Data: 2008-06-05 20:49:45
Temat: Re: ;)
Od: "i...@g...pl" <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 05 Jun 2008 22:21:34 +0200, medea napisał(a):
> i...@g...pl pisze:
>
>> Chodzi Ci zapewne o Przeistoczenie...
>
> Nie tylko. Generalnie o całą tę otoczkę, do której nie potrafię się
> dopasować. :-)
>
>> Toteż nie szukam wspólnego mianownika. Podczas mszy przeżywam wszystko
>> tylko i wyłącznie po swojemu. Uważam, że tak robi każdy, niezależnie od
>> poziomu swojego zaangażowania w nią i w wiarę. Myślę też wtedy o wielu
>> rzeczach, nawet niekoniecznie "mszalnych". Po prostu myślę wtedy o swoim
>> życiu. Słucham i wyszukuję przydatne myśli w kazaniach, rzeczy, o których
>> nie wiedziałam lub o których nie pomyślałabym czy nigdy na nie nie zwróciła
>> uwagi, gdyby akurat np. ów "superowy" ksiądz o nich nie powiedział.
>
> No tak, ale ten efekt osiągnąć można słuchając jakichkolwiek mądrych
> wykładów, czytając, obcując ze sztuką itd. Szczerze mówiąc, ja w ciągu
> mojego życia o wiele więcej zrozumiałam i dowiedziałam się (nawet -
> ogólnie mówiąc - o Bogu) właśnie w ten sposób, niż poprzez uczestnictwo
> np. we mszy, czy innych katolickich rytuałach. Dlatego wydaje mi się, że
> jednak ten społeczny udział jest tu istotny. Może religia jest właśnie
> taką formą udziału w społecznej duchowości, zwłaszcza dla tych, którzy
> na co dzień tego transcendentu nie są w stanie sobie sami zapewnić? ;-)
Udział we mszy jest niezbędny jeśli nawet nie ze względów merytorycznych,
to na pewno po to, aby się na jej czas uwolnić od zajmowania własnej uwagi
tylko sobą, skupiania się tylko na sobie - należy zobaczyć siebie w tłumie
równych sobie, aby spokornieć... W ciągu całego tygodnia bez mszy (chodzimy
do kościoła w niedzielę - albo na 12, albo na 18, albo na 20 - to już wtedy
tylko do kieleckiej Katedry) to się człowiek znowu "napompuje" własną
ważnością i niepowtarzalnością, więc ta niedzielna msza jest też pewnego
rodzaju przywołaniem człowieka do porządku, a najbardziej odczuwam to,
kiedy wszyscy jednocześnie klękają i pochylaja głowy w milczeniu. Jestem
wtedy nikim - stapiam się z tłumem. Potrzebuję tego stale (czyli
przynajmniej co tydzień, w stałym rytmie), aby nie popaść w krańcowe
samouwielbienie - wiesz, to na serio, a nie to, o którym piszę w grupach...
Pokora - to jest właśnie to, czego bardzo szybko mi zaczyna brakować,
wytrzymuję akurat około tygodnia, więc może ten rytm cotygodniowych mszy
jest dobrze przez kogos dobrany do ludzkiej mentalności ;-P
>
>> że dla niektórych są to rzeczy za trudne, ale wtedy ludzie radzą sobie
>> prosto - przyjmują wszystko dosłownie,bo i w ten prosty sposób dobrze jest
>> uczestniczyć w mszy i modlitwie. Często zdarzało się, że w ciężkich
>> chwilach podczas mszy myślałam o swoich problemach, wcale nie uważając
>> przykładnie, i właśnie w czasie takiego oderwania od rzeczywistości żtp.
>
> Powiem Ci, że ja najwspanialsze chwile w kościele spędziłam jako
> nastolatka, kiedy przychodziłam zawsze na niedzielną mszę wieczorną o 15
> minut wcześniej, bo wiedziałam, że ćwiczy wtedy sobie organista -
> pięknie grał, przynajmniej tak mi się zdawało :-).
A ja w dzieciństwie przychodziłam do pustego kościoła w najrozmaitszych
porach dnia (najczęściej latem, bo wtedy drzwi były zawsze otwarte z powodu
wietrzenia z wilgoci; skończyło się to wraz z kradzieżami z kościoła oraz
po założeniu ogrzewania) - sama, nie podczas mszy. Chodziłam, oglądałam
wszystko, obmacywałam wzrokiem, czasem też palcami... nie rozumiejąc, bojąc
się trochę. Wszystkie te obrazy "z moich oczu" mam nadal w pamięci i
przechowuję je tkliwie, bo jest w nich zapisana naiwność dziecka i czystość
moich uczuć wtedy. To są moje najpiękniejsze wspomnienia związane z
kościołem, ale pewno dlatego, że i z dzieciństwem.
Myślę dziś, że wielokrotnie bywałam widziana/obserwowana przez proboszcza,
ale nigdy nie pojawił się w polu mojego widzenia i nie zabronił mi tego
myszkowania. Fajne, co? Chyba wiedział, że nie należy mi przeszkadzać ;-P
:-)
>
>> Itd, itd. No wiem, że to zaczyna wyglądać na bredzenie... Im więcej o tym
>> piszę, tym bardziej idiotycznie się czuję, no ale skoro się powiedziało
>> A...
>
> Wiesz, może i to jest bredzenie, ale ja je doskonale rozumiem chyba. :-)
Uff.
|