Data: 2010-05-27 07:32:00
Temat: Anegdotka...
Od: Izis <o...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Anegdotka z morałem...
Wchodzę ja sobie wczoraj do lekarza pulmonologa, a na poczekalni
siedzi kobieta lat ok. 40 z niewidomym mężczyzną lat ok. 40. Mężczyzna
miał założone bardzo ciemne okulary przeciwsłoneczne ...dosłownie
black&black&black dokładnie i ściśle przylegające do głowy w okolicy
oczu. No i tak siedzą sobie ona do niego mówi patrząc na niego, a on
jak to niewidomy nie obraca głową, no bo po co skora i tak nie widzi.
''Wzrok'' ciągle utkwiony w jeden punkt i tak jak mówię, nawet
specjalnie nie poruszał głową.
Po jakimś czasie wyszła z gabinetu pacjentka a weszła wspomniana żona
niewidomego. Zostaliśmy na poczekalni sami. Cóż... ja jak to ja,
musiałam się natrzeć na niego a skoro niewidomy to kiedy chciałam i
bez zbędnej krępacji. Wstałam sobie i podeszłam do przeszklonych drzwi
przy, których siedział i żeby nie skłamać... dosłownie z odległości 1,5
metra gapiłam się na facia jak ''szpak w kość''. Potem usiadłam,
wyprostowałam sobie na siedząco nogi ,patrzałam na stopy na buciki...
wizyty trwały przeciętnie po 30 min...a w miedzy czasie oczywiści
spoglądałam do woli na niewidomego mężczyznę. Tak się jednak złożyło,
że pacjentka ,która była przed żoną niewidomego wróciła z receptami w
celu poprawienia daty a wychodząc w pośpiechu upuściła kilka z nich z
których jedna pofrunęła pod krzesło niewidomego pana. No i.... W tym
momencie tenże niewidomy pochylił się i z dokładnością co do milimetra
trafił ręka na receptę i oddał ją dziewczynie.
Sami wiecie co w takim momencie poczułam.
Morał z tej anegdoty:
Nie każdy kto siedzi na poczekalni w ciemnych okularach i ma bez
przerwy wbity wzrok w jeden punkt, to niewidomy.
Pozdro i uściski wszystkim, którzy mnie lubią :)
izabela
|