| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-11-14 09:15:30
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?> > Głową w mur albo przeczekać.
>
> Wiesz co Bacha?
> Nie ze wszystkiego można żartować. I nie w każdy sposób.
> Powtarzasz się.
> Dla mnie przestało to być zabawne.
>
> V-V
Bo to wcale nie miało być zabawne ponura Veroniko. :P
Zauważ roztropnie, że nie użyłam żadnego smajlerka.
Po prostu mnie wkur... pardon, jak co drugi dzień kolejna osoba zadaje na
grupie to samo pytanie i natychmiast sfora empatyków spieszy z bzdetnymi
poradami.
Nie ma sposobu i tyle. Wszyscy, mimo iż dawno powinni to wiedzieć, z uporem
maniaka szukają jakiegoś cudownego antidotum.
Albo samo przejdzie z czasem, albo popada się w wariactwo lub alkoholizm.
Proste jak drut. Cała literatura o tym trąbi.
Coś masz obniżony nastrój Double-V. Pewnie jesień. Ale plonka Ci nie dam, co
to, to nie. ;P
Bacha.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-11-14 09:16:52
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?> > Głową w mur albo przeczekać.
> >
> > Bacha.
> Dzięki za sugestie.Z pierwszej nie skorzystam bo po co mi jeszcze ból
głowy?
> Dodatkowy kłopot.Co do drugiej-hm hm...
> pozdrawiam
> Anette
Pozostaje jedynie druga. Trzeciego wyjścia nie ma.
Nie na darmo lud prosty powiada, że "czas leczy ...".
Pozdrawiam. Bacha.
P.S. A "głową w mur", to też streszczenie porzekadła.
"Głową muru nie przebijesz".
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 09:24:28
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?Veronika :
> "Saulo":
> > Smutna Veroniko, dlaczego próbujesz popsuć zabawę wiecznej
> dziewczynce ;-)
Saulo nie byłby sobą, gdyby przepuścił okazję. Ja to rozumię.
Ale to piana na jego ustach i jego problem nie mój. Biedny Saulo.
> Nie chcę psuć Basi zabawy. Niech się bawi. Zauważyłam tylko, że to już
> było i mnie nie bawi. MNIE. Inni mogą myśleć inaczej.
Jasne. Lepiej od razu walnąć się na tory.
> > Pamiętasz jak na początku była poważna, ostra i bystra jak szybki
> skalpel?
O dziękuję. Ale to nie może być Saulo. Ciekawe z kogo ten cytat?
> Nie pamiętam Bachy poważnej. Pamiętam ten skalpel, na końcu ma zawsze:
> "cha, cha". Czasem nie pasuje.
Przecząc sobie, coś zgodnie współbrzmicie. W korcu maku się dobrali.
Chirurdzy od siedmiu boleści.
> > Teraz ogranicza się prawie wyłącznie do chachania, kręci się i
> wdzięczy jak
> > różany pączuszek w bulgocącym masełku - to chyba jakiś zwój ku
> poziomowi
> > Trynera w wersji female (?)
Tylko nie pączuszek! A jeśli już różany, to nie w masełku. Resztę mogę od
bidy zaakceptować.
TrenR ma raczej właściwe podejście do życia. Na ogół nie zieje i się nie
maże.
> Jest szczęśliwa. Cieszę się, że tak jest. Ale nie wszyscy ludzie są
> szczęśliwi. Niektórzy są samotni, inni chorzy, jeszcze inni umierają.
Bosz! Jeszcze trochę i sama się poryczę.
A Ty myślisz, że stale byłam szczęśliwa? Otóż nie. Tylko, że ja lubię
wyciągać wnioski i nie pakuję się powtórnie w tą samą kałużę. A jeżeli mi
się już jednak zdarzy, to co najwyżej zaklnę szpetnie. Nauczyłam się nie bez
bólu, że jeżeli mnie życie wydutka na strychu ... tfu, wystrychnie na dudka,
to się na życie się nie obrażam, bo to sensu nie ma. Już dawno
przerobiłam, że to w niczym nie pomaga, a wręcz przeciwnie.
> Basia po raz kolejny śmieje się z nieszczęśliwej miłości.
Nie śmieję się, tylko uważam, że miłość wiecznie szczęśliwa jest wyjątkiem.
Na ten temat spłynęło już tyle atramentu co łez. Dlatego jestem zdania, że
to
ryzyko
trzeba wkalkulować na samym początku, jak przy sportach ekstremalnych,
a nie gnać na ślepo, jak ćma do świecy i dziwić się potem, że się sparzyło.
Nikt mi na moje szczęście gwarancji nie
dał i doskonale zdaję sobie sprawę, że pewnego dnia też może się skończyć,
jak wiele innych, cudzych szczęść. Wtedy zostaną mi cudowne wspomnienia i
nimi będę się napawać. Bo przecież było, uczestniczyłam w nim, było moje. A
że minęło? Podobno nic nie trwa wiecznie. Nie odnotowano póki co przypadku,
żeby załamywanie się ponad normę cofnęło ten oczywisty fakt.
> Przeczekać? Jak długo? Basiu odpowiedz? Jak długo można czekać?
Czasami bardzo długo, co wcale nie znaczy, że trzeba się na ten czas
wyłączyć z czynnego życia, owinąć łeb kirem i rozpaczać w nieskończoność.
Niektórzy wręcz twierdzą, że czynne życie nawet skraca ten czas.
> Jak można zapomnieć o kimś, kogo się kocha?
Nie na darmo wymyślono okres żałoby, który jednak się kończy. Pamiętać, to
wcale nie znaczy wiecznie się mazać. Dlatego mówię o przeczekaniu.
Na zakończenie pewna autentyczna historia. Znam dziewczynę, która porzucona,
truła się, a gdy ją odratowano podcięła sobie żyły, też na szczęście na
próżno. Rozpaczała nieprzytomnie. Przez lata wyglądała jak śmierć na
chorągwi. Po latach jednak znów kogoś spotkała. Dzisiaj jest szczęśliwa i
zakochana. Kiedy nieraz wspomnimy dawne dzieje, to jej konkluzja zawsze jest
ta sama : "Boże, jaki człowiek był głupi". A tamta miłość całkiem wyblakła
przy obecnej. Dla mnie to dość pouczające, a dla innych to jak sobie chcą.
Ja też nie jestem ze swoją pierwszą miłością. Wprawdzie nie spazmowałam, ale
lekko nie było. A dzisiaj śmieję się z tamtych miłości. Życie jest ciągłym
oczekiwaniem, z nadzieją i obawą jednocześnie, na to co przyniesie jutro.
Tak to już jest i kwita.
Pozdrawiam Cię Veroniko i w nosie mam Twoje fanaberie, tak jak i
Saulowe.
Buziaki dla wszystkich. A co!!
Bacha. :P
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 10:19:04
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?
Bacha:
> > Nie chcę psuć Basi zabawy. Niech się bawi. Zauważyłam tylko, że to już
> > było i mnie nie bawi. MNIE. Inni mogą myśleć inaczej.
>
> Jasne. Lepiej od razu walnąć się na tory.
Nie zamierzam rzucać się na tory z żadnego powodu (przynajmniej na razie
:-))
Napisałam o tym podczepiając się do innego wątku.
> Przecząc sobie, coś zgodnie współbrzmicie. W korcu maku się dobrali.
> Chirurdzy od siedmiu boleści.
Nie przypominam sobie żebym kończyła medycynę ;-) Może szkoda a może nie.
Może jestem od siedmiu boleści, ale na pewno nie chirurgiem.
> TrenR ma raczej właściwe podejście do życia. Na ogół nie zieje i się nie
> maże.
TrenR ma podobne podejście do Ciebie. Trochę mu się dziwię, bo niedawno
chwalił się dyplomem psychologa. Psychologia to nie kabaret.
> Bosz! Jeszcze trochę i sama się poryczę.
