| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-08-31 13:09:22
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale"majka" w wiadomości news:bispu4$3s3$1@news.onet.pl napisal(a):
>
> powiedz mi tylko czy mozna kogos kochac i mu nie ufac?
Juz kiedys o tym pisalem, ale wtedy jeszcze Cie chyba na grupie nie
bylo, wiec powtorze te historie. Zawsze wiedzialem, ze w zwiazku duza
role odgrywa zaufanie. Jednak dopiero kilka miesiecy temu dotarlo do
mnie jak ogromnego trzeba zaufania. A wszystko mozna powiedziec za
sprawa dlugopisa, ktory sobie podrzucalem...
Przypomnij sobie swoj ostatni kontakt z drugim czlowiekiem i gesty jakie
wykonywal. Moze ktos tez sie bawil akurat dlugopisem? Jesli tak, to
dlaczego dlugopis byl w ruchu? Dlatego, ze druga osoba tego chciala.
Twoj uklad nerwowy moze kontrolowac jedynie Twoje czlonki. Nad czesciami
ciala drugiej osoby nie masz juz kontroli (chodzi tu takze o mysli).
Mozesz wplywac np. proszac druga osobe o cos, ale kontroli nie masz -
decyzja nalezy do niej. I to jest wlasnie sedno. Odpowiadac mozesz
jedynie za siebie, drugiej osobie musisz zaufac. Musisz ufac, ze ona nie
postapi tak aby zranic. Nikt jednak nie da Ci gwarancji, ze w pewnej
chwili ta osoba nie podejmie decyzje o tym, aby np. owym dlugopisem
rzucic w Ciebie. Im blizej kogos dopuszczasz do siebie, tym wiekszego
wymaga to zaufania.
Widzisz wiec, ze w mojej definicji milosci bez zaufania ani rusz. Jesli
komus calkowicie nie ufam to trudno mi nazwac taka osobe przyjacielem...
ba! O zwyklym kolezenstwie nawet mowy byc nie moze - co najwyzej o
tolerowaniu drugiej osoby (np. wspolna praca tego wymaga, czy tez
sasiedztwo), a co dopiero mowic o milosci, ktora jest ta przyjaznia i
czyms jeszcze. Jesli calkowity brak zaufania to za duzo powiedziane -
dopuszczam kolezenstwo. W przypadku przyjazni i milosci zaufanie musi
byc. Wydaje mi sie jednak, ze to nie jest rownoznaczne z pewnoscia, ze
druga osoba tego zaufania nie zdepta. Pewnym mozna byc jedynie siebie
samego (a i to pewna przesada, bo "tyle o sobie wiemy ile nas
sprawdzono). Ja osobiscie nie potrafilbym byc w zwiazku z kims, komu nie
ufam. A jako, ze z natury jestem osoba nieufna to...
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-08-31 13:12:37
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....aleGreg rzecze:
> No sa tacy, ktorzy rodza sie np. bez jakiegos organu, ale normalne to to
> raczej nie jest. Byc moze podobnie pokrzywdzony jestes z ta zazdroscia.
Ja bym raczej powiedział, że jest to normalne, choć w naszej kulturzy nietypowe.
[..]
> Z zazdroscia jest podobnie. Jesli kochamy to jestesmy zazdrosni.
Nie jest podobnie. Ciągle się rozbijamy o to, że zazdrośnicy oszukują samych
siebie. To co oni nazywają miłością nie jest miłością. A już na pewno nie
jest miłością do OSOBY. To co oni czują to uczucie egoistyczne, związane
z prawem wyłączności do osoby, a nie z tą osobą.
Dlatego też zdecydowanie podkreślam - tam gdzie jest zazdrość NIE MA miłości.
Te dwie rzeczy WYKLUCZAJĄ SIĘ.
Arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:18:22
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....aleksRobak rzecze:
> rozróżniam zazdrość po fakcie zdrady od chorobliwej (wyimaginowanej) zazdrości
> przed domniemaną zdradą mówi się: zabił kochanka z zazdrości - po fakcie
> dalej nie rozumiesz? :-) co się stało w główce rogacza gdy dowiedział się o
zdradzie??
No teraz rozumiem. Ale dla mnie nie ma znaczenia, czy zazdrość jest po przed
czy w trakcie.
> A pisząc "moja partnerka" nie akcentujesz przynależności?
> Sam fakt "bycia razem" formalizuje relacje grupową. :o)
Określam przynależność. Ale słowo "moja" nie określa wyłączności.
Piłka może być moja i mojej siostry.
> tego nie możesz być pewny. :-)
Mogę :)
Przeżyłem już takie sytuacje.
> to co napisałeś to kwadratowe koło (hihihi)
> bo niby z czego wynika to poczucie krzywdy
> jak nie z utraty pokładanych nadzieji czyli zawodu. ;)
To poczucie może wynikać utraty nadziei, zawodu
a nawet - najczęściej - z rojeń itd. itp.
Widzisz - Ty to cieniujesz i zazdrość wynikającą ze "groźnych" zdarzeń uważasz,
za uzasadnioną, a ta z rojeń za chorą.
Natomiast dla mnie każda zazdrość jest chora i nie do zaakceptowania.
pozdrawiam
Arek
--
http://www.hipnoza.info
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:27:00
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale"majka" w wiadomości news:bisq6s$4c6$1@news.onet.pl napisal(a):
>
> co ja moge ze kogos zdradza dziewczyna z kazydym
> facetem.....
Majka... a co ja moge za to, ze Twoj facet zatrowa Ci zycie wlasna
zazdroscia?
> ja uogolnilam bo zaraz po tej mojej aferze, moja
> kolezanak zadwonilam do mnie z placzem ze jej
> maz ja sledzi
A ja uogolnilem, bo znam facetow, ktorym dziewczyna doprawia rogi na
prawo i lewo. Ale w ten sposob nic sie nie osiagnie! Mozna jedynie dbac
o to, aby wlasne sumienie bylo czyste, aby wybierac takich partnerow,
ktorzy rokuja jak najlepiej, jesli partner(ka) w jakis sposob rani to
starac sie to zmienic (rozmowa i czyny) pamietajac o tym, ze sami
wyznaczamy sobie granice i okreslamy ile jeszcze damy drugiej osobie
szans, ile czasu na zmiane.
Bardzo trudno jest powiedziec dosc. Po pierwsze dlatego, ze byc moze
"jutro" nastapilby przelamanie impasu (a wiec dylemat, czy czasem nie za
wczesnie). Po drugie dlatego, ze trzeba bedzie odnalezc sie w nowej
sytuacji (zyc samemu, zaufac komus nowemu). Po trzecie przez wzglad na
ten caly czas jaki sie bylo razem. Po czwarte ....
Nikt przyszlosci nie zna, wiec jestesmy zmuszeni do tego, aby uprawiac
hazard.
> sorki nie umiem sie pozbierac
> wiec pisze choatycznie
Moj blad w tym, ze tych emocji nie uwzglednilem i za to przepraszam.
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:28:12
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale
Użytkownik "Greg" <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:biss73$4gu$1@atlantis.news.tpi.pl...
> "majka" w wiadomości news:bispu4$3s3$1@news.onet.pl napisal(a):
> >
> > powiedz mi tylko czy mozna kogos kochac i mu nie ufac?
>
> Juz kiedys o tym pisalem, ale wtedy jeszcze Cie chyba na grupie nie
> bylo, wiec powtorze te historie. Zawsze wiedzialem, ze w zwiazku duza
> role odgrywa zaufanie. Jednak dopiero kilka miesiecy temu dotarlo do
> mnie jak ogromnego trzeba zaufania. A wszystko mozna powiedziec za
> sprawa dlugopisa, ktory sobie podrzucalem...
> Przypomnij sobie swoj ostatni kontakt z drugim czlowiekiem i gesty jakie
> wykonywal. Moze ktos tez sie bawil akurat dlugopisem? Jesli tak, to
> dlaczego dlugopis byl w ruchu? Dlatego, ze druga osoba tego chciala.
> Twoj uklad nerwowy moze kontrolowac jedynie Twoje czlonki. Nad czesciami
> ciala drugiej osoby nie masz juz kontroli (chodzi tu takze o mysli).
> Mozesz wplywac np. proszac druga osobe o cos, ale kontroli nie masz -
> decyzja nalezy do niej. I to jest wlasnie sedno. Odpowiadac mozesz
> jedynie za siebie, drugiej osobie musisz zaufac. Musisz ufac, ze ona nie
> postapi tak aby zranic. Nikt jednak nie da Ci gwarancji, ze w pewnej
> chwili ta osoba nie podejmie decyzje o tym, aby np. owym dlugopisem
> rzucic w Ciebie. Im blizej kogos dopuszczasz do siebie, tym wiekszego
> wymaga to zaufania.
>
> Widzisz wiec, ze w mojej definicji milosci bez zaufania ani rusz. Jesli
> komus calkowicie nie ufam to trudno mi nazwac taka osobe przyjacielem...
> ba! O zwyklym kolezenstwie nawet mowy byc nie moze - co najwyzej o
> tolerowaniu drugiej osoby (np. wspolna praca tego wymaga, czy tez
> sasiedztwo), a co dopiero mowic o milosci, ktora jest ta przyjaznia i
> czyms jeszcze. Jesli calkowity brak zaufania to za duzo powiedziane -
> dopuszczam kolezenstwo. W przypadku przyjazni i milosci zaufanie musi
> byc. Wydaje mi sie jednak, ze to nie jest rownoznaczne z pewnoscia, ze
> druga osoba tego zaufania nie zdepta. Pewnym mozna byc jedynie siebie
> samego (a i to pewna przesada, bo "tyle o sobie wiemy ile nas
> sprawdzono). Ja osobiscie nie potrafilbym byc w zwiazku z kims, komu nie
> ufam. A jako, ze z natury jestem osoba nieufna to...
>
no tak to daje do myslenia co piszesz o dlugopisie.
ja , ale to ja i moje slowa i mysli, wiem tak zreszta jak ty piszesz, nie
mozna kochac i nie ufac....zastanawiam sie wiec jak on moze twierdzic ze
mnie kocha ale mi nie ufa??? a raczej to zaufanie ma ograniczone, co na
jedno wychodzi. W takim razie co to jest, bo to nie moze byc
milosc.Przywiazanie? byc moze, bo wie ze jestem ,wie ze ja mu ufam i go
kocham, juz mnie ma wiec jest mu dobrze i nie musis szukac gdzies indziej.
A moze to jest asekuracja. takie zabezpieczenie ze jakbym cos "wykrecila" to
on jest na to przygotowany? Ale to tez nie milosc. Szukam dalej, wychodzi ze
moze to feromony, chemia.....no to powinnismy sie kochac ciagle....nie jest
zle, ale czesciej jestesmy poprostu ze soba i tyle. Wiec tez nie tylko sex,
bo jakby chodzilo tylko o sex to nie bylobby tego wszytsko co jest poza
sexem w naszym zwiazku. Wiec co z ta miloscia bez zufania? On twierdzi ze
istenieje, ja patrze na niego i mu wierze, ufam ze tak moze byc, ale potem
okazuje sie ze moja impreza w babskim gronie staje sie przyczynkiem do
awnatury, bo wrocilam pozniej niz powiedzialam, dowiedzialam sie ze: bede go
katowac wymyslonymi legendami....a potem okazalo sie ze on sie tylko o mnie
martwil.....teraz milczy.... powiedzial ze ma dosc tego gowna i mam sobie to
interpretowac jak ja chce.......to jest milosc?
sama nie wiem, powiedzial ze on juz nie czuje zazdrosci bo nie ma o
kogo.......ale gdyby kochal to moze niekoniecznie musialby czuc zazdrosc ale
przynjamniej zalezaloby mu na mnie, wiec slowa ze nie ma o kogo byc
zazdrosnym by nie zaistnialy. Wiec co z ta miloscia? kocha czy tylko udaje?
A moze on sam nie wie? Moze on mysli ze to milosci, a tak naprawde to cos
innego....a jak tak to co to jest?
ahhhhh..............przepraszam, jakos sie rozpedzilam z tymi
przemysleniami
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:39:12
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale
Użytkownik "Arek" <a...@e...net>
news:bissi0$8s6$1@news.onet.pl...
> > A pisząc "moja partnerka" nie akcentujesz przynależności?
> > Sam fakt "bycia razem" formalizuje relacje grupową. :o)
> Określam przynależność. Ale słowo "moja" nie określa
> wyłączności. Piłka może być moja i mojej siostry.
> pozdrawiam
> Arek
mógłbym wykorzystać Twoją ułomność
zrobić Twojej żonie dziecko
a Ty ponieważ nie jesteś zazdrosny i ją kochasz
byłbyś z tego powodu szczęśliwy
na szczęście przyroda zadbała o to żeby ułomności
nie przenosiły się z genami do przyszłych pokoleń
bowiem Ty wychowując nie swoje dziecko
nie miał byś potomka
w związku z tym ułomności
zostały by wyeliminowane.
Wszyscy się cieszą
Ty - bo kochasz swoją żonę
przyroda - bo wyeliminowała ułomności
Ja - bo zrobiłem Cię w konia.
PEŁNIA SZCZĘŚCIA. :-)))
\|/
re:
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:45:37
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale"Arek" w wiadomości news:bisrjs$74d$1@news.onet.pl napisal(a):
>
> > Jesli cos chce posiadac, to o to dbam, aby miec jak
> > najdluzej (no chyba,
> Ale ludzi nie można posiadać.
Wyzej jest o przedmiotach, a nie o ludziach. To pewna analogia, ktorej
jednak nie mozna traktowac doslownie.
> > Jesli idzie o ludzi to jest podobnie.
> Nie jest podobnie bo każda osoba jest unikalna i nie
> zastąpisz JEJ inną.
Tym bardziej staram sie o to, aby pozostala ze mna.
> Jesteś zazdrosny bo zależy Ci nie na tej kobiecie, lecz
> na jej posiadaniu.
Dla mnie powyzsze to maslo maslane. Byc moze sie myle, ale tak ja do
tego podchodze.
> Zacytuję swoją wypowiedź na ten sam temat z innej grupy :
Nim przeczytalem ten przyklad pomyslalem o takiej sytuacji wlasnie. Jak
myslisz? Jesli Bruce zobaczy ja z innym... szczesliwa... czy nie poczuje
nawet lekkiego uklucia, ze to nie on jest obok niej? I to wcale nie
oznacza, ze nie bedzie sie cieszyc jej szczesciem. To jest tez taki...
"akt desperacji". Nigdy nie pamietam tego cytatu z (chyba) Niemoralnej
propozycji. Chodzi o te wypuszczenie drugiej osoby - jesli kocha to
wroci, jesli nie wroci nigdy nie byla twoja... jakos tak. Jesli wiem, ze
wszystko juz zawiodlo pozwalam kobiecie odejsc. Wiem, ze sama zazdroscia
jej nie zatrzymam, ze byc moze powstrzymujac ja na sile doprowadze do
tego, ze ona mnie znienawidzi. Tak wiec tylko pozwalajac jej odejsc,
zachowam ja w jakims stopniu. To jest jedyna szansa.
> W pierwszym przypadku liczy się człowiek i jego
> szczęście,
Moim zdaniem kazdy jest egoista. Z egoizmu wynika tez dbanie o szczescie
innych. Dla mnie jedno nie przeczy drugiemu.
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:46:56
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....aleksRobak rzecze:
> a Ty ponieważ nie jesteś zazdrosny i ją kochasz
> byłbyś z tego powodu szczęśliwy
Nie wiem czy byłbym *szczęśliwy*, ale generalnie kocham dzieci kobiet,
które darzę miłością.
Trudno nie pokochać dzieciaka, przynajmniej póki jest względnie mały. :)
> na szczęście przyroda zadbała o to żeby ułomności
> nie przenosiły się z genami do przyszłych pokoleń
> bowiem Ty wychowując nie swoje dziecko nie miał byś potomka
> w związku z tym ułomności zostały by wyeliminowane.
Nie rozśmieszaj mnie. Po pierwsze - wychowywanie cudzego dziecka nie
powoduje bezpłodności, po drugie ogromna część ludzkości "wychowuje cudze
dzieci" i jakoś nie wymarła, a wręcz przeciwnie, po trzecie - dlaczego założyłeś,
że już się nie rozmnożyłem? ;)
Rzymianie mawiali - nieważne czyj był byczek, ważne czyje cielę. :)
> Wszyscy się cieszą
> Ty - bo kochasz swoją żonę
> przyroda - bo wyeliminowała ułomności
> Ja - bo zrobiłem Cię w konia.
Aż się kłaniam się do nóg Waszej Przewielebnej Przebiegłości!
Arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:55:25
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale"majka" w wiadomości news:bist1l$9s3$1@news.onet.pl napisal(a):
>
> jak on moze twierdzic ze mnie kocha ale mi nie ufa???
> (...) W takim razie co to jest, bo to nie moze byc milosc.
Tutaj chodzi o definicje. W naszej definicji milosci zaufanie jest
konieczne. W jego definicji najwyrazniej nie. Ktos ma monopol na prawde?
Nie sadze. I Ty, i on musicie podjac decyzje jak ustosunkowac sie do
tych rozbieznosci. Zmienic wlasna definicje? Tolerowac definicje drugiej
osoby? Starac sie przekonac ja do zmiany? A moze rozstac sie?
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-31 13:58:17
Temat: Re: zazdrosc - byc moze juz bylo....ale
Użytkownik "Arek" <a...@e...net>
news:bisu7h$c4d$1@news.onet.pl...
> ksRobak rzecze:
> > Wszyscy się cieszą
> > Ty - bo kochasz swoją żonę
> > przyroda - bo wyeliminowała ułomności
> > Ja - bo zrobiłem Cię w konia.
> Aż się kłaniam się do nóg Waszej Przewielebnej Przebiegłości!
> Arek
mogę Ci wszystko wytłumaczyć "na swoje kopyto" (hihihi) ;)
\|/
re:
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |