Data: 2002-11-17 19:58:40
Temat: Re: Horoskopy, horoskopy...
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_JEST_BE]@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"eTaTa" <e...@p...onet.pl> napisał:
> Rozumiem potrzebę Waszych intelektów,
> ale napisałem co napisałem, by
> sprowokować Was do myślenia,
> a nie wyjaśniać za Was świat.
Lubię myśleć, lubię wyjaśniać. Na każdy temat jestem gotów szybko
sklecić teorię, ale raczej tylko wtedy, gdy jest chociaż cień szansy na
to, że ma ona ręce i nogi.
W klasycznie rozumianych horoskopach nie podoba mi się wrzucenie
do jednego worka zjawisk o kosmicznie różniących się mocach
oddziaływania.
Żyjemy sobie na Ziemi, obiegającej Słońce. To jest najważniejsza para
ciał niebieskich, których współzależność odpowiada niemal za wszystko:
powstanie życia kilka miliardów lat temu, erozję, fotosyntezę, pory dnia
i roku, zjawiska atmosferyczne, itd., itp. Właściwie cała reszta
Wszechświata mogłaby w tym momencie przestać istnieć, a sprawy
spokojnie potoczyłyby się dalej siłą rozpędu jeszcze kilka miliardów
lat.
Na trzecim miejscu jest Księżyc. Znajduje się 400 razy bliżej Ziemi niż
Słońce, ale za to jego średnica jest 400 razy mniejsza (przez to mają
zbliżone rozmiary na nieboskłonie), natomiast masa 40 milionów razy
mniejsza. W dodatku jest zimny jak trup. Niemniej swoje robi -
- odpowiada za przypływy i odpływy oceanów (podejrzewa się, że
dzięki temu zwierzęta morskie szybciej skolonizowały obszary lądowe
setki milionów lat temu), wpływa na zachowania się zwierząt i ludzi,
w jakiś tam sposób jest związany z niektórymi zjawiskami na pograniczu
psychiki i biologii.
I to już koniec. Żadne inne planety ani konstelacje gwiazd nie mają
moim zdaniem wpływu na życie na Ziemi, ani tym bardziej na losy
i charaktery ludzi. Przepraszam, zapomniałem o bardzo ważnym zadaniu
dużych planet Układu Słonecznego, które odwaliły kawał roboty jako
odkurzacze, wymiatając w przeszłości masę kosmicznego gruzu. Bez
istnienia Jowisza i Saturna katastrofy kosmiczne jak ta, przez którą
wyginęły dinozaury, pojawiałyby się na Ziemi znacznie częściej, nie
wspominając o wielu pomniejszych kataklizmach niszczących mniejsze
połacie Ziemi raz na kilka lat. Ale od dawna mamy jako taki spokój.
Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść.
Zatem żadne inne planety nie zakłócają ani nie modyfikują niczyich
losów na Ziemi - no, może z wyjątkiem garstki astronomów. Nic nie
zmieni tutaj moim zdaniem odkrycie dowolnych oddziaływań fizycznych,
bo jak do tej pory każde znane bardzo zmniejsza swoje oddziaływanie
przy zwiększaniu odległości od źródeł ich powstawania czy zakłócania.
A planety są naprawdę daleko od Ziemi.
Dużo więcej zamieszania robią komety - choćby przez powtarzające
się histerie w dawnych wiekach związane z ich pojawianiem się
albo jak ta, która walnęła w tajgę syberyjską na początku XX wieku.
Jednak pojawianie się komet to zjawiska na tyle nieregularne, że
nie mogły mieć wpływu na konstruowanie jakichkolwiek horoskopów.
Co nam zatem pozostało? Niewiele. Słońce, Ziemia i Księżyc.
Być może dałoby się obronić związek charakterów ludzi z czasem ich
urodzenia - porą roku lub fazą Księżyca. Ja bym jednak w razie czego
sugerował wpływ tego rodzaju, że niektórzy ludzie wolą "te rzeczy"
robić w maju, a inni we wrześniu, jedni w ciemną noc, a inni przy pełni
Księżyca. Może się to wiązać z aktywnością zawodową ludzi i
sezonowym charakterem ich pracy, co w konsekwencji dałoby jakiś
statystyczny czynnik uzasadniający przewagę danych cech psychicznych
w określonych porach kalendarza słonecznegoczy księżycowego.
Problem w tym, że nie udowodniono żadnych prawidłowości
statystycznych. Wbrew pozorom zrobiono bardzo poważne badania
tego typu. Kilkanaście lat temu horoskopom poświęcony był niemal cały
numer "Problemów", w którym to piśmie zamieszczono sporo artykułów
na ten temat - tak zwolenników, jak i przeciwników horoskopów.
Cytowano wyniki badań (oczywiście) amerykańskich, pamętam również
żartobliwy artykuł o "odrzutowcologii" - czyli nauki określającej zależność
charakteru człowieka w zależności od położenia wszystkich odrzutowców
pasażerskich na świecie w momencie jego urodzin (ma się rozumieć,
pisał to przeciwnik horoskopów). "Problemy" chyba już dawno upadły
(określony numer jest pewnie do odszukania w jakichś czytelniach),
nigdy więcej nie widziałem żadnych wiarygodnych artykułów na temat
horoskopów.
Zatem pozwolę sobie zostać sceptykiem, chociaż niczego z góry nie
przekreślam. Jednak zawsze jestem racjonalny do bólu - nie przemawiają
do mnie ciała astralne, wróżby, kabały, chiromancja ani przewidywanie
przyszłości w żadnym "nienaukowym" wydaniu. Toć nawet sam Bóg nie
zna przyszłości Wszechświata, więc niby jak nam, ludzikom, mogłoby to
być dane? ;-)
> Jak się zabrać do zrozumienia horoskopu?
> nauczyć się elektryki_dział magnetyzm.
> szczypta fizyki - dział grawitacja
> posolić astronomią - relacje najbliższych ciał niebieskich
> łyżeczkę socjologii - statystyki
> i psychologiczno - medycznego - rozwój zarodka
> trochę do tego dodać mózgu, choćby kurzego.
> Zagotować pod czaszką.
> Wchłaniać powoli.
>
> :-))
Spodobał mi się ten fragment. Również jestem zdania, że w niektórych
przypadkach tylko kompleksowe, interdyscyplinarne podejście daje
szansę na faktyczne uporanie się z określonym, trudnym zagadnieniem.
W końcu Przyroda jest jedna, kompletna, ładnie sobie działa od
miliardów lat. A że ludzie mają ograniczone możliwości poznawcze,
podeszli do niej jak do tortu, podzielili na kawałeczki (poszczególne
nauki), i przegryzają kęsek za kęskiem (specjalizacje w ramach nauk).
Niektórzy powiedzą, że lepiej lizać z wierzchu cały tort. Też metoda!
Zatem życzę przyjemnego lizania ;-)
--
Sławek
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|