Data: 2002-12-27 17:06:21
Temat: Re: Ich dwoje + kolega
Od: Daga <z...@N...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pyzol pisze w news:E9%O9.174361$Qr.4417699@news3.calgary.shaw.ca
> Mozliwe, ze ta dziewczyna powinna
> miec powiedziane to o czym tutaj rozmawiamy, uporzadkowane pewne wartosci -
> zanim sie ich sama, bolesnie nie nauczy na wlasnych bledach.
To oczywiste - dlatego w którymś tam poście pisałam o rozmowie,
komunkacji. Oni muszą sobie to wszystko wzajemnie i wyczerpująco
powiedzieć, żeby jedno nie musiało się domyślać, co myśli drugie,
tylko żeby to _wiedziało_.
> Daga, caly dowcip polega na tym, ze ludzie w takiej sytuacji wlasnie NIE
> MYSLA.
To w czym problem?
> "Nie wiem co mi sie stalo, moze to alkohol?" probuja sie potem
> tlumaczyc
Nieudolnie. To nie alkohol zdradził, tylko oni. Samo się nic nie
zrobi, bez woli człowieka i jego działania nic się nie dzieje.
Nie rozumiem tłumaczenia, że to "przez ten wyjazd, przez alkohol"
itd. Przecież to niedojrzałe! Z partnerami niedojrzałymi wiążemy
się na własne ryzyko, nie pomoże zakazywanie wyjazdu. Nie dowiemy
się wiele o partnerze, jeśli nie znajdziemy się z nim w różnych
sytuacjach - z każdej powinniśmy wyjść pozytywnie jako związek,
przecież wiążemy się na dobre i złe.. Nie twierdzę, że celowe
próby są wskazane. Ale rezygnowanie z czegoś, bo "może się coś
zdarzyć" wygląda mi na lekką paranoję. Równie dobrze lepiej nie
wychodzić na ulicę, bo może nas przejechać samochód, a przecież
powinniśmy unikać sytuacji zagrożenia..?
> To tak jak z chodzeniem po barierze mostu: sciagnelabys bliskiego czlowieka,
> widzac ze to robi? A przeciez on nie musi spasc!
Czym innym jest sytuacja ryzyka, a czym innym sytuacja, w której
decyduje nasz wybór. Na barierze możesz się pośliznąć, na działce
musisz zdecydować o zdradzie - to zasadnicza różnica (nasza wola
jest decydująca).
> I ty, i ja, popelnilysmy w zyciu blad wiazac sie z kims kto sie w ty zyciu
> nam nie ostal. Ja juz w i e m gdzie popelnilam ten blad
Ja też wiem. :-) W moim związku tym błędem były właśnie takie
sytuacje, jak ta tutaj, tylko może trochę bardziej
przejaskrawione. Zazdrość (bo przecież w pracy zostaję sama z
samymi mężczyznami!!), nadmierna kontrola na odległość (zakazy
wychodzenia ze znajomymi), brak zaufania... Obluszczanie więc i
zamykanie w złotej klatce. Im bardziej mnie w niej zamykano, tym
bardziej robiłam wszystko, żeby się odwobodzić. Przy czym to
działało w jedną stronę - ja nie mogłam (i nie miałam zresztą)
pretensji o to, że on spotykał się sam na sam ze swoją
przyjaciółką (w zasadzie też na czymś w rodzaju działki :)).
Nie zniosłam tego. Chociaż to nie był czynnik decydujący o
rozstaniu. Raczej jeden z wielu. Jednym było lekceważenie -
dlatego w przypadku Dubbera martwi mnie i to, że on być może
chciałby dziewczynie zabronić wyjazdu, jak i to, że ona lekceważy
jego obawy. Tak nie można. Ja już przerobiłam obydwie sytuacje.
Nie produkuję złotych myśli, tylko dzielę się tym, co już wiem. A
co z tym zrobi Dubber, to już zależy od niego.
> nierozumienie na czym polega zwiazek, ze jest to takze rezygnacja, bez zalu,
> z wlasnego widzimisie.
Ale może właśnie ona nie umie bez żalu z tego zrezygnować! I co
wtedy? Pal sześć jej domniemane lekceważenie jego obaw. Ale w
takiej sytuacji on też lekceważy jej pragnienia. Jeśli ona
potrzebuje bliskości od tego przyjaiela, jeśli z nim potrzebuje
pogadać i pobyć - to jak to świadczy o związku? Dlaczego z tym
nie przyjdzie do Dubbera? Może nie znajduje u niego tego, czego
jej w tej chwili potrzeba? Przecież partner nie jest panaceum na
wszystko i nie zastępuje wszystkich, wszystkiego. I to ich
_wspólny_ problem..
> Wyjazd na dzialke z kolega uwazam wlasnie za
> widzimisie. Gra nie jest warta swieczki.
A ja nie uważam za nic, nie oceniam, bo nie znam jej potrzeb ani
motywacji.
> > W którym miejscu skaczę na Dubbera?
>
> Wyrazajac opinie, ze on nie ma zaufania do dziewczyny.
A ma?
Od kiedy wyrażanie opinii jest "skakaniem" na kogoś? I czy ma nim
być tylko opinia niezgodna z naszą własną? :)
> Ja mysle, ze kryzys rozwiazuje sie tylko z partnerem,
Oczywiście, że z partnerem! Ja nie twierdzę, że ona tam jedzie
rozwiązywać kryzys. :-)
Po prostu jestem w stanie zrozumieć, że chce tam jechać
projektując sobie jej motywację, dlatego nie uważam z góry tego
pomysłu za zły. Za mało wiem, żeby wysnuć taki wniosek.
> No i ja te granice widze w wieczorach przy kominku, z lampka wina (
> jedna,druga, trzecia) w reku, opowiesciach o klopotach i k r y z y s a c
> h, przeplatanych wspolnymi wspomieniami: czujesz bluesa?:)
Tak, ale to są _Twoje_ granice! Być może ona je stawia gdzie
indziej! I tak to właśnie wygląda, że gdzie indziej, skoro upiera
się przy wyjeździe. To, co dobre dla nas, nie zawsze jest dobre
dla innych. Są pary, które spotykają się z innymi parami w celu
wspólnego uprawiania seksu - gdzie mają granice?
> Jakie? Nowa pralka i dylematy, w ktore dni jej uzywac, nie ustalenia
> pomiedzy dwojgiem ludzi?
Jeśli Tobie się nie zmieniają, to ja Ci zazdroszczę... Chciałabym,
żeby moe życie tak prosto się układało... Moje okoliczności
zewnętrzne ode mnie niezależne zmieniają się diametralnie i bez
przerwy.
> Wspolny zwiazek wlasnie ma byc trwaly niezaleznie
> okolicznosci, m.in. na tym polega, nawet w przysiedze malzenskiej stoi cos
> w rodzaju "na dobre i nazle".
Właśnie dlatego potrzeba redefiniować granice!
Przecież to oczywiste, że teraz, kiedy mieszkamy oddaleni od
siebie o 470 km te granice są inne, niż kiedy zamieszkamy razem.
Bo kiedy zamieszkamy razem, nie będziemy musieli wyjeżdżać
oddzielnie np. Teraz te granice są szersze. Jesteśmy sami, on tam,
ja tu, więc każde z nas ma wolną rękę na wyprawy z przyjaciółmi.
Nie jest dla mnie ani bolesne, ani dziwne, że on np. jedzie w
góry z koleżanką. Potem granice się zawężą. I zamiast z koleżanką
w góry pojedzie ze mną. :-) A wszystko stanie na głowie, kiedy...
zresztą nieważne.. to nie temat na grupę. :-)
> >A my?lisz, że jak zamkn+- partnera w domu i przywi+-ż+- go >sobie do
> >nadgarstka sznurkiem, to im będzie lepiej? :-)
>
> Daga, nie mam juz cierpliwosci upominania cie, abys nie uzywala gminnych
> argumentow! Nic takiego i ja nie proponuje, nie ma o tym mowy w wypowiedzi
> dubbera, zycie jest znacznie bardziej skomplikowane niz czarno-biale cliche,
> w ktore uciekasz.
Kasia! To nie ja uciekam w czarno-białe klisze, nie widzisz tego?
To nie ja uważam, że wyjazd z koleżanką jest biały, a z kolegą
czarny! Nie ma tak! Istnieje mnóstwo odcieni szarości pośrodku.
Nie da się powiedzieć, że takie zachowanie jest ok, a takie be,
dopóki nie weźmie się pod uwagę mnóstwa zmiennych! Nie można
powiedzieć, że to jest dobre, a to złe, bo to, co dobre dla mnie,
nie musi być dobre dla Ciebie i odwrotnie.
Daga
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|