Data: 2008-11-17 18:19:53
Temat: Re: Mikołajki w przedszkolu
Od: "Harun al Rashid" <a...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik " Iwon(K)a"
>> Jeszcze raz? Różnica polega na tym, że jedne dzieci opychają się
>> czekoladą
> a
>> inne marchewką, czy takim łakociem, jakie sa im dane/dozwolone.
>> Obie strony muszą nauczyć się akceptować ten stan i uznać go za normalną
>> rzecz, która nie ma przełożenia na cokolwiek innego - oni nie są gorsi,
>> że
>> hodują próchnicę a ja nie jestem gorszy, że jem ryżowy wafelek. Jesteśmy
>> inni w swoich potrzebach i tak jest w porządku.
>
> jak i rowniez jest w porzadku jesli zaakceptujemy to, ze nie jemy wszyscy.
>
To jest tworzenie sztucznej rzeczywistości dla potrzeb jednego osobnika w
grupie. W owej osobie wzbudzi błędne przekonanie, że świat ma go traktować w
szczególny sposób i dostosowywać się do jego potrzeb; w pozostałych pojawi
się wrażenie, że obecność w grupie osoby o odmiennych potrzebach oznacza, że
będą musieli rezygnować z tego, co ich bardziej_szczęśliwi koledzy (czyli ci
z grup bez takich dzieci) dostaną bez problemu.
>> I tak jest traktowana przez młodą. Czemu nie, łakoć jest rzeczą umowną.
> to nie ja pisalam:
> "Paczkę mikołajkową z superduperzdrową żywnością możesz sobie
> wsadzić.(...)
> Przyjemność. Dziecięca. Ze zjedzenia słodyczy.
> Mam życzenie, żeby dziecko na mikołaja miało tę właśnie,
> zupełnie najprymitywnieszą radochę ze słodkości, której żadna zabawka nie
> zastąpi."
> takze nie jestem pewna, czy aby pod slowem lakos Ty masz na mysli
> marchewke...
>
Ja nie uważam marchewki za szczególnie ciekawe jedzenie. Łakoć to łakoć.
Ale młoda ma inne zdanie. A pewien dzieciak, co mu nie wolno cukru za łakoć
uważa wafle ryżowe.
EwaSzy
|