Data: 2006-11-20 10:53:18
Temat: Re: 18 lat - koniec wywiadowek???
Od: "Basia Z." <bjz_@_(prosze_usun_podkreslenia)_poczta.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Elske" :
>
> Jakie to wszystko proste.
> Basiu, a tak od strony czysto praktycznej to jak Ty sobie na przykład
> wyobrażasz takie pełne wychowanie w moim wypadku? Wychodzę o 7.30,
> wracam koło 19-20. Od cholery czasu na wspólne spędzanie, nie? (dolicz
> jeszcze prace w domu - zwykle koło 1,5 h roboty). A zakupy to się w
> ogóle same zrobią, a jak nie to mamusia przywiezie w piątek sama.
> Mniej teorii więcej praktyki proponuję.
> BTW kocham termin "gonić za pieniądzem". Niektórzy zapominają, że takie
> dziecko to i zjeść musi i książki dostać i ciuchy niekoniecznie z
> lumpexu. I że samo na siebie nie zarabia.
>
Sorry nie było mnie parę dni, więc odpisuję dopiero teraz.
Po pierwsze to cytowałam tu pewien artykuł i nie są to ściśle moje słowa,
ale zgadzam się z tym fragmentem.
Sama aby utrzymać rodzinę pracuję 10-12 godz. dziennie (8 godz. w pracy +
resztę na różne, bardzo różne zlecenia od pisania artykułów do prasy i
przewodników, po korepetycje).
Na szczęście nic nie tracę na dojazdy, bo mam do pracy 200 m a poza tym
pracuję w domu. Zakupy zajmują mi codziennie 15-30 min. w drodze z pracy.
Już było o tym gdzie indziej, ale być moze przepłacam nie kupując w
marketach tylko w małych sklepikach, ale mój czas jest cenniejszy.
Mój osobisty czas to obecnie około godz. dziennie w necie i 2-3 razy w
tygodniu bywanie na gimnastyce (z dojściem 2 godz). Czasem urywam się na
weekendy (ale w zeszłym roku pracowałam co drugi weekend do 10 godz.
dziennie).
A i jeszcze tzw "praca społeczna" - raz w tygodniu, lub czasem rzadziej 4-5
godz. na zebranie mojego ukochanego klubu turystycznego ( liczę z dojazdem),
czasem wykład na kursie przewodnickim, czasem przygotowanie konspektu itd, w
sumie zwykle po kilka godzin w tygodniu.
Mąż ma poza "sezonem turystycznym" więcej czasu i to on zajmuje się domem,
ale za to w tzw. "sezonie" nie ma go w ogóle.
(pracuje jako przewodnik i pilot wycieczek).
W czasie wakacji tez przynajmniej na krótko zabierał dzieci ze sobą. Michał
mając 16 lat był z nim na Kaukazie a 17 lat - nad Bajkałem.
Jak dzieci były młodsze codziennie gadałam z nimi na różne tematy
przynajmniej godzinę. Tematy różne, najróżniejsze, ale nigdy nie
"rozliczanie".
Poza tym mieliśmy dla siebie wszystkie weekendy i wakacyjne wyjazdy.
Chodzimy razem po górach, zwiedzamy. W górach doskonale się ze sobą gada. Na
trasie potrafiliśmy przegadać po 6 godz. bez przerwy.
Woziłam dzieci na wyjazdy kursu przewodnickiego, kiedy sama ten kurs
prowadziłam. Dzieci też były poniekąd uczestnikami.
Do dziś chcą przynajmniej część wakacji spędzać na wyjazdach ze mną.
Ale to nie są też banalne i nudne wakacje. W tym roku byliśmy z namiotami na
grzbietach w Górach Rodniańskich w Rumunii. Prowadziłam grupę turystów a
Michał był moim pomocnikiem.
W sumie udaje mi się zazwyczaj wygospodarować tak około godziny dziennie na
zajęcie się wyłącznie dzieckiem (ale jak pisałam rozmowę, nie rozliczanie) a
w weekend zdecydowanie więcej, dawniej jak dzieci miały do 13-15 lat były to
praktycznie całe weekendy (spędzane w górach) były nasze wspólne, obecnie
Michał (20 lat) jeździ już wyłącznie w swoim towarzystwie, a Maciek (15 lat)
trochę swoim (trenuje biegi na orientację i jeździ na zawody) trochę ze mną.
Pozdrowienia.
Basia
|