> A Ty myślisz, że stale byłam szczęśliwa? Otóż nie. Tylko, że ja lubię
> wyciągać wnioski i nie pakuję się powtórnie w tą samą kałużę. A jeżeli mi
> się już jednak zdarzy, to co najwyżej zaklnę szpetnie. Nauczyłam się nie
bez
> bólu, że jeżeli mnie życie wydutka na strychu ... tfu, wystrychnie na
dudka,
> to się na życie się nie obrażam, bo to sensu nie ma. Już dawno
> przerobiłam, że to w niczym nie pomaga, a wręcz przeciwnie.
W takim razie biedna jesteś. Nie potrafisz kochać, skoro szpetne
przekleństwo wystarcza Ci do wyleczenia się z cierpienia.
> Nie śmieję się, tylko uważam, że miłość wiecznie szczęśliwa jest
wyjątkiem.
> Na ten temat spłynęło już tyle atramentu co łez. Dlatego jestem zdania, że
> to
> ryzyko
> trzeba wkalkulować na samym początku, jak przy sportach ekstremalnych,
> a nie gnać na ślepo, jak ćma do świecy i dziwić się potem, że się
sparzyło.
> Nikt mi na moje szczęście gwarancji nie
> dał i doskonale zdaję sobie sprawę, że pewnego dnia też może się skończyć,
> jak wiele innych, cudzych szczęść. Wtedy zostaną mi cudowne wspomnienia i
> nimi będę się napawać. Bo przecież było, uczestniczyłam w nim, było moje.
A
> że minęło? Podobno nic nie trwa wiecznie. Nie odnotowano póki co
przypadku,
> żeby załamywanie się ponad normę cofnęło ten oczywisty fakt.
No jasne, rozumiem więc że mam zakładać, że wcześniej czy później każdy
związek rozwali się. W takim razie po cholerę wiązać się z kimś? Można od
razu położyć się umrzeć. Problemy z głowy.
> Czasami bardzo długo, co wcale nie znaczy, że trzeba się na ten czas
> wyłączyć z czynnego życia, owinąć łeb kirem i rozpaczać w nieskończoność.
> Niektórzy wręcz twierdzą, że czynne życie nawet skraca ten czas.
Tak, oczywiście. Nie będę się powtarzać. Już napisałam również w innym
wątku, że to nie jest takie proste jak Ci się Basiu wydaje.
> Nie na darmo wymyślono okres żałoby, który jednak się kończy. Pamiętać, to
> wcale nie znaczy wiecznie się mazać. Dlatego mówię o przeczekaniu.
> Na zakończenie pewna autentyczna historia. Znam dziewczynę, która
porzucona,
> truła się, a gdy ją odratowano podcięła sobie żyły, też na szczęście na
> próżno. Rozpaczała nieprzytomnie. Przez lata wyglądała jak śmierć na
> chorągwi. Po latach jednak znów kogoś spotkała. Dzisiaj jest szczęśliwa i
> zakochana.
Takie historie to opowiada sąsiadka sąsiadce. Pewnie to nie była miłość.
Raczej dziecinada i szantaż: "Ponieważ mnie nie kochasz to ja się zabiję".
Miłość pozwala odejść tej drugiej osobie. Miłość.
> Pozdrawiam Cię Veroniko i w nosie mam Twoje fanaberie, tak jak i
> Saulowe.
Mam nadzieję, że Twój nosek na tym nie ucierpi ;-)
V-V
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 10:39:48
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?Dear "Saulo" w news:aqvnge$6ah$1@news.tpi.pl...
niech się nie bocy, że podpinam sie pod coś dla mnie urokliwego.
Marek się nie pogniewa :).
/.../
> Na początku prawie każdy dostaje u mnie kredyt zaufania. Ba! Pełne wdzięku,
> inteligentne kobiety dostają dodatkowo taryfę ulgową. :-)
Podpieram. To naturalna postawa dorodnego Grupowicza (dorodny - czytaj:
uważny, empatyczny, nie kpiarz).
> Ale po pewnym czasie wyłania się bardziej szczegółowy wzór zachowań/obraz
> danej osoby i może nastąpić rozczarowanie. Jak w życiu :-)
Cholerka - co to jest?! Przecież ten schemat działa wszędzie i niemal zawsze.
Po raz pierwszy zauważyłem go sto lat temu na przykładzie młodych zadurzonych,
gdy ściskają się za rączęta na przystankach autobusowych i tramwajowych, patrzą
sobie w rozmarzone gały i wzdychają do chwil tajemnych. Taki stan trwa czasem
kilka tygodni, rzadziej miesięcy, a potem ... klops. Coś się zmienia.
Wczoraj dopadła mnie analogiczna nostalgia za autentycznie promienną Bachą -
gdzie jej urocze oczęta iskrzą się _zainteresowaniem_ nowego otoczenia, i chęcią
podzielenia się swoim (oby jak najdłużej stabilnym) szczęściem. Ale to już
przeszłość.
Również wczoraj zastanawiałem się, czy i kiedy przybędzie do nas znów eTatek !!:))
I jakbym go wykrakał!!! Jest! Witaj Michałku!:)...
Proces wiecznej przemiany trwa i tutaj na groopce jest również eksponowany nad
wyraz. A mnie osobiście to właśnie zjawisko niezmiernie i niezmiennie intryguje;)
> Z drugiej strony - takie "etykietki" zwykle nie ustalają się u mnie na
> zawsze :-)
>
> Co do ewolucji Bachy na psp, nie będę się powtarzał - napisałem już pod
> postem Veroniki. W każdym razie uważam, że ruch odbywa się w dół.
>
> Co więcej, sam przeszedłem coś zbliżonego. Tym bardziej mnie to smuci.
W dół powiadasz. Ja sądzę, że to jest naturalny proces nasycania. Inaczej mówiąc
naturalne "wypalanie się". Jesteśmy zwykle tam, gdzie czujemy się dobrze, gdzie
chcemy być zauważani a czasem nawet potrzebni, gdzie czujemy, że możemy coś
dać innym (czasem wziąć od innych). Ale potrzebujemy również widzieć przed
sobą jakieś cele. Jeśli te cele zostają osiągane, lub też rozmywają się pozostając
w sferze marzeń, rzecz staje się nieinteresująca. Wołania Veroniki są jak "głos na
puszczy" - niby niezrozumiałe, ale przecież oczywiste w swej prostocie.
A może, Saulo, trzeba już skrzyknąć jakieś nowe spotkanie grupowe? Bacha
z pewnością by się ożywiła. Veronika miałaby nowe szanse... ;). Ania...
Nie wiadomo czy i kiedy Daga znajdzie się we Wrocku i będzie miała dla
innych (Alchemicznych) ten swój kawałek podłogi z materacem...
Nie smuć się Saulo. Wszystko ma swój cykl. I każdy marzy o tym, aby coś
po sobie pozostawić w miarę trwałego. I w zasadzie każdemu się to udaje,
tylko skala zwykle jest bardzo różna.
> Saulo
>
All
SNRN
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 11:28:42
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?<j...@p...onet.pl> w news:1ee1.000007f4.3dd2a79f@newsgate.onet.pl
napisał(a):
>
> Im bardziej staram się zapomnieć tym częściej "łapie" się na
> tym,że myślę o tej osobie. Czy jest jakiś sposób by zapomnieć?
Skoro:
'im bardziej chcesz zapomniec tym bardziej myslisz'
to moze sprobuj podejsc do sprawy od drugiej strony:
'nie staraj sie zapomniec tylko zaakceptuj'
Pod moim blokiem jest taka nieduza gorka, jednak gdy bylem dzieckiem
wydawala sie dosc spora. Pamietam jak uczylem sie jezdzic na nartach.
Wychodzilo mi to calkiem niezle wiec postanowilem zawolac mame aby sie
pochwalic umiejetnosciami. No i przy najwazniejszym zjezdzie (przy tym,
ktory mama ogladala) zaliczylem najefektowniejsza przewrotke ;)
Zauwazylem, ze tak jest dosc czesto. Gdy za bardzo mi na czyms zalezy
istnieje spora szansa, ze pojdzie cos nie po mojej mysli.
O pewnej dziewczynie kiedys tez staralem sie zapomniec. Jednak nie bardzo
wychodzilo. Wreszcie zmienilem taktyke i postanowilem sie skupic na
uswiadomieniu sobie, ze zwyczajnie nigdy nie bedziemy razem - pomoglo.
Obecnie widujemy sie, normalnie rozmawiamy, a ona jest mi calkowicie
obojetna. Pamietam to co czulem kiedys ale to nie wywoluje bolu czy czegos
w tym guscie. Zaluje tylko, ze skutecznie nie wybilem jej sobie z glowy
wczesniej. Stracilem pare najlepszych lat zycia. Jednak z drugiej strony
jestem bogatszy o te doswiadczenie.
pozdrawiam
Greg
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 11:30:11
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?Veronika :
> Nie zamierzam rzucać się na tory z żadnego powodu (przynajmniej na razie
> :-))
> Napisałam o tym podczepiając się do innego wątku.
A ja tu nie robię za clowna. Jeżeli kogoś to bawi przy okazji, to kwestia
jego poczucia humoru.
Jeśli nie, to tak samo. ;P
Już dawno odkryto, że nie da się rozmawiać poważnie z ludźmi pozbawionymi
poczucia humoru.
> > TrenR ma raczej właściwe podejście do życia. Na ogół nie zieje i się nie
> > maże.
>
> TrenR ma podobne podejście do Ciebie. Trochę mu się dziwię, bo niedawno
> chwalił się dyplomem psychologa. Psychologia to nie kabaret.
Całe życie to kabaret. Wystarczy się dobrze rozejrzeć. A pogoda ducha tylko
pomóc mu może. Tak to już jest, że się często udziela. Zauważ ile ma
odpowiedzi na swoje kpiące posty.
> W takim razie biedna jesteś. Nie potrafisz kochać, skoro szpetne
> przekleństwo wystarcza Ci do wyleczenia się z cierpienia.
Ale przeginasz. Jak nie w jedną, to w drugą. Nawet jeżeli nie wystarcza, to
na pewno trochę pomaga. Złość może i piękności szkodzi, ale umiarkowana
wyzwala energię i nie pozwala się rozklejać. To tylko nadmierna wiedzie do
zachowań regresywnych, które niczemu nie służą.
> No jasne, rozumiem więc że mam zakładać, że wcześniej czy później każdy
> związek rozwali się. W takim razie po cholerę wiązać się z kimś? Można od
> razu położyć się umrzeć. Problemy z głowy.
Przecie są wyjątki, jak napisałam. Czytasz tylko to, co chcesz.
Ano po to, aby rzeczy doświadczyć, a nie tylko znać z opowieści. A nuż
wyjątek się trafi.
Od leżenia to najpierw będą odleżyny. Też problem. Psują karnację. ;P
> Tak, oczywiście. Nie będę się powtarzać. Już napisałam również w innym
> wątku, że to nie jest takie proste jak Ci się Basiu wydaje.
Przecie nie twierdzę, że proste.
Proste to jest akurat umartwianie się. Zero wysiłku, samo leci. ;P
> Takie historie to opowiada sąsiadka sąsiadce.
Pewnie dlatego, że są autentyczne.
> Pewnie to nie była miłość.
> Raczej dziecinada i szantaż: "Ponieważ mnie nie kochasz to ja się zabiję".
Dla postronnego obserwatora może i tak, ale na pewno nie dla
zainteresowanej.
To też psychologia. Wiele naszych odczuć dla innych może być głupotą, bo
patrzą trzeźwo bez zaangażowania i zaślepienia.
> Miłość pozwala odejść tej drugiej osobie. Miłość.
Na taką miłość to akurat stać niewielu. Wcale zresztą nie znaczy, że ich to
nie boli.
> > Pozdrawiam Cię Veroniko i w nosie mam Twoje fanaberie, tak jak i
> > Saulowe.
>
> Mam nadzieję, że Twój nosek na tym nie ucierpi ;-)
Spokojna głowa. Przywykłam. Kontrowersyjna jestem. ;)
Pozdrówka. Bacha.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 11:49:25
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?
"Bacha":
> A ja tu nie robię za clowna. Jeżeli kogoś to bawi przy okazji, to kwestia
> jego poczucia humoru.
> Jeśli nie, to tak samo. ;P
> Już dawno odkryto, że nie da się rozmawiać poważnie z ludźmi pozbawionymi
> poczucia humoru.
Sugerujesz, że brak mi poczucia humoru?
Możliwe, chociaż uważam inaczej. Raczej należę do osób, które nie potrafią
śmiać się po raz setny z wyświechtanego kawału. Lubnię znajdować wciąż coś
nowego.
> Całe życie to kabaret. Wystarczy się dobrze rozejrzeć. A pogoda ducha
tylko
> pomóc mu może. Tak to już jest, że się często udziela. Zauważ ile ma
> odpowiedzi na swoje kpiące posty.
Rozglądam się tutaj i co widzę? Depresje, nieszczęścia, choroby, samotność,
problemy w związkach, itp., itd. To ma być kabaret? Dla tych, którzy o tym
piszą jest z pewnością zupełnie czymś innym. Nie wszyscy ludzie umieją śmiać
się z tego, co ich boli. Dlatego niektórzy chcą rzucać się na tory. Inni
jakoś sobie z tym, mimo wszystko, radzą nie uciekając się do rozwiązań
ostatecznych. Pogoda ducha jest dobra, gdy jednostajnie płynie życie i
jedynym moim problemem jest to, w co jutro się ubiorę.
> Ale przeginasz. Jak nie w jedną, to w drugą. Nawet jeżeli nie wystarcza,
to
> na pewno trochę pomaga. Złość może i piękności szkodzi, ale umiarkowana
> wyzwala energię i nie pozwala się rozklejać. To tylko nadmierna wiedzie do
> zachowań regresywnych, które niczemu nie służą.
No to mam się złościć czasem czy nie? Chyba nadmiernie nie złoszczę się
jeszcze?
> Przecie są wyjątki, jak napisałam. Czytasz tylko to, co chcesz.
Wyjątki mają to do siebie, że zdarzają się rzadko, mają to nawet w nazwie.
Może statystycznie? Ile związków na 100 ma szansę się udać? Jeśli jeden to
bez sensu i nie wartio zawracać sobie głowy, jeśli 3/4 to już nie jest
wyjątek
> Przecie nie twierdzę, że proste.
> Proste to jest akurat umartwianie się. Zero wysiłku, samo leci. ;P
Basiu, jeśli znajdziesz chilkę, zajrzyj do wątku: "Dziś wizyta".
Przepraszam, ale nie chce mi się przepisywać.
> > Takie historie to opowiada sąsiadka sąsiadce.
> Pewnie dlatego, że są autentyczne.
No to super. Mam nadzieję, że mnie też się zdarzy.
> > Miłość pozwala odejść tej drugiej osobie. Miłość.
>
> Na taką miłość to akurat stać niewielu. Wcale zresztą nie znaczy, że ich
to
> nie boli.
No to ja Ci powiem, że zdarza się. Historia również autentyczna. Według
Ciebie pewnie wyjątkowo, może faktycznie wyjątkowo. Życzysz sobie szczegóły?
Nie wiem czemu, ale słowa: "Mam w nosie wasze fanaberie" jakoś mi do Ciebie
nie pasują. Żartujesz oczywiście, ale ten żart, gdy się postaram mogę źle
zrozumieć.
V-V
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 12:56:36
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?Veronika :
> Sugerujesz, że brak mi poczucia humoru?
Chwilami odnoszę takie wrażenie. Ale to pewnie nie jest u Ciebie stała
cecha.
> Możliwe, chociaż uważam inaczej. Raczej należę do osób, które nie potrafią
> śmiać się po raz setny z wyświechtanego kawału. Lubnię znajdować wciąż coś
> nowego.
Nie jesteś tu sama i nie masz też monopolu na odbiór kawałów. Nie chce mi
się wymyślać nowych specjalnie dla Ciebie. W necie jest multum stron z
kawałami. Odsyłam.
> Rozglądam się tutaj i co widzę? Depresje, nieszczęścia, choroby,
samotność,
> problemy w związkach, itp., itd. To ma być kabaret?
Kabaret, bo powinni być w przychodni a nie tutaj. Tutaj nikogo nie uleczą.
Dlatego rozsądni uparcie odsyłają, gdzie trzeba.
Ja z kolei dostrzegam, że większość postów ma zupełnie inny charakter. Na
szczęście.
Znowu widzisz tylko to, co chcesz widzieć. Masz zadatki na samarytankę.
> Pogoda ducha jest dobra, gdy jednostajnie płynie życie i
> jedynym moim problemem jest to, w co jutro się ubiorę.
Pogoda ducha jest dobra zawsze i wszędzie, nawet w nieszczęściu.
Żadna burza nie musi trwać wiecznie. Należy wierzyć, że się rozpogodzi.
> No to mam się złościć czasem czy nie? Chyba nadmiernie nie złoszczę się
> jeszcze?
No pewnie. Choćby i na mnie. Będziesz zdrowsza.
To oczyszcza i rozładowuje.
Oby nie nadmiernie.
> Wyjątki mają to do siebie, że zdarzają się rzadko, mają to nawet w nazwie.
> Może statystycznie? Ile związków na 100 ma szansę się udać? Jeśli jeden to
> bez sensu i nie wartio zawracać sobie głowy, jeśli 3/4 to już nie jest
> wyjątek
Stary sofistyczny dylemat. Od którego momentu wyjątki stają się regułą.
Do dzisiaj nie rozwiązany. ;)
> > Przecie nie twierdzę, że proste.
> > Proste to jest akurat umartwianie się. Zero wysiłku, samo leci. ;P
>
> Basiu, jeśli znajdziesz chilkę, zajrzyj do wątku: "Dziś wizyta".
> Przepraszam, ale nie chce mi się przepisywać.
Zaglądałam. Dlatego mówię, że samo leci. A wysiłku to wymaga wyjście z
zaklętego kręgu.
Ale tu, to akurat na to recept nie ma.
> No to super. Mam nadzieję, że mnie też się zdarzy.
Nawet pewnie nie przypuszczasz jak wielkie jest prawdopodobieństwo
szczęśliwych zdarzeń.
Trzeba być jednak pozytywnie nastawionym do życia. Wyjść na przeciw, jak to
sie powiada. Inaczej nie będziesz potrafiła się cieszyć, bo zawsze wymyślisz
jakieś ale.
TrenR napisałby pewnie :
"Plfaj na ale
jądro ważne" ;)
> > > Miłość pozwala odejść tej drugiej osobie. Miłość.
> >
> > Na taką miłość to akurat stać niewielu. Wcale zresztą nie znaczy, że ich
> to
> > nie boli.
>
> No to ja Ci powiem, że zdarza się. Historia również autentyczna. Według
> Ciebie pewnie wyjątkowo, może faktycznie wyjątkowo. Życzysz sobie
szczegóły?
Znam kilka i takich historii. Bardziej mnie interesuje, jak ja bym
postąpiła. I przyznam się bez bicia, że mam trochę wątpliwości.
Najważniejsze jednak, że wiem jak powinnam postąpić.
> Nie wiem czemu, ale słowa: "Mam w nosie wasze fanaberie" jakoś mi do
Ciebie
> nie pasują. Żartujesz oczywiście, ale ten żart, gdy się postaram mogę źle
> zrozumieć.
Spiskowa teoria dziejów. Nie staraj się zatem. Bądź pogodna. :)
Ja np. nawet i Saula lubię, mimo tego co tu nawypisywał.
Pewnie się zdziwi, ale to jego kłopot. ;P
Pozdr. Bacha.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-11-14 18:51:22
Temat: Re: Jest sposób by zapomnieć?
Użytkownik <j...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:1ee1.000007f4.3dd2a79f@newsgate.onet.pl...
> Im bardziej staram się zapomnieć tym częściej "łapie" się na tym,że myślę
o tej
> osobie. Czy jest jakiś sposób by zapomnieć?
>
> --
moze dlatego, ze zbyt czesto myslisz o tym,iz starasz sie zaopomniec??:)
Atimka
--
Sztuka zycia - to cieszyc sie malym szczesciem <--Phil Bosmans
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |