Data: 2008-06-05 16:47:53
Temat: Re: ;)
Od: "i...@g...pl" <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 05 Jun 2008 16:10:16 +0200, medea napisał(a):
> i...@g...pl pisze:
>
>> Co ma do mojej wiary jakis tam ksiądz? - księża to tylko tłumacze,
>> pośrednicy, w sumie mnie akurat niepotrzebni do kształtowania wiary, bo
>> czytam na ile potrzebuję i szukam jej sama, tłumaczy (często marnych) nie
>> potrzebując. Księża (kler, hierarchia kościelna) to tylko ludzie i nie ufam
>> ich nieomylności, zresztą nikt nigdy mi jej nie wtłaczał do głowy, wręcz
>> przeciwnie, zawsze poprawnie tłumaczono mi znaczenie słów "sługa Boży".
>
> Zaintrygowałaś mnie, Ikselko. Jeśli masz takie przemyślane podejście do
> sprawy wiary, to jak sobie radzisz z rytuałem? Nie męczy Cię on, nie
> śmieszy, nie wydaje Ci się bezsensowny? Wymaga przecież przyjęcia za
> pewnik dogmatów, podporządkowania się pewnym regułom.
Cóż, jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, jak i one. Możnaby to
ująć właśnie w ten sposób, no ale to żart, bardzo nawet grubiański w tym
momencie...
Ja po prostu uważam, że moja decyzja o wejściu do Kościoła w wieku
dorosłym, z przemyśleniami jako swego rodzaju utrudnieniem i obciążeniem,
zobowiązuje mnie do uznawania rytów bez dyskusji. Ryty sa poza tym
uwarunkowane historycznie, to nie bezmyślne gesty, służą utrwalaniu
wspólnoty, przekazywaniu historii wiary.
Więc je uznaję i im podlegam.
W dodatku ja je w większości rozumiem, wiem np. dlaczego ksiądz unosi w
rękach Hostię i dlaczego mówi przy tym to czy tamto, zawsze zresztą to
samo. Własnie ludzie, którzy rozumieją i znają ryty, są nośnikiem wiary - w
razie wielkich jakichś klęsk. To tak, jak wierszyk "Kto ty jeteś" - w razie
wielkiej klęski nie pozwoli zapomnieć nam, skąd się wzięliśmy i kim
jesteśmy, choć dziś może wielu go klepie bez zrozumienia, a reszta się z
niego śmieje. A on jest "rytem" naszej narodowosci, czyli czymś powtarzanym
bez końca i przez to utrwalonym niemal na wieczność. Nie wiem, czy mnie
rozumiesz...
Myslę sobie także, że nawet gdyby ryty kościelne były zupelnie bezsensowne,
to też nie drażniłyby mnie: skoro to ja przyszłam ż.t.p. z interesem do
Kościoła, to powinnam sie godzić z jego wymaganiami nawet ich nie
rozumiejąc.
> Rozumiałabym,
> gdybyś została wychowana w duchu katolicyzmu, wtedy byłoby Ci łatwiej.
> Ja w domu przesiąkłam skrajnym ateizmem i, mimo że miałam w dzieciństwie
> okres fascynacji wiarą, jednak nie udało mi się osiągnąć pełnej
> realizacji wiary poprzez np. uczestnictwo we mszy, czerpania z tego
> duchowej satysfakcji (w dorosłości oczywiście, okresu dziecięcego nie
> liczę).
Cóż to jest duchowa satysfakcja z uczestnictwa we mszy? - ilu ludzi w
kościele, tyle jej rodzajów. Ja mam swój - ale to się nie da okreslić. To
nie jest żadna ekstaza czy coś w tym rodzaju. Dla mnie jest to poczucie
wielkiej satysfakcji z tego, że uczestnicżę szczerze w wielkim zbiorowym
przedsięwzięciu.
Ludzie szukają płycej tego rodzaju satysfakcji, także poza mszą, poza
wiarą. Jakże się to zjawisko/moda nazywa, no... że np. zbiera sie dwa
tysiące osób i na sygnał upuszczaja łyżeczki... albo stają na jednej
nodze.... Skoro z tak głupiego gestu czynionego w grupie oni mają taką
frajdę, to moja - ta w kościele - chyba musi być większa, jak myślisz?
:-)
I to nie z powodu wykonywania gestów, oczywiście :-)
Z powodu jednoczesnego wyrażania siebie w ten sam sposób przez tłumy ludzi.
|