Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 80


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2002-03-06 21:55:23

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "imbissbudenfreund" <q...@c...de> szukaj wiadomości tego autora


"Ania Björk (sveana)" <a...@s...com> wrote in message
news:a662tt$rat$1@news.onet.pl...

>
> Raczej nie daje sie w tych slowac wyczuc wahania, rozterki, zalu,
> wspolczucia, prawda?

no może Edycia uprościła i napisała to z perspektywy czasu - jeśli jednak ot
tak sobie zostawiła tamtego człowieka to coś tu nie gra, albo to nie była
prawdziwa miłośc (co to jest prawdziwa miłość???) albo sam nie wiem....



> No wlasnie, to jest dopiero pytanie....

no właśnie - coś jak z Twojego siga ;-)

> "Gdyby istnialo cos takiego jak przypadek, to mogloby sie okazac, ze Boga
> nie ma... Przypadkiem zreszta!"

sig zacytowany celowo


--
duzia buzia,

Michal

prezentowane przeze mnie poglądy są moimi prywatnymi - choć sam czasami nie
jestem ich pewien....


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2002-03-06 22:00:13

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "imbissbudenfreund" <q...@c...de> szukaj wiadomości tego autora


"Mrowka" <m...@p...wp.pl> wrote in message
news:a6633p$t7o$1@news.tpi.pl...


> Znamy opinie jednej strony,nie wiadomo czy zona MKA nie ma innego zdania
na
> ta cala sprawe.Podejrzewam ,ze jakby moj Ex w momencie jak sie od niego
> wyprowadzalam wiedzial o tej grupie to napisalby rownie zalosny post.I
> zrobilby wrazenie super,odpowiedzialnego,czulego i kochajacego meza.


to fakt - wszystko zależy od perspektywy z jakiej na to patrzymy


--
duzia buzia,

Michal

prezentowane przeze mnie poglądy są moimi prywatnymi


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2002-03-06 22:05:15

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "Ania Björk \(sveana\)" <a...@s...com> szukaj wiadomości tego autora

> >Co spowodowalo, ze pierwszy maz zostal tak brutalnie potraktowany, mimo
> >slubu, przysiegi, domniemanego uczucia...?
>
> Aniu,czy Ty tego na serio nie rozumiesz czy sobie zartujesz?:)

Ostatnio mialam okazje uczestniczyc w pewnych zajeciach, na ktorych uczono
nas sluchania rozmowcy, wbrew pozorom nie jest to takie proste, jak sie
wydaje. Poniewaz rozmowczyni napisala cos, co nie do koca wyjasnila
(zakladajac, ze wszyscy wiedza, o co jej chodzi), dlatego zadalam pytanie
idace glebiej. Wedlug jej slow, zakochala sie naprawde. A ja prosze ja o
wyjasnienie - to tyle.


>
>
> Wiem ze ponizsze pytania nie byly do mnie,ale postapilam podobnie jak
> dziewczyna do ktorej te pytania byly skierowane.Pozwolisz ze napisze co o
> tym mysle?:)

Magda, ale ty tu z gory zakladasz wine jej partnera. Ona nic o jego inie nie
pisze, dlatego chcialabym poczekac na jej odpowiedz.

>
> >Pytanie: czy latwo jest podjac taka decyzje?
>
> Bardzo trudno.

Alez naturalnie, ze trudno. Zgadzam sie. Tez przez to przeszlam.


>
> Czy latwo jest krzywdzic
> >swiadomie drugiego czlowieka?
>
> Wszystko zalezy od tego kim jest ten drugi czlowiek,jak on postepuje czy
on
> mnie wczesniej nie skrzywdzil.

A no wlasnie..... A tego akurat tu nie wiemy - narazie :-)


>
> Czy przysiega i zobowiazanie malzenskie nie
> >oznacza zalozenia sobie pewnego hamulca na ewentualne "zakochanie sie"?
>
> Mialam zalozony ten hamulec dopuki gosc nie zaczal przeginac i kiedy
doszlam
> do wniosku,ze zasluguje na kogos kto mnie bedzie szanowal.
>
> >Najlatwiej jest powiedziec, ze serce to nie sluga. Tylko czy mamy do tego
> >prawo, kiedy sa dzieci, i kiedy nasz partner traktuje zwiazek z
> >odpowiedzialnoscia mu nalezna?
>
> A jezeli partner nie traktuje zwiazku z nalezna mu odpowiedzialnoscia?
> Znamy opinie jednej strony,nie wiadomo czy zona MKA nie ma innego zdania
na
> ta cala sprawe.Podejrzewam ,ze jakby moj Ex w momencie jak sie od niego
> wyprowadzalam wiedzial o tej grupie to napisalby rownie zalosny post.I
> zrobilby wrazenie super,odpowiedzialnego,czulego i kochajacego meza.

Magdo, zauwaz, ze ja reaguje na post Edyci, i na jej sytuacje. Co do
powyzszego twojego komentarza, zadzam sie w zupelnosci.

>
> Pozdrawiam.Magda
>

Ja tez! Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2002-03-06 22:10:06

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "Ania Björk \(sveana\)" <a...@s...com> szukaj wiadomości tego autora


Przepraszam za pogubione literki, wina laptopa i dlugich paznokci :-)
--
Ania Björk
"Gdyby istnialo cos takiego jak przypadek, to mogloby sie okazac, ze Boga
nie ma... Przypadkiem zreszta!"


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2002-03-06 22:15:26

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: Kami <K...@j...net> szukaj wiadomości tego autora



> -----Original Message-----
> From: s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.com
> [mailto:s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.
com]On Behalf Of
> Ania Björk (sveana)
> Posted At: Wednesday, March 06, 2002 10:35 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: Moja zona odchodzi, jak walczyc
> Subject: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc

[ciach]
> Pytanie: czy latwo jest podjac taka decyzje?

Na pewno niezwykle trudno.

> Czy latwo jest krzywdzic
> swiadomie drugiego czlowieka?

Trudno jest skrzywdzić obcego człowieka, a co dopiero kogoś, kto nie
jest wrogiem, kogo się kochało/myślało, że się kocha, z kim się żyło.
Sytuacja się zmienia, kiedy to ten drugi człowiek zadał ból jako
pierwszy...

> Czy przysiega i zobowiazanie
> malzenskie nie
> oznacza zalozenia sobie pewnego hamulca na ewentualne
> "zakochanie sie"?

Poniekąd. Nie trzeba być żoną/mężem - wystarczy być w świadomym związku,
by mieć ten hamulec. Rzecz w tym, że emocje i uczucia często wymykają
się racjonalnej kontroli. Co nie oznacza oczywiście, że zwrot
"zakochałam się" usprawiedliwia wszystko. Uważam, że związek (czy po
prostu związek, czy też potwierdzony przez zawarcie małżeństwa) to
hamulec na szukanie okazji do zakochiwania się, a nie hamulec na samo
zakochanie się. Bo to nie do końca da się kontrolować. Jasne, że
najlepiej i najuczciwiej by było, gdyby ludzie decydowali się na bycie
razem i "żyli długo i szczęśliwie". Ale czasem tak nie jest, i tak
naprawdę to... moim zdaniem każdy ma prawo do szczęścia. Cholera - ja
wiem, że w ten sposób można unieszczęśliwić swojego
_prawie_byłego_partnera_... Ale co lepsze? Być nieszczęśliwym razem z
nim? Odebrać szansę i sobie i jemu?

> Najlatwiej jest powiedziec, ze serce to nie sluga.

Aniu, ale tak jest. To ogromne uogólnienie, bo trudno rozpieprzać życie
sobie, swojej rodzinie i może jeszcze komuś przy każdym szybszym biciu
serca, ale tak naprawdę emocje da się kontrolować tylko do pewnego
momentu.

> Tylko czy
> mamy do tego
> prawo, kiedy sa dzieci, i kiedy nasz partner traktuje zwiazek z
> odpowiedzialnoscia mu nalezna?

A co zrobić? Co zrobić, jeśli z jednej strony miłość się wypali? Po
prostu - przecież to się zdarza... I spotyka się kogoś, kogo zaczyna się
kochać? Zrezygnować z tego? Liczyć na powrót uczucia, które już znikło?
Wierzyć w to, że nieszczęśliwi rodzice _razem_ dadzą dziecku więcej
szczęścia niż szczęśliwi _osobno_?

[...]
> Albo moze nazwijmy to rozluznieniem poczucia obowiazku, odlozeniem
> odpowiedzialnosci na polke, pojsciem na zywiol bez ogladania sie na
> spustoszenie, jakiego sie dokonuje?

Aniu, tak robią nastolatki... Mam nadzieję, chcę wierzyć, że dorośli
podejmujący takie decyzje dłużej się nad nimi zastanawiają. I że
odejście od partnera nie wynika z jednorazowego drgnienia serca, jednej
kłótni, jednej chwili pożądania, ale z refleksji nad związkiem, i z
wniosków na jego temat. Takich na przykład, że nie znajduje się już w
nim szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, miłości... I że nie umie się
tego dać drugiej stronie... Co wtedy? Jasne - można walczyć. Ale w
którymś momencie okazuje się, że owa walka nie przynosi rezultatów.
Prawda?

P.S. Nie odnosiłam się do sytuacji autora wątku, nie usprawiedliwiam
jego żony. Opisałam raczej moje poglądy na ten temat.

Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2002-03-06 22:48:43

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "Ania Björk \(sveana\)" <a...@s...com> szukaj wiadomości tego autora

>
> Trudno jest skrzywdzić obcego człowieka, a co dopiero kogoś, kto nie
> jest wrogiem, kogo się kochało/myślało, że się kocha, z kim się żyło.
> Sytuacja się zmienia, kiedy to ten drugi człowiek zadał ból jako
> pierwszy...

Subiektywnie tak, obiektywnie waga czynu jest taka sama......

>
> > Czy przysiega i zobowiazanie
> > malzenskie nie
> > oznacza zalozenia sobie pewnego hamulca na ewentualne
> > "zakochanie sie"?
>
> Poniekąd. Nie trzeba być żoną/mężem - wystarczy być w świadomym związku,
> by mieć ten hamulec. Rzecz w tym, że emocje i uczucia często wymykają
> się racjonalnej kontroli. Co nie oznacza oczywiście, że zwrot
> "zakochałam się" usprawiedliwia wszystko. Uważam, że związek (czy po
> prostu związek, czy też potwierdzony przez zawarcie małżeństwa) to
> hamulec na szukanie okazji do zakochiwania się, a nie hamulec na samo
> zakochanie się. Bo to nie do końca da się kontrolować. Jasne, że
> najlepiej i najuczciwiej by było, gdyby ludzie decydowali się na bycie
> razem i "żyli długo i szczęśliwie". Ale czasem tak nie jest, i tak
> naprawdę to... moim zdaniem każdy ma prawo do szczęścia. Cholera - ja
> wiem, że w ten sposób można unieszczęśliwić swojego
> _prawie_byłego_partnera_... Ale co lepsze? Być nieszczęśliwym razem z
> nim? Odebrać szansę i sobie i jemu?

Przeskok do innego gniazda to najczesciej tylko zamiana jednych problemow na
inne, problemow znanych i mozliwych do opracowania na problemy nowe, do
ktorych trzeba sie bedzie ustosunkowac. Dlatego ak glosno myslac uwazam, ze
jest t jednak swego rodzju wygodnictwo i ucieczka, a nie swiadome podejscie
do zycia i partnera. slepota milosci niesie ze soba wiele negatywow. Zwiazki
funkcjonuja na zasadzie dolow i pagorkow, raz jest lepiej, raz cudownie, a
czasem do d..... Potrszebne jest jednak pewne przygotowanie teoretyczne i
wiedza o tej dynamice, aby w okresie dolkow nie brac nog za pas. Ja nie
jestem przekonana o tym, ze szczescie budowane na krzywdzie slodko
smakuje......
Caly czas odnosze sie do postu Edyci, w ktorym nie bylo nic o winie jej
ex'a....


>
> > Najlatwiej jest powiedziec, ze serce to nie sluga.
>
> Aniu, ale tak jest. To ogromne uogólnienie, bo trudno rozpieprzać życie
> sobie, swojej rodzinie i może jeszcze komuś przy każdym szybszym biciu
> serca, ale tak naprawdę emocje da się kontrolować tylko do pewnego
> momentu.

Moze tak, moze nie.... Ale za emocjami nie musza od razu isc czyny i
nieodwolalne decyzje..... Dla mnie takim tabu zawsze byli zonaci/zajeci
panowie. Chcby nie wiem jak mi sie taki podobal, i chocby nie wiem jak on
ciagnal do mnie, zawsze mowilam "stop". Mimo emocji.


>
> > Tylko czy
> > mamy do tego
> > prawo, kiedy sa dzieci, i kiedy nasz partner traktuje zwiazek z
> > odpowiedzialnoscia mu nalezna?
>
> A co zrobić? Co zrobić, jeśli z jednej strony miłość się wypali? Po
> prostu - przecież to się zdarza... I spotyka się kogoś, kogo zaczyna się
> kochać? Zrezygnować z tego? Liczyć na powrót uczucia, które już znikło?

Ja mysle, ze to, co nazywasz wypaleniem uczucia, jest po prostu inna jego
postacia, o ktorej nie pisal Szekspir W "Romeo I Julia". Nie spodziewam sie
milosci romantycznej az do moich ostatnich dni. Moze w tym szalonym wyscigu
za romansem za wszelka cene tkwi blad? Brak zaufania do samego siebie, do
swojej gosnosci jako jednostki, brak poczucia pewnosci siebie, wieczne
poszukiwanie potwierdzenia urody, sexapealu, atrakcyjnosci? Mysle, ze dajemy
sie zagonic w slepa uliczke.....


> Wierzyć w to, że nieszczęśliwi rodzice _razem_ dadzą dziecku więcej
> szczęścia niż szczęśliwi _osobno_?

Ale to tak, jakby szczescie bylo jakims darem z zewnatrz, a nie owocem
codziennej, ciezkiej i mozolnej pracy....


>
> [...]
> > Albo moze nazwijmy to rozluznieniem poczucia obowiazku, odlozeniem
> > odpowiedzialnosci na polke, pojsciem na zywiol bez ogladania sie na
> > spustoszenie, jakiego sie dokonuje?
>
> Aniu, tak robią nastolatki... Mam nadzieję, chcę wierzyć, że dorośli
> podejmujący takie decyzje dłużej się nad nimi zastanawiają. I że
> odejście od partnera nie wynika z jednorazowego drgnienia serca, jednej
> kłótni, jednej chwili pożądania, ale z refleksji nad związkiem, i z
> wniosków na jego temat.

Ja tez mam te nadzieje, choc patrzac na statystyki rozwodow, maleje ona z
roku na rok.

Takich na przykład, że nie znajduje się już w
> nim szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, miłości... I że nie umie się
> tego dać drugiej stronie... Co wtedy? Jasne - można walczyć. Ale w
> którymś momencie okazuje się, że owa walka nie przynosi rezultatów.
> Prawda?

Prawda. I to wlasnie jest kleska, nawet jesli zakonczona innym
zwiazkiem.....

>
Pozdrowienia

--
Ania Björk

"Gdyby istnialo cos takiego jak przypadek, to mogloby sie okazac, ze Boga
nie ma... Przypadkiem zreszta!"


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2002-03-06 23:46:27

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: Kami <K...@j...net> szukaj wiadomości tego autora



> -----Original Message-----
> From: s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.com
> [mailto:s...@p...onet.pl@h126n2fls33o981.telia.
com]On Behalf Of
> Ania Björk (sveana)
> Posted At: Wednesday, March 06, 2002 11:49 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: Moja zona odchodzi, jak walczyc
> Subject: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc

[ciaaaaaaaaach sporo, ale nie wszystko]

Aniu, ja się właściwie z dużą ilością myśli, które spisałaś zgadzam. A
resztę oczywiście akceptuję jako Twój pukt widzenia. Aha - i znów piszę
ogólnie, a nie w odniesieniu do Edyci czy MKA.
Mam kilka uwag tylko - po pierwsze - ja młoda jestem i średnio
doświadczona, ale wiem już, że miłość ma różne fazy, i początkowa
fascynacja i zakochanie różni się od tego, co czuje się w małżeństwie
trwającym -naście lat. Mam za sobą 3,5 letni poważny związek - uważam,
że jak na moje 23 wtedy lata to było bardzo dużo - i miałam okazję
obserwować, jak zmieniało się uczucię między mną a moim ówczesnym
partnerem. Teraz również jestem w związku od jakiegoś tam, dłuższego
czasu, i też obserwuję ewolucję miłości mojej do mojego TŻ jak i jego do
mnie. A przede wszystkim - mam możność obserwowania moich Rodziców,
którzy w lutym obchodzili 45-tą rocznicę ślubu, oraz moich braci, którzy
(obaj) ochodzić będą 20-tą rocznicę ślubu w tym roku. Widzę to, jak
wygląda uczucie po 10 latach razem, po 20 i po 40. Wiem, że to się
zmienia. I dlatego myślę, że umiałabym odróżnić inny moment "ewolucyjny"
uczucia w związku od wygaśnięcia miłości.

> Przeskok do innego gniazda to najczesciej tylko zamiana
> jednych problemow na
> inne, problemow znanych i mozliwych do opracowania na
> problemy nowe, do
> ktorych trzeba sie bedzie ustosunkowac. Dlatego ak glosno
> myslac uwazam, ze
> jest t jednak swego rodzju wygodnictwo i ucieczka, a nie
> swiadome podejscie
> do zycia i partnera.

Aniu, a co jeśli w związku nie ma chęci rozwiązywania tych istniejących
problemów? Jeśli nie czuje się już potrzeby ich przepracowywania? Jeśli
- trywialnie mówiąc - nie czujesz, że łaczy Cię z Twoim partnerem nic,
co dawałoby Ci siłę, natomiast pojawia się ktoś, kto tę siłę daje?
(przepraszam za tę drugą osobę liczby pojedynczej... ale tak mi
wygodniej)
I wiesz Aniu, tak sobie myślę, że jedynie bardzo niedoświadczone
nastolatki myślą, że zmiana partnera rozwiąże problemy. Wydaje mi się,
że dorośli ludzie mający w dodatku świadomość, że im nie wyszło, i
często umiejący wypunktować tego powody, nie są tak naiwni, by myśleć że
z nowym partnerem problemów nie będzie.

> Ja mysle, ze to, co nazywasz wypaleniem uczucia, jest po
> prostu inna jego
> postacia, o ktorej nie pisal Szekspir W "Romeo I Julia". Nie
> spodziewam sie
> milosci romantycznej az do moich ostatnich dni.

O tym napisałam na początku.

> Moze w tym
> szalonym wyscigu
> za romansem za wszelka cene tkwi blad?

Ależ ja nie mówię o "romansie"! Uważam po prostu, że związek powinno
cementować nie tylko zaufanie, lojalność, przyjaźń, ale i miłość... Być
może, że w wielu przypadkach bez owej (zwykłej, nie romantycznej)
miłości da się obyć, przyjaźń i poczucie pewności wystarczą... Ale
czasem nie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez miłości.

> Brak zaufania do
> samego siebie, do
> swojej gosnosci jako jednostki, brak poczucia pewnosci siebie, wieczne
> poszukiwanie potwierdzenia urody, sexapealu, atrakcyjnosci?
> Mysle, ze dajemy
> sie zagonic w slepa uliczke.....

Nie rozumiem :-(
Aniu, mnie nie chodzi o udowadnianie czegokolwiek sobie czy komuś...
(zdaje się, że to robią panowie w tzw. wieku średnim...?). Mnie chodzi o
to, że dla mnie związek powinna cementować miłość... I nie mówię, że gdy
z czasem zastąpi ją swego rodzaju mix miłość+przyjaźń z przewagą
przyjaźni a nie romantyzmu i seksualnych uniesień, to należy związek
rozpieprzyć i na siłę szukać ideału miłości. Ja mówię, że miłość może
się wypalić nie zostawiając po sobie przyjaźni. I że ludzie mogąbyć
nieszczęśliwi z tego powodu. I że nie rozumiem, czemu mieliby się godzić
na to, żeby nieszczęśliwymi pozostawać, szczególnie gdy widzą szansę na
szczęście.

> Ale to tak, jakby szczescie bylo jakims darem z zewnatrz, a nie owocem
> codziennej, ciezkiej i mozolnej pracy....

To jest bardzo ciężka praca. Ale czasem nie da się jej wykonać wspólnie.

> Takich na przykład, że nie znajduje się już w
> > nim szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, miłości... I że nie umie się
> > tego dać drugiej stronie... Co wtedy? Jasne - można walczyć. Ale w
> > którymś momencie okazuje się, że owa walka nie przynosi rezultatów.
> > Prawda?
>
> Prawda. I to wlasnie jest kleska, nawet jesli zakonczona innym
> zwiazkiem.....

A tu się absolutnie nie zgadzam... Przepraszam, że tak osobiście, ale Ty
jesteś po rozwodzie, prawda? Ale teraz jesteś szczęśliwą mężatką i
mamą... Czy uważasz, że to klęska? Mimo wszystko? Gwoli ścisłości - ja
mówię o... no, nie wszystkich, ale większości rozpadniętych związków...
Ale nie o przypadkach patologicznych, kiedy jedna ze stron "skacze z
kwiatka na kwiatek" i wciąż potwierdza swoją męskość/kobiecość, ale o
sytuacjach, kiedy związek jest, ale się rozwala bo obie _albo_ jedna
strona stwierdza, że nie jest w nim szczęśliwa. Celowo piszę, że jedna
strona też może podjąć decyzję, bo związek to dwie osoby, i _obu_ im
musi być dobrze, żeby związek był szczęśliwy. Ja wiem, że najpierw
trzeba podjąć walkę... Ale czasem się ją przegrywa. Po prostu.
Być może Cię nie zrozumiałam, ale uważam że umiejętność stworzenia
zdrowego i dobrze funkcjonującego układu mimo tego, że kiedyś jakiś się
rozwalił to sztuka. Bo świadczy o tym, że człowiek umiał uczyć się na
własnych (i partnera) błędach, że umiał tę wiedzę wykorzystać, że miał
odwagę zaryzykować...
Nie uważam, żeby każdy rozpadnięty związek był klęską - po prostu
niektóre pary nie mają szans dać sobie szczęścia.

Echhh... długie to wyszło, i chyba zamotane ciut, ale mam nadzieję, że
zrozumiałaś, co "autor miał na myśli" :-)

Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414


> Pozdrowienia
>
> --
> Ania Björk
>
> "Gdyby istnialo cos takiego jak przypadek, to mogloby sie
> okazac, ze Boga
> nie ma... Przypadkiem zreszta!"
>
>

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2002-03-07 01:26:54

Temat: Re: [OT] Moja zona odchodzi, jak walczyc (69)
Od: "Iwonka" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Maja Krężel" <o...@f...onet.pl> napisał w wiadomości
news:a660qn$deq$1@news.tpi.pl...
> Iwon(k)o 69!
> zresztą mowa.
> Poza tym to i tak nic nie daje. Wystarczy, że druga Iwonka odpowie na Twój
> post (który ma w tytule "69") i znów będzie czeski film.

problem w tym, ze nickiem tym posluguje sie i
na innych grupach. moze wystarczy przy podpisie??
iwon(k)a

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2002-03-07 08:52:45

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "Ania Björk" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


> Aniu, ja się właściwie z dużą ilością myśli, które spisałaś zgadzam. A
> resztę oczywiście akceptuję jako Twój pukt widzenia. Aha - i znów piszę
> ogólnie, a nie w odniesieniu do Edyci czy MKA.

Ok. Dziekuje :-)

> I dlatego myślę, że umiałabym odróżnić inny moment "ewolucyjny"
> uczucia w związku od wygaśnięcia miłości.

Rozumiem. Do przeszkod na drodze zycia doliczyc mozna jeszcze naturalne,
takie jak choroby, codzienne zmeczenie, wychowywanie dzieci i czesty stres z
tym zwiazany, sinusoida seksualnosci kobiety w okresie przybywania
potomstwa, czyli czynniki, na ktore jeszcze czekasz. Czasem zmeczenie jest
tak wielkie, ze przeslania logiczne myslenie. Oby takie chwile nastepowaly
jak najrzadziej.

>
> > Przeskok do innego gniazda to najczesciej tylko zamiana
> > jednych problemow na
> > inne,

> Aniu, a co jeśli w związku nie ma chęci rozwiązywania tych istniejących
> problemów? Jeśli nie czuje się już potrzeby ich przepracowywania? Jeśli
> - trywialnie mówiąc - nie czujesz, że łaczy Cię z Twoim partnerem nic,
> co dawałoby Ci siłę, natomiast pojawia się ktoś, kto tę siłę daje?

Wtedy nie nazywajmy tego zwiazkiem. Wtedy jest to romans, w ktorym
uczestniczy dwoje egoistow starajacych sie jak najwiecej brac od drugiej
strony, nic w zamian nie dajac. Zalozenie, ze odejde, jesli zacznie sie cos
psuc, z gory skazuje taki zwiazek na niepowodzenie.

> I wiesz Aniu, tak sobie myślę, że jedynie bardzo niedoświadczone
> nastolatki myślą, że zmiana partnera rozwiąże problemy. Wydaje mi się,
> że dorośli ludzie mający w dodatku świadomość, że im nie wyszło, i
> często umiejący wypunktować tego powody, nie są tak naiwni, by myśleć że
> z nowym partnerem problemów nie będzie.


Hm, chcialabym, aby tak bylo......

>
>
> > Moze w tym
> > szalonym wyscigu
> > za romansem za wszelka cene tkwi blad?
>
> Ależ ja nie mówię o "romansie"! Uważam po prostu, że związek powinno
> cementować nie tylko zaufanie, lojalność, przyjaźń, ale i miłość... Być
> może, że w wielu przypadkach bez owej (zwykłej, nie romantycznej)
> miłości da się obyć, przyjaźń i poczucie pewności wystarczą... Ale
> czasem nie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez miłości.

Calkowita zgoda, przy zalozeniu, ze ludzie jako ogol sa madrzy, oczytani,
maja kompetencje socjalna, patrza dalej niz czubek wlasnego nosa.

>
> > Brak zaufania do
> > samego siebie, do
> > swojej gosnosci jako jednostki, brak poczucia pewnosci siebie, wieczne
> > poszukiwanie potwierdzenia urody, sexapealu, atrakcyjnosci?
> > Mysle, ze dajemy
> > sie zagonic w slepa uliczke.....
>
> Nie rozumiem :-(

Kami, czego nie rozumiesz? Tych "modnych" tendencji tak reklamowanych
wszedzie? Ze zawsze bedziemy mlodzi, piekni i zdrowi? Ze milosc nam sie
nalezy? Terroru konkursow pieknosci, terroru diet odchudzajacych? Terroru
idealu piekna lansowanego poprzez media? Splycenia wartosci rodziny?
Sprowadzenia morderstwa do poziomu zabiegu ginekologicznego? Uwazam, ze
kropla drazy skale, tyle ze w danej chwili efekty sa niewidoczne, pokaze je
dopiero czas.

> Aniu, mnie nie chodzi o udowadnianie czegokolwiek sobie czy komuś...
> (zdaje się, że to robią panowie w tzw. wieku średnim...?). Mnie chodzi o
> to, że dla mnie związek powinna cementować miłość... I nie mówię, że gdy
> z czasem zastąpi ją swego rodzaju mix miłość+przyjaźń z przewagą
> przyjaźni a nie romantyzmu i seksualnych uniesień, to należy związek
> rozpieprzyć i na siłę szukać ideału miłości. Ja mówię, że miłość może
> się wypalić nie zostawiając po sobie przyjaźni. I że ludzie mogąbyć
> nieszczęśliwi z tego powodu. I że nie rozumiem, czemu mieliby się godzić
> na to, żeby nieszczęśliwymi pozostawać, szczególnie gdy widzą szansę na
> szczęście.

Zgadzam sie. Ja wogole sie z toba zgadzam, jedyne, co tu pisze, to ciut inny
punkt widzenia, co nie zaprzecza twoim slowom. :-)


>
> > Ale to tak, jakby szczescie bylo jakims darem z zewnatrz, a nie owocem
> > codziennej, ciezkiej i mozolnej pracy....
>
> To jest bardzo ciężka praca. Ale czasem nie da się jej wykonać wspólnie.

Poniewaz obie strony musza chciec. Inaczej klapa.

>
> > Prawda. I to wlasnie jest kleska, nawet jesli zakonczona innym
> > zwiazkiem.....
>
> A tu się absolutnie nie zgadzam... Przepraszam, że tak osobiście, ale Ty
> jesteś po rozwodzie, prawda? Ale teraz jesteś szczęśliwą mężatką i
> mamą... Czy uważasz, że to klęska? Mimo wszystko?

Za kleske uwazam zakonczenie poprzedniego zwiazku. Bez wchodzenia w
szczegoly. Po prostu nie wyszlo, i to jest porazka.


Pozdrawiam

Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2002-03-07 09:24:27

Temat: Re: Moja zona odchodzi, jak walczyc
Od: "Sławek" <f...@k...net.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Ania Björk (sveana)" <a...@s...com> napisał w wiadomości
news:a661sj$pom$1@news.onet.pl...
> Witaj!
>
> > Mnie tez los postawil w takiej sytuacji, jak Twoja zone, ale zakochalam
> sie
> > naprawde
>
> Czy moglabys szerzej wyjasnic, co przez to rozumiesz? Co oznacza
"zakochalam
> sie naprawde"? W kontrascie do czego?
>
>
> i nawet na mysl mi nie przeszlo, zebym zostala z ex mezem z
> > litosci. On prosil, grozil, obiecywal,
> > ale jak grochem o sciane.
>
> Czy bylo cos, co spowodowalo twoja nieugietosc, cos w twoim bylym mezu? to
> znaczy, na ile to byla jego "wina", ze odeszlas?
> Czy wasze uczucie nie bylo "naprawde"? I prosze, napisz to z wyjasnieniem,
> dlaczego tak a nie inaczej uwazasz.
>
> Co spowodowalo, ze pierwszy maz zostal tak brutalnie potraktowany, mimo
> slubu, przysiegi, domniemanego uczucia...?
>
>
> > Rzucilabym wszystko, byleby byc z moim obecnym mezem. Wiec wiem, co
pisze.
> > :)
> >
> > Chce powiedziec, ze gdyby ona byla przekonana, ze to milosc, ze on jest
> tym
> > wlasnie, na ktorego czekala, ze Ciebie juz nie chce definitywnnie, ze
nie
> > macie szans na wspolne zycie, nie zostalaby!
>
> Pytanie: czy latwo jest podjac taka decyzje? Czy latwo jest krzywdzic
> swiadomie drugiego czlowieka? Czy przysiega i zobowiazanie malzenskie nie
> oznacza zalozenia sobie pewnego hamulca na ewentualne "zakochanie sie"?
> Najlatwiej jest powiedziec, ze serce to nie sluga. Tylko czy mamy do tego
> prawo, kiedy sa dzieci, i kiedy nasz partner traktuje zwiazek z
> odpowiedzialnoscia mu nalezna?
>
>
> Uwierz w to. Starajcie sie.
>
> Ja tez mysle, ze starac sie powinni, zwlaszcza ona, strona "na progu".
>
>
> > Mozliwe, ze zwatpila tylko na troche.
>
> Albo moze nazwijmy to rozluznieniem poