyczny.
Tu akurat im się nie dziwię. Gdyby lekarz rodzinny w USA doprowadził swojego
pacjenta do takiego stanu, straciłby prawo wykonywania zawodu, media by go
opluły, a firma ubezpieczeniowa puściła w skarpetkach. Żałosne, że nawet Ty
uważasz to za normalne.
>>>> Dużo osób sie buntuje.
> Czuje złość. Targuję się (jak wyzdrowieję już nie będę palić) i wycisza tak
> jak opisujesz.
Tu buntować się, to za mało. Wziąć karabin i wystrzelać decydentów Ministerstwa
Zdrowia i Opieki Społecznej. Nie wątpię, że w całym hospicjum najbardziej
wyciszony jest personel :))).
pozdr.
Goldie
> Pozdrawiam...
> Magdalena Chlebna
> www.hospicjumzabrze.bmj.net.pl
>
>
>
> --
> Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 08:03:55
Temat: Re: SMIERCOn Sat, 29 Mar 2003 22:42:43 +0100, "Greg" <U...@o...pl> wrote:
>"Magdalena Chlebna" w news:b650o2$9o9$1@inews.gazeta.pl napisał(a):
>>
>> Poczytaj sobie kiedyś trochę na temat opieki paliatywnej.
>
>A czytalas moze Marie de Hennezel - Smierc z bliska? Jesli tak to co
>sadzisz o tej ksiazce?
EGZAMIN Z CZLOWIECZENSTWA
"Ci, ktorzy maja umrzec, ucza nas jak zyc."
- Maria De Hennezel
Coraz wiecej sie mowi o potrzebie opieki paliatywnej.
Ukazuja sie na ten temat ksiazki, artykuly w prasie,
telewizyjne reportaze. Uwazam za sluszne poruszanie tego jakze
trudnego i bolesnego tematu.
W Europie Zachodniej, a raczej zaweze do Francji, jest to
inicjatywa zdecydowanie nowa. Mam na mysli lecznictwo publiczne
w jego zorganizowanych formach. Opieka paliatywna, inaczej
usmierzajaca jest proba wniesienia bardziej humanistycznego
aspektu w to ostateczne pasowanie sie istoty ludzkiej ze
smiercia.
Za sprawa ogromnego postepu medycznego jak i wskutek
spolecznych przeobrazen ludzie odchodza z tego swiata nie jak
dawniej na lonie rodziny, lecz niemal tasmowo w szpitalnych,
super nowoczesnych i sila rzeczy bezdusznych warunkach.
Ogolocenie aktu smierci z humanitarnego aspektu, zarowno w
psychologicznym jak i socjalnym wymiarze jest uznawane ostatnio
jako nieuchronna konsekwencja - bolaczka cywilizacji, z ktora w
imie pelnych praw czlowieka nalezy walczyc.
Zapewnienie intymnosci, wyjscie naprzeciw prezentujacym
sie potrzebom, oczekiwaniom, ostatecznym rozrachunkom, kontakt
umierajacego z rodzina lub profesjonalistami nastawionymi na
uczestniczenie i psychologiczne wsparcie, zapobiezenie
fizycznemu cierpieniu - wszystko to w leczeniu paliatywnym
brane jest pod uwage.
We Francji powstaja specjalne placowki lub w ramach
szpitali wydzielone oddzialy. Coraz wiecej tez robi sie w
kierunku wyszkolenia kadry pod katem przygotowania do
swiadomego towarzyszenia choremu na koncu jego zyciowej drogi.
Pozwole sobie jeszcze polecic w tym miejscu piekna, oparta
na glebokich psychologicznych obserwacjach ksiazke Marii De
Hennezel zatytulowana "Intymna smierc" (Editions Robert
Laffont, Paris, 1995), w ktorej autorka pisze:
"Nawet gdy smierc jest juz tak bliska, ze smutek i
cierpienie dominuja, mozna jeszcze odnalezc radosc zycia,
poruszenie duszy tak glebokie i intensywne, niekiedy - jak
nigdy dotad."
I jako motto ksiazki: "Ci, ktorzy maja umrzec, ucza nas
jak zyc."
Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 08:11:59
Temat: Re: SMIERCWitaj...
W każdym hospcjum są przypadki, gdy osoby mimo tego, że osoby stały się
naszymi pacjentami, to wyszły z choroby. Właśnie dlatego, że nie patrzymy
schematycznie. Także to nie jest tak, że każdy pacjent, który trafia do
hospicjum musi umrzeć. Do końca jest nadzieja. Po prostu nie ratuje się życia
na siłę, kiedy w ten sposób zadajesz danej osobie dodatkowy ból.
My akurat jesteśmy hospicjum domowym. Naszych pacjentów odwiedzamy w ich
rodzinnym domu. Tam stwarza sie odpowiednie warunki, by dana osoba mogła
godnie odchodzić. Sceptycznie podchodzę do hospicjów stacjonarnych, ale są
one potrzebne w niektórych sytuacjach. Na przykład doraźnie by ustawić
leczenie lub w przypadku osób samotnych.
Morfiny nie robimy w zastrzykach w pośladki. Przecież to dodatkowe zadawanie
niepotrzbnego bólu. Stosuje sie tabletki, podskórnie przez motylek lub inne
opioidy w postaci plastrów.
Nawet gdyby moja pomoc ograniczała sie do trzymania kogoś za rękę, to jest to
bardzo duża pomoc.
Może powiesz co proponujesz zamiast opieki paliatywnej i hospicyjnej?
Pozdrawiam...
Magdalena Chlebna
www.hospicjumzabrze.bmj.net.pl
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 08:21:53
Temat: Re: SMIERC> g...@o...pl napisał(a):
>
> M.in. o to mam pretensje do hospicjów. Jeżeli
> > zatrudniają już wysokiej klasy fachowca, to zwykle na fuchę, raz w tygodniu
> po
> > kilka godzin. Oczywiście mam w tej chwili na myśli wyłącznie polskie
> hospicja.
>
>>> Spytaj w kasie chorych (przyszłym funduszu) jak kontraktują opiekę
> paliatywną. Ile hospicjów ma w związku z tym pieniędzy na zatrudnienie
> dodatkowych osób. Dlatego hospicja funkcjonują głównie dzięki wolontariacie.
A co mnie to obchodzi? Opieka paliatywna w Polsce, to - wyłącznie ze względów
ekonomicznych - bezkrytyczne małpowanie ubiegłowiecznych standartów francuskich
z epoki I wojny światowej.
Leczenie nie było wówczas tak skuteczne, a co najważniejsze, tak kosztowne jak
obecnie. Ten p. Marian o którym pisałaś w poprzednim liście, mógłby żyć
znacznie dłużej, gdyby forsa wydana na hospicjum, poszła na staranniejszą
profilaktykę i rzetelną opiekę medyczną . Nie wstyd Ci?
> I wolantariuszem są różne osoby: lekarze, pielegniarki, psycholodzy.... Ale
> to wcale nie znaczy, że ktoś jest niewykwalifikowany. Jeśli pacjent wymaga
> leczenia farmakologicznego depresji, to takie też jest mu zapewnione.
Miejsce tych ludzi jest w szpitalu, a nie w hospicjum. Tymczasem w szpitalach
są sale kilkunastoosobowe, dwie pielęgniarki na kilkadziesiąt łóżek, psychiatra-
konsultant z doskoku i jeden psycholog na cały wojewódzki szpital onkologiczny.
Acha - często do szpitala pacjent musi przyjść nie tylko z własnymi środkami
opatrunkowymi, ale i z własnymi lekami :). Są stosowane leki najtańsze i
najmniej skuteczne. M.in.w ten sposób produkcja podopiecznych hospicjum rośnie.
pozdr.
Goldie
> Pozdrawiam...
>
> --
> Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-03-30 08:24:50
Temat: Re: SMIERCWitam...
Mimo, że mamy całkiem odmienne zdanie na ten temat, staram się Ciebie
uszanować - staraj sie też uszanować mnie i to co robię. Bo w inny sposób nie
będzie dane nam sie zrozumieć.
Nie ja tworzę ten system opieki medycznej, który u nas obowiązuje. Mam pełną
świadomość tego, że wilu z tych ludzi, którzy do mnie trafiają można było
uratować w którymś tam momencie: gdyby diagnostyka była wcześniej, gdyby
mniejsze kolejki, gdyby ktoś porozmawiał... My możemy tylko gdybać. Ale od
gdybania nie będzie lżej danej osobie. Golda nie wszystkich da uratować,
nawet jakby te "gdyby" były spełnione. Zdajesz sobie chyba sprawę (bo odnoszę
takie wrażenie że wiesz o czym mówisz), że leczenie onkologicze jest
wyjątkowo drastyczne. Przynajmniej niektóre jego formy. Owszem można walczyć
do końca, ale co to za walka?
Pozdrawiam...
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |