Data: 2002-04-29 12:27:28
Temat: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Arbi" <p...@p...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam wszystkich
czytam grupe od niedawna i zauwazylem pare mniej lub bardziej zdesperowanych
postow od ludzi majacych problemy z partnerami.
Zakladam ,ze na grupie jest pare osob znajacych sie "na rzeczy" i wyraza
swoje cenne opinie na temat opisany ponizej.
Od 6 lat jestesmy malzenstwem, od roku jestesmy w separacji (nie mieszkamy
razem), bylo pare prob "powrotu" ( nieudane), mamy 4 letnia corke.
Ogolnie rzecz biorac, nie ma pomiedzy nami porozumienia w wielu kwestiach,
mamy inne zainteresowania, inne rzeczy nas smiesza i bawia, i najgorsze -
nie mam y wspolnych tematow! Roznimy sie podejsciem do partnerstwa i zycia w
ogole, np. moja zona chce miec kontrole nad moim zyciem , kierowac mna,
ustalac plan dnia, decydowac, zdaje sie odstrzegac tylko negatywne cechy
mojej osobowosci. Ja uwazam , ze kazdy potrzebuje miec kawalek "wlasnego"
swiata i dzielic sie nim z druga osoba. Irytuje mnie swoja zmiennoscia,
podejrzliwoscia, szukaniem "dziury w calym", wrogim nastwieniem, ciezko jej
powiedziec "przepraszam" i te idiotyczne rady kolezanek, dla ktorych Big
Brother to temat na polgodzinna dyspute :(.
Ja jestem osoba dosc impulsywna, szybko sie wkurzam na jej irracjomanlne
zachowanie i awanturka gotowa :((( Mam swoje cele w zyciu, ktore chce
osiagnac tyle ze chyba nie z taka osoba.
Ogolnie nie jest to zwiazek parterski, nie jest milo i fajnie, po uczuciach
zostalo wspomnienie, nie widze wspolnej przyszlosci.
Nie bede opisywal 1001 sytuacji konfliktowych i problemow ktore nas dziela
(rowniez te z alkowy :(( )- prawda lezy gdzies..... no wlasnie gdzie (ktos
powiedzial ze zawsze po stronie zony i ... tesciowej :)) )
W czym problem, ano w tym ,ze zadne z nas nie moze sie zdecydowac na rozwod.
gdy juz prawie, prawie mamy zlozyc wniosek, ktores mieknie i "probujemy cos
naprawic" , z wiadomym efektem :((((
Dla mnie najwiekszym problemem jest corka, ktora nie bedzie miala normalnego
domu i rodziny (przynajmniej tak mi sie wydaje i tak to czuje), choc i teraz
nie jest "normalnie" Szerze mowiac boje sie tego g... i bagna jakim jest
rozwod. Ja chcialbym zrobic to bezbolesnie i szybko - skoro i tak sie nie
kochamy to po co sie meczyc. Moi rodzice tez sie rozeszli jak mialem 7 lat i
moze stad ten strach...
No i teraz to co mnie gnebi:
- czy mozna w jakis sposob jednak sie dogadac, gdy juz prawie nic nas nie
laczy?
- jak rozwiazywac takie konflikty
- jak sobie poradzic z emocjami zwiazanymi z rozlaka z corka?
jest to oczywiscie wierzcholek gory i decyzje musze podjac oczywiscie sam,
ale moze warto by bylo zasiegnac rady jakiejs "madrej glowy" ??
Czy jest ktos taki w W-wie, godny polecenia?
Pozdrawiam
Arbi
|