pawel_k wrote:


> z zewnątrz wygląda to tak: przychodzę o 15:15 do gabinetu, który ma być
> czynny do 16 (rejestrowałem się miesiąc wcześniej) i dowiaduję się, że
> lekarz wyszedł o 14 i zawsze tak wychodzi. Dlaczego nie napisać że lekarz
> przyjmuje do 14? Zwolniłbym się wcześniej z pracy albo wybrał inny gabinet.
> Nauczony doświadczeniem pytam już w czasie rejestracji o której przyjść i
> bardzo często słyszę odpowiedź w stylu: że wprawdzie lekarz przyjmuje do 18
> ale zwykle wychodzi o 16. Wyjątek stanowią przychodnie w których umawia się
> na godzinę i z tych staram się korzystać. Niestety nie zawsze jest to
> możliwe, bo np. kardiolog dziecięcy przyjmuje w naszym mieście tylko jeden i
> ZAWSZE wychodzi z gabinetu przed zakończeniem oficjalnych godzin
> przyjmowania.

Ciekawe czasy nieprawdaż? Niestety czysto materialny punkt widzenia -
NFZ lekarzom płaci za godziny, specjalistom niektórym (na kontraktach)
za pacjenta. Dlatego pewnie warto odrobinę naciągać godziny, ale bez
przesady, żeby się dwie godziny przed czasem zmywać.

> Moja sugestia: jeśli Panowie Doktorzy wiecie, że musicie wychodzić
> wcześniej, ustalcie rzeczywiste a nie wirtualne godziny otwarcia gabinetów.

powiedz to NFZ-towi, może jakoś wyreguluje przepisy

> Z pozdrowieniami dla punktualnych lekarzy

kurcze, a ja się zawsze minutę na zajęcia spóźniam :) bo tak mam
tramwaje niestety, a nie będę szedł na wcześniejszy, żeby 29 minut na
uczelni sobie tyłek odmrażać. poza tym laboranci i inni pochodni też
przychodzą spóźnieni. Specyfika zawodu czy jak?
>
> P.
>
> PS. Już wcześniej pisałem, że też uważam, że lekarze powinni otrzymywać
> godziwą zapłatę za swoją pracę.
>

Nie ty pierwszy - hipokrates bodajże napisał (nie wiem który z
antycznych i gdzie to było, czy kodeksie Hammurabiego coś takiego [wolne
tłumaczenie na polski]:

Gdy lekarz źle wykona zlecone mu zadanie należy obciąć mu ręce (coś jak
nasze prawo do wykonywania zawodu), natomiast za zabieg dobrze wykonany
_musi_ być sowicie nagrodzony.

I tak powstali cyrulicy (późniejsi chirurdzy i stomatolodzy) którzy nie
byli objęci tym prawem. Wykonywali usługi tanio, a przy spartolonej
robocie (pomyśl na jakim poziomie stała wtedy chirurgia i jaka była
umieralność) przynajmniej zachowywali ręce.

Daj boże więcej takich praw, to się więcej specjalistów będzie kształcić
od zaraz, a nie po 6 latach studiów...