Data: 2001-12-19 02:33:44
Temat: O Swietach/Dluuuugie
Od: Magdalena Bassett <m...@w...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
Swieta 1961 roku spedzalismy u Dziadkow w Poznanskim. Podroz koleja z
Gdanska do Miesciska pod Wagrowcem trwala kilka godzin, przez Gniezno, i
gdy w koncu wysiadalismy z pociagu w Miescisku, bylo ciemno. W pociagu
spalam w czasie drogi na polce na walizki, takiej, jak siatka na ryby. W
MIescisku bylo ciemno, pociag buchal para na peron, a my z walizkami
wedrowalismy droga ze stacji do domu Dziadkow. Wies, ale droga
brukowana, bo to Poznanskie, ale zadnych lamp ani swiatel w oknach, bo w
koncu byla to 9 wieczorem zima, wszyscy na wsi spali. Niektore psy
witaly nas podszczekiwaniem, ale w koncu orientowaly sie, ze idziemy
dalej. Gospodarstwa przy drodze ogrodzone wysokimi murami lub plotami,
kompletna cisza. Zimno, ale sniegu malo, gwiazdy swieca tak mocno, ze az
oczy zachodza lza od patrzenia w tym mrozie. Mama zakutana w korzuch,
Jurek moj Ojciec, ktoremu zawsze mowilam po imieniu ku utrapiueniu
wiekszosci krewnych, i ja. Wedrujemy. W koncu docieramy do ulicy
Wagrowieckiej, zaraz kolo domu Coftow, na przeciwko domu Pelczynskich.
Dom Dziadkow po przeciwnej stronie ulicy caly oswietlony, widocznie
czekaja na nas. Perelka szczeka jak najeta, choc jest wielkosci kota.
Ciocia Frania, ktora ma mieszkanie w polnocnej czesci domu Dziadkow
uchyla firanke i macha do nas, zebysmy weszli do domu od jej strony.
"Oluchna", mowi Ciocia Frania do mojej Mamy, "Idz do domu, i powiedz, ze
sama przyjechalas, ze Magduchna jest chora i Jurek z nia zostal". Jest
to rodzinny dowcip, ktorym moja Babcia jest torturowana od wielu lat, od
czasu Mamy mieszkania na pensji, gdy miala przyjezdzac co tydzien do
domu. Dziadek zawsze wracal ze stacji sam, mowiac do Babci "Maniuta,
Oluchna dzis nie przyjechala" "Lo jena, dlaczego?" pytala Babcia. "A
kuku" wolala Oluchna wyskakujac zza drzwi. Dziadek do smierci wierzyl,
ze Babcia nigdy sie nie zorientowala, w czym rzecz. Wspaniala kobieta.
No wiec docieramy. Ja mam szesc lat, wiec od razu klada mnie spac w
pokoju goscinnym na zielonym tapczanie, od ulicy. W tym pokoju jest
zielony piec kaflowy, ciezkie debowe meble z poskrecanymi kolumienkami i
mnostwo wekow stojacych wzdluz scian, pod meblami. Na srodku pokoju
okragly stol, pozniej rozsuwany na 12 osob. Stol jest nakryty serweta z
koronki, ktora "wyheklowala" moja prababcia we Wrzeszczynie. Prababacia
Konstancja Dobrogowska zmarla maja 101 lat, gdy objezdzala konno
posiadlosc i kon przestraszyl sie niebieskiej wstazki lezacej na drodze.
Przez cale moje dziecinstwo nie wolno mi bylo uzywac niebieskich wstazek
do wlosow.
Gdy budze sie rano, witaja mnie zapachy z kuchni. W bialym piecu w
drugim pokoju we framudze pieka sie jablka dla glodnych w czasie dnia.
Dzis Wigilja, wiec wszystkie kobiety poszcza, a mezczyzni znikaja na
jakis czas, potem dostaja jablka i znow gdzies znikaja, pewnie grac w
karty. My dzieciaki nie wiemy, co ze soba zrobic, i glownie spedzamy
czas na strychu, gdzie jest pokoj Wuja Janusza, w ktorym on mieszkal w
swej mlodosci. Sa tam wspaniale ksiazki, jak "Siostra Lotnika" i
"Najdziksze Serca" jak rowniez Chinczyk, warcaby i inne gry.
Wracajac z wychodka po drugiej stronie podworza przeszlam przez kuchnie,
do drugiego pokoju i potem do goscinnego, z ktorego byla latwa droga na
strych przez tylne drzwi. U progu goscinnego pokoju ujrzalam mojego
kuzyna Przemyslawa bawiacego sie swieczkami na choince. Swieczki byly
prawdziwe, w takich klipsach ze srebrnymi ptaszkami. Choinka stanela
plomieniem w sekunde, a Przemek, ktory mial 2 lata stal przed nia i
zanosil sie od smiechu. Ja natomiast nabralam oddechu i zawylam na
najwyzszej nucie na jaka mnie bylo stac. Nikt nie pytal, o co chodzi,
Ludzie z wiadrami lecieli w ciagu paru sekund, a moja Mama, malutka
kobieta, otworzyla okno kolo choinki, zerwala karnisz z plonacymi
firanami, i wyrzucila go przez okno jak plonaca dzide. Akurat w tym
momemcie przechodzil po drugiej stronie ulicy pod domem Coftow Nowak,
idiota wiejski, syn Nowakowej, ponoc splodzony przez brata ciotecznego.
On uklonil sie Mamie nisko, zdjal czapke, i niezwazajac na plonacy
karnisz ladujacy u jego stop, powiedzial "Wesolych Swiat, Szczesliwego
Nowego Roku" i poszedl dalej.
Mama usiadla na podlodze smiejac sie do lez, ktos zgasil choinke wiadrem
wody i wywalil przez okno, Ciotka Danuta zadeptala cmiacy rog dywanu.
Otwarto okna, drzwi i zaczeto machac szalami, recznikami, kto co mial
pod reka. Siedlismy do Wigilii w czas, zaraz po pierwszej gwiezdzie,
ktora upatrzyl Kuzyn Heniu od strony podworka. Ponoc ktos slyszal, jak
koza mowila ludzkim glosem tej nocy.
Czterdziesci lat temu. Dawno, a wczoraj.
Magdalena Bassett
|