Data: 2011-09-07 16:15:13
Temat: Re: Kary cielesne
Od: b...@o...pl
Pokaż wszystkie nagłówki
On 7 Wrz, 15:10, zażółcony <r...@x...pl> wrote:
> U ytkownik "Iwon(K)a" <i...@p...onet.pl> napisa w wiadomo
cinews:j47q8a$k4f$1@inews.gazeta.pl...
>
> Ja bym bardziej zwrocila uwage na uporczywe skojarzenia adwersarza miedzy
> sytuacja jego (dorosly-dorosly) a sytuacja (rodzic-dziecko). To mi sie
> wydaje
> najbardziej 'chore' w caloksztalcie. Widze tu jakies poplatanie rol
> i odpowiedzialnosci, przenoszenie regul miedzy nieprzystajacymi
> plaszczyznami/typami relacji.
No właśnie to chciałem podkreślić. Dlaczego?
W dniu 2011-09-07 13:42, Hanka pisze:
> PS:
> W razie ewentualnej próby - nie byłoby dla mnie żadnym
> problemem po prostu oddać.
No właśnie, gdy tamten klient wtedy sprał żonę, zastanawiałem się,
dlaczego ona się mu nie oddała, czy nie zrobiła z tym, czegoś innego.
Wcześniej mówiłem, że mogłaby go zostawić - ale w gruncie rzeczy nie
znałem ich/jej/jego sytuacji. Rozmowa z żoną uświadomiła mi, że
przecież
jest całkiem możliwe, że nie miałaby dokąd pójść - i co wtedy?
No i wlasnie, tu dochodzimy do sedna - przecież niewykluczone, a nawet
bardzo prawdopodobne, że jej narzeczony był podobnie bezsilny jak
czasem
rodzic jest względem dziecka!
Nie wiem, czy ten jej eksces alkohokolowy, to był pojedynczy
przypadek, czy takie
wypady zdarzały się jej już wcześniej. Przypuszczam, że to drugie.
Klient
pewnie wcześniej już próbował zwracać jej uwagę, zaradzić jakoś temu
problemowi, ale wszystkie te metody zawiodły. Jako człowiek
odpowiedzialny wiedział,
że nie może zostawić żony, że jeżeli ją porzuci, będzie się tułać po
przytułkach dla bezdomnych...
nie widząc innego wyjścia, za karę ją sprał i.... poskutkowało.
Po tych przemyśleniach dostrzegłem, jak bardzo nieodpowiedzialna była
moja początkowa
reakcja. Chciałem dać klientowi w zęby... i czemu miałoby to niby
służyć?
Temu, żeby wywołać kolejną awanturę pomiędzy nimi, mąż by ją wywalił z
domu
i nie miałaby się gdzieś podziać? Temu, żeby pozwolić by jego
ówczesna
narzeczona robiła i zachowywała się jak chce? Jeżeli tak, to kto
miałby
ponosić tego konsekwencje?
No właśnie, i tu zdałem sobię sprawę, że nie w tej sytuacji ewidentnie
nie powinienem
się wtrącać. To nie ja, tylko on będzie musiał sobie z nią dawać radę.
Jest
w tej sytuacji bezsilny, bezradny i próbuje zaradzić sytuacji, jak
tylko można.
Wiedział, że od kilku klapsów, żona ani nie będzie mieć nijakiej
traumy, ani
żadna trwała fizyczna krzywda jej się nie stanie, natomiast być może
pomogą...
jak się okazało - pomogły.
OK, można myśleć, że nie powinien jej bić.
Ale też ona, szczególnie wiedząc (jeżeli tak było), że w razie czego
nie będzie
miała dokąd pójść, powinna się zachowywać jak trzeba.
|