Data: 2002-06-04 12:55:14
Temat: Re: Mężczyzna na zakupach
Od: "Ania" <i...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Joasienka" <w...@p...onet.pl> wrote in message
news:adgjci$49b$5@news.tpi.pl...
> > Użytkownik "Ania" <i...@w...pl> napisał w
> Tak poważnie to ja bym się ze wstydu spaliła, gdyby mój TŻ wyszedł w
> nieuprasowanym ciuchu z domu, a na codzień chodzi w koszuli z krawatem.
Moj chodzi w koszuli bez krawata. Krawata nie znosi. Ale po pierwsze, kupuje
sobie, oczywiście sam, ja mu gustu nie narzucam, odpowiednie koszule. Czyli
non-iron. Przed ślubem takie miał, i przyzwyczajeń nie zmienił. Po tych
koszulach nie widać, czy były prasowane, czy nie. Poza tym, to kwestia
"właściwego powieszenia do suszenia."
I tu się pojawia róznica poglądów. I bardzo dobrze. Bo każdy ma prawo do
własnego zdania, o czym wiel osób zdaje się tu zapominać:)))) Każesz mu
robić zakupy i pomagać w kuchni. Ale spaliłabyś się ze wstydu, gdyby wyszedł
z domu w niewyprasowanej koszuli. Nie napisałaś tylko, czy to ty mu
prasujesz te koszule, ale skoro to tobie, a nie jemu byłoby wstyd, to pewnie
ty. (Choć może się mylę?).
Otóż mój mąż cztery razy w życiu widział mnie z żelazkiem w ręku. Chyba?
wie, że żelazka nie mamy. Ani deski do prasowania. Czyli chyba wie, że
koszule, które wyjmuje z szafy są nie wyprasowane. Gdyby mu to
przeszkadzało, to poruszyłby ten problem. I wtedy znaleźlibyśmy jakieś
rozwiazanie. Myślę, że uwierzyłby, że nikt nie zauważy, czy były prasowane,
czy nie.:))))
Ale jak widać, mu to nie przeszkadza i nic nie obchodzi.
Ja sortuję pranie, wkładam do pralki, wyjmuję, wieszam, zdejmuję suche i
układam na jego półkach w szafie. To robie chętnie, dużo wysiłku mnie to nie
kosztuje. On też to potrafi - w końcu pralka to nie urządzenie kuchenne,
tylko hydrauliczno-elektryczne, bliższe duszy kazdego faceta:))))). Tylko,
że on zrobiłby to dopiero wtedy, kiedy nie mialby już absolutnie nic
czystego. I nie miałby w czym pójść do pracy. Od tego ma mnie, żeby
pamiętać, kiedy trzeba to pranie nastawić, żeby nie został goły.:))))
A prasowania nie znoszę, więc tego po prostu nie robię. Jakby mu tak na tym
zależało, to zaproponowałabym, żeby sobie prasował sam.
Gotować bardzo lubię. Kuchnia mnie relaksuje i inspiruje, prasowanie męczy i
dołuje.
A spalenie ze wstydu mi nie grozi. Za to, gdyby mąż wrócił po dwunastu
godzinach z pracy do domu i ja kazałabym mu, żeby sobie sam zrobił obiad, to
na pewno zastanowiłabym się, czy nie przestałam go kochać.:)))))
Czyli jeszcze raz - niech każde robi to, co umie i lubi.
Pozdrawiam
Ania
|