Data: 2010-10-12 19:16:09
Temat: Re: Kiedy i jak mówić dziecku o śmierci mamy?
Od: "R" <renatatp@poczta@.interia.@pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "szaulo" napisał w wiadomości
news:42ee9d7e-1b27-4615-ad61-ef4c85b129aa@p26g2000yq
b.googlegroups.com...
On 11 Paź, 23:04, "R" <renatatp@poczta@.interia.@pl> wrote:
> Użytkownik "Szaulo" <z...@p...pl> napisał w wiadomości
> news:i8ilbt$e06$1@news.onet.pl...
> > > Trochę wybiegam w przyszłość, ale faktycznie nie bardzo wiem, kiedy i
> > > jak
> > > powiedzieć synkowi, że jego mama nie żyje.
> > Moim zdaniem bardzo wybiegasz. O parę lat.
> Całkiem możliwe, ale ponieważ o tym myślałem, postanowiłem poprosić
> innych o zdanie już teraz.
Tak na marginesie - nie uważam aby takie wybieganie w sprawach ważnych było
czymś złym (zwykle jest wprost przeciwnie - czymś dobrym, jak przyjdzie co
do czego pozwala np. nie czuć się zaskoczonym itp.). Pytanie innych o zdanie
czy opinie też zwykle wydaje mi się dobrym pomysłem. Pod warunkiem
oczywiście, że dany człowiek nie stosuje się do rad bezkrytycznie. Ciebie o
bezkrytycyzm nie podejrzewam. Raczej o próbe poszerzenia sobie pola do
przemyśleń itp.
Trochę jeszcze z tego wątku potem doczytałam - specjalista też nie jest złym
pomysłem ale tylko jeżeli traktować go jako jeszcze jedno źródło informacji
a nie guru, z którego opinią i radami trzeba się liczyć bezwzględnie i tak
jak pisałeś - jak potomek będzie starszy (teraz też nie widziałabym
większego sensu takiej wizyty). Ale ja jestem uprzedzona do psychologów i
uważam, że "pod supermarketem" (by Ikselka) można czasem dostać
pożyteczniejsze rady niż w takim gabinecie ;).
(...)
> > > Czy taki problem w ogóle się pojawi przed jego kontaktami i
> > > porównaniami z
> > > innymi dziećmi?
> > Wydaje mi się, że nie. On nie wie, że "powinien" w jego życiu być
> > jeszcze
> > ktoś. Za naturalny przyjmuje model rodziny jaki mu pokażesz/zapewnisz.
> > Dopiero inni ludzie mogą mu uświadomić, że może być/gdzie indziej jest
> > inaczej. Z drugiej strony myślę, że warto, żeby się o tym dowiedział od
> > Ciebie nie od rówieśników/"życzliwych" sąsiadów.
> Tak, Dlatego wspomniałem o tych uwagach innych dzieci/porównaniach.
> I dlatego pierwsze moje opowieści/odpowiedzi na jego pytania mogą się
> pojawić wcześniej (np. po 3. roku życia, jeżeli wcześnie pójdzie do
> przedszkola).
> Niewykluczone też, że będę musiał korzystać ze żłobka. Wtedy jeszcze
> wcześniej.
Nie koniecznie wcześniej. Mam w domu 2,5 latka i jakoś sobie nie wyobrażam,
żeby dzieci w tym wieku omawiały takie tematy. Nie wiem jak 3-latki, dowiem
się za trochę więcej niż pół roku. Na dzień dziesiejszy nie wyobrażam sobie
takich tematów wśród dzieci (one nawet nie wszystkie jeszcze mówią/w
większości mówią niewyraźnie i mają problemy z nawiązaniem słownego kontaktu
ze sobą na poziomie zabawy, bardziej porozumiewają się
gestami/minami/krzykiem).
Ale to dzieci wychowywane "czysto" domowo. Takich żłobkowo-przedszkolnych
nie znam. Nie umiem sobie jednak wyobrazić podejmowania takich tematów przez
dziecko mniej niż 3-letnie. Moze pod wpływem rozmów rodziców/osób znaczących
o coś będą Twoje dziecko dopytywać. Może.
> > Jest jeszcze telewizja i pokazywany tam model rodziny. Ale jak piszesz
> > ma
> > i
> > będzie miał (? pracujesz więc przyjęłam, że tak) opiekunkę (chyba lepiej
> > jedną/jak najmniej jeżeli chodzi o ich ilość) więc parę lat mu zajmie
> > zauważenie, że jest inaczej niż w bajkach (a może bajki go nie będą
> > zajmować
> > dosyć długo - mój się telewizją w ogóle nie interesuje, jeszcze).
> Obecnej opiekunki nie będzie miał bardzo długo, bo prawdopodobnie
> wyprowadzę się z obecnego mieszkania i przeniosę do innego miasta
> (takie są moje konieczności życiowe: za duży kredyt, większość
> znajomych i rodzina są gdzie indziej).
> Ale doceniam stałość. Jeżeli znajdę w nowym miejscu odpowiednią osobę,
> to będzie opiekować się nim przez parę lat. Sam miałem jedną nianię
> przez 5 lat (od 1. do 6. roku życia) i dobrze mi z tym było.
> [...]
Jest jeszcze malutki - może się nawet nie zorientuje, że mu się zmieniła
(jeżeli nie będzie mu robić krzywdy). I jasne, że jak się nie da to się nie
da. Ale bez uzasadnionej konieczności lepiej nie zmieniać (chyba -
psychologiem dziecięcym nie jestem, ze swoim dzieckiem popełniłam też parę
błędów). Z tego co piszesz też masz takie podejście do sprawy.
> > Ps. A teraz nieproszona rada (wybacz bo to zupełnie nie moja sprawa):
> > znajdź
> > mu jak najszybciej jakąś fajną matkę zastępczą, kogoś kto będzie w jego
> > życiu pełnił rolę matki (nie musi to być Twoja partnerka choć tak byłoby
> > pewnie najlepiej).
> Nie wiem, jak sobie to wyobrażasz?
Ja też nie wiem. Może trafii się jakaś okazja. Może Twoja siostra będzie
miała możliwość z nim od czasu do czasu (raczej częściej niż żadziej i jakoś
regularnie pobyć). Nie wiem. Ale wiem, że takiej matki zastępczej (w razie
mojej śmierci) chciałabym dla swojego syna. Jakiejś kobiety do rozmów, zabaw
na stałe. Może i nie często ale regularnie. Jak sama sądziłam, że pozostało
mi tylko kilka dni (najwyżej tygodni) życia a mąż kategorycznie stwierdził,
że on sie powtórnie nie będzie żenił poprosiłam moją bezdzietną przyjaciółkę
(obiecała mi to), żeby odwiedzała mojego syna przynajmniej dwa razy w
tygodniu na przynajmniej dwie godziny - które poświęcałaby tylko jemu, aż do
jego dorosłości. Tak to sobie wyobrażałam w swoim przypadku. W Twoim sam
ewentualnie musisz sobie wyobrazić.
> Opiekunka na 24h? Osoba zatrudniona
> po to, by udawała matkę?
Nie o to mi chodziło. Nie o kogoś zatrudnionego i nie o udającego. Raczej
kogoś kto byłby w stanie stworzyć z dzieckiem autentyczną więź i nie zerwał
tej więzi w jakimś najmniej dla dziecka odpowiednim momencie. I najlepiej,
żeby sama siebie nie nazywała matką.
> Dziwaczne. Nie zamierzam.
Tak jak to opisałeś faktycznie dziwaczne.
> Nie wykluczam, że się kiedyś z kimś znowu zwiążę, ale zrobię to "dla
> siebie i dla tej osoby" i to się musi zdarzyć samo, w swoim czasie i
> mimo to, że mam synka a nie "dla niego".
Może i masz rację - pewnie tylko takie podejście gwarantuje w miarę stałość
związku (a tylko taki wyjdzie dziecku na dobre). Ale to "mimo to" mi sie
mniej podoba - jego też powinieneś brać pod uwagę (tj. czy tą osobę
zaakceptuje i jakie będzie podejście tej osoby do niego).
> PS: Aha, Lebowski to podlec.
Delikatnie pisząc.
> Imputuje mi różne rzeczy od czapy, łączy
> niezwiązane fakty w swoje porypane konstrukcje, doszukując się
> ukrytych intencji tam, gdzie ich nie ma, a następnie obsrywając je.
Też miałam okazję z nim chwilę popisać. I też mi przypisywał różne rzeczy.
Przy tym jest mocno niekonsekwentny. M. in. poinformował, że mnie plonkuje,
potem mi odpisał pod innym nikiem, potem zaproponował rozejm a teraz znów
chce (?) nawiązać dialog. Chwilowo nie mam na niego nerwów. Tobie mogę tylko
poradzić, żebyś go nie czytał - do Ciebie przylepia się wyjątkowo mocno. I
myślę, że nie ma się co nim przejmować, nikt rozsądny jego pisaniny nie
weźmie na serio.
> Widocznie musi projektować zło na innych, by się sam nim zwrotnie
> karmić i w ten sposób ciągnąć swoje życie glisty ludzkiej z
> pretensjami. Nie karmić. Deptać robala.
Popieram.
Ale też rozumiem, że ktoś czuje potrzebę porozmawiania z nim - jest takim
indywiduum, że można poczuć potrzebę przyjrzenia się mu z bliska.
--
Renata
|