Data: 2002-03-06 22:15:26
Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: Kami <K...@j...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
> -----Original Message-----
> From: s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.com
> [mailto:s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.
com]On Behalf Of
> Ania Björk (sveana)
> Posted At: Wednesday, March 06, 2002 10:35 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: Moja zona odchodzi, jak walczyc
> Subject: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
[ciach]
> Pytanie: czy latwo jest podjac taka decyzje?
Na pewno niezwykle trudno.
> Czy latwo jest krzywdzic
> swiadomie drugiego czlowieka?
Trudno jest skrzywdzić obcego człowieka, a co dopiero kogoś, kto nie
jest wrogiem, kogo się kochało/myślało, że się kocha, z kim się żyło.
Sytuacja się zmienia, kiedy to ten drugi człowiek zadał ból jako
pierwszy...
> Czy przysiega i zobowiazanie
> malzenskie nie
> oznacza zalozenia sobie pewnego hamulca na ewentualne
> "zakochanie sie"?
Poniekąd. Nie trzeba być żoną/mężem - wystarczy być w świadomym związku,
by mieć ten hamulec. Rzecz w tym, że emocje i uczucia często wymykają
się racjonalnej kontroli. Co nie oznacza oczywiście, że zwrot
"zakochałam się" usprawiedliwia wszystko. Uważam, że związek (czy po
prostu związek, czy też potwierdzony przez zawarcie małżeństwa) to
hamulec na szukanie okazji do zakochiwania się, a nie hamulec na samo
zakochanie się. Bo to nie do końca da się kontrolować. Jasne, że
najlepiej i najuczciwiej by było, gdyby ludzie decydowali się na bycie
razem i "żyli długo i szczęśliwie". Ale czasem tak nie jest, i tak
naprawdę to... moim zdaniem każdy ma prawo do szczęścia. Cholera - ja
wiem, że w ten sposób można unieszczęśliwić swojego
_prawie_byłego_partnera_... Ale co lepsze? Być nieszczęśliwym razem z
nim? Odebrać szansę i sobie i jemu?
> Najlatwiej jest powiedziec, ze serce to nie sluga.
Aniu, ale tak jest. To ogromne uogólnienie, bo trudno rozpieprzać życie
sobie, swojej rodzinie i może jeszcze komuś przy każdym szybszym biciu
serca, ale tak naprawdę emocje da się kontrolować tylko do pewnego
momentu.
> Tylko czy
> mamy do tego
> prawo, kiedy sa dzieci, i kiedy nasz partner traktuje zwiazek z
> odpowiedzialnoscia mu nalezna?
A co zrobić? Co zrobić, jeśli z jednej strony miłość się wypali? Po
prostu - przecież to się zdarza... I spotyka się kogoś, kogo zaczyna się
kochać? Zrezygnować z tego? Liczyć na powrót uczucia, które już znikło?
Wierzyć w to, że nieszczęśliwi rodzice _razem_ dadzą dziecku więcej
szczęścia niż szczęśliwi _osobno_?
[...]
> Albo moze nazwijmy to rozluznieniem poczucia obowiazku, odlozeniem
> odpowiedzialnosci na polke, pojsciem na zywiol bez ogladania sie na
> spustoszenie, jakiego sie dokonuje?
Aniu, tak robią nastolatki... Mam nadzieję, chcę wierzyć, że dorośli
podejmujący takie decyzje dłużej się nad nimi zastanawiają. I że
odejście od partnera nie wynika z jednorazowego drgnienia serca, jednej
kłótni, jednej chwili pożądania, ale z refleksji nad związkiem, i z
wniosków na jego temat. Takich na przykład, że nie znajduje się już w
nim szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, miłości... I że nie umie się
tego dać drugiej stronie... Co wtedy? Jasne - można walczyć. Ale w
którymś momencie okazuje się, że owa walka nie przynosi rezultatów.
Prawda?
P.S. Nie odnosiłam się do sytuacji autora wątku, nie usprawiedliwiam
jego żony. Opisałam raczej moje poglądy na ten temat.
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
|