Data: 2009-08-03 10:33:52
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Od: Matb <m...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Chiron napisał(a):
>którym się to udało: jeśli się chce naprawdę mieć dobry związek (napisałaś
>"ocalić")- to wtedy należy (jak we wszystkich zmianach na świecie) zacząć od
>siebie.
Zdaje się, że nie dostrzegasz pewnych opisanych faktów i dajesz wykład
mimo to.
W porządku, może komuś się przyda.
Tak, słuchajcie, Chiron ma rację, należy najpierw przyjrzec sie sobie
i zacząć zmiany od siebie.
>Skoro chcę, żeby mój związek był dobry- to tak się zachowuję, jakby
>był dobry.
Czyli jeśli mnie bije, to udaję, ze jest cudownie, bo jak dostatecznie
długo będę karmic podświadomość kłamstwanmi to w końcu uwierzy, da
znać podświadomości partnera i on zmieni się nie do poznania?
>Daję z siebie jak najwięcej tylko mogę drugiej osobie, wyczulam
>się na jej potrzeby, i niczego nie warunkuję.
Jak w studnię bez dna, aż do całkowitego wypalenia siebie...
>Takie ukierunkowanie na drugą osobę powoduje, że nie ma miejsca na kogoś innego.
Jeśli druga osoba nie jest ścianą, czasem po prostu dogania
frustracja, brak sił i rozpacz.
>Zdrada mentalna
>(wyobrażanie sobie, jak fajnie jest z kimś innym, jak potężna jest chemia od
>tego obcego, itd)- to wykonanie kroku w przeciwną stronę, niż ratowanie
>związku.
Gdzies padło wyobrażanie sobie jak to fajnie z kimś innym, ale to
chyba padło w toku rozważań teoretycznych.
Jeśli chodzi o mnie, nie spodziewałam się, że sprawy tak się potoczą,
dosłownie.
Jeśli występują konflikty- to mieć świadomość, że wina ZAWSZE leży
>po obu stronach (choć w różnym stopniu)- i bezwarunkowo zabrać swoją winę.
Często to wystarcza do wygaszenia konfliktu.
Zgadza się. Jednak pamiętaj, ze ludzie są różni. Niektórzy nie umieją
nawet powiedzieć - przepraszam. Nie widzą, albo nie chcą widzieć,
swojej winy. Oni są czyści i klarowni jak kropla wody destylowanej,
cały swiat jest winien, nie oni.
>Wykonując coś takiego można komunikować partnerowi, co by się chciało od
>niego dostać. Na przykład: iść razem na terapię rodzinną.
>Tylko takie postępowanie może skłonić partnera do zmian- ponieważ przekonać
>drugą osobę da się wyłącznie...własnym przykładem.
I znowu: ludzie sa rozmaici. Jeśli ktoś uważa, ze w każdej sytuacji
jest ok, mimo,że nie jest, bo rani, bo nie widzi potrzeb innych, bo
wyładowuje swoją złość nie tam gdzie powinien, to nie ma szans na
zmiany choćbyś stał się świetym w dawaniu przykładu. Ten ktoś uważa,
że tak właśnie powinno być i tyle. Żadna część problemu nie pochodzi
od niego.
>I nie narzekaj też proszę na tych, których (jak mi się zdaje) uznałaś za
>wrogo do Ciebie nastawionych na tym forum. Nawet wróg jest w życiu
>potrzebny. Chyba nikt i nigdy nie potrafi tak skutecznie obnażyć i wskazać
>Ci twoich słabych stron- a to może być bardzo cenne dla Ciebie
A to na zasadzie "uderz w stół, a nożyce się odezwą"?
Dlaczego mam nie narzekać? Są tacy, który nieźle mi tu zwymyślali,
może skoryguj ich wybryki?
Nie wolno sprowadzać przypadków do teorii książkowych, bo żadne dwa
nie są takie same.
Człowiek jest tu materią. Każdy jest inny, każdy wnosi w związek coś
innego, swoje doświadczenia, swoją percepcję rzeczywistości, swoje
niezaspokojone potrzeby, swoje oczekiwania. To że komuś się układa, bo
trafił na osobę świadomą tego dzięki czemu kwitnie związek, to
świetnie, nie wszyscy są tacy, niestety nie wszyscy.
|