Data: 2001-07-02 18:40:49
Temat: śmierć...
Od: "Kabotynka" <k...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam...
Zawsze pisałam na tę grupę, gdy miałam różnego rodzaju problemy wewnętrzne,
które utrudniały mi normalnie funkcjonować w społeczeństwie... pisałam kiedy
mój stan psychiczny był u kresu wytrzymałości. Teraz jestem w podobnej
sytuacji jak wcześniej (w ciągu trzech miesięcy usiłowałam dwa razy popełnić
samobójstwo). Wcześniej swoje uczucia wyrażałam poprzez przekleństwa... Tym
razem chcę jednak wszystko to wyrazić w bardziej cywilizowany sposób.
Moim bardzo wielkim zmartwieniem (już nie wspominając o nerwicy, depresji,
poczuciu niższości, kompleksach itd.) jest fakt, że potrzebuję samotności.
Jednakże warunki w jakich żyję całkowicie wykluczają możliwość bycia samej.
Już od wielu lat spędzam całe swoje życie zamknięta we własnym domu,
izolując się przed światem. Niestety nigdzie w okolicy mojego zamieszkania
nie ma miejsc, gdzie mogłabym być całkowicie sama, a nawet gdybym chciała
się dostać do miejsca, które chociaż troszkę zaspokoiłoby moje pragnienia
musiałabym najpierw minąć wiele osób. Taka postać rzeczy całkowicie mi nie
odpowiada.
Ostatnio borykałam się z wielkim zmartwieniem... a mianowicie odczuwałam
wielką chęć, aby wyjść, jednak wprost paraliżował mnie fakt, że będę musiała
spotkać się z ludźmi. W takiej sytuacji pozostałam w domu, jednak z tak
okropnym uczuciem, że ostatecznie się rozpłakałam.
A teraz mam bardzo gigantyczne zmartwienie, które wynikło przede wszystkim z
opisanej powyżej potrzeby. A mianowicie przez tą niechęć do ludzi
zaniedbałam szkołę, często wagarowałam. Tak się źle czułam w towarzystwie
innych, że potrafiłam siedzieć zamknięta w toalecie przez całą lekcję. Cały
czas żyłam tylko na psychotropach, jednak one mi w niczym nie pomagały.
Jednak ostatecznie olałam całkowicie wszystko z tego względu, że miałam
zamiar umrzeć, więc wszystko stało się dla mnie obojętne. Pragnęłam swe
ostatnie dni życia spędzić w jak najmilszy dla mnie sposób, więc całkowicie
olałam budę. Już dawno moje cierpienia miały się zakończyć... jednak pomimo
wielkich chęci nie udało mi się umrzeć.
A co się tyczy szkoły, to jak nie trudno się domyśleć - nie zdałam. Niestety
tak się tragicznie złożyło, że wszyscy są przekonani o tym, że przeszłam do
następnej klasy, a ja nie chcę, aby myśleli w inny sposób. Boję się wyznać
prawdę. Nie wybiłam sobie pomysłów o śmierci, jednakże teraz popełniłabym
bardziej samobójstwo z przymusu, ponieważ pomimo wszystkiego mam jeszcze w
sobie odrobinę chęci do życia. Zresztą gdyby tak nie było już dawno nie
stąpałabym po tym świecie. Jednak czuję, że nie mam wyboru... Wszystko
przejebałam, więc chyba najlepszym rozwiązaniem byłaby śmierć.
Jeśli ktokolwiek przeczytał ten post (w co szczerze wątpię) to proszę, aby
utwierdził mnie w tym przekonaniu, że śmierć jest najlepszym wyjściem.
Gdybym usłyszała, że to jest dobra decyzja byłoby mi o wiele łatwiej ze sobą
skończyć.
Ania
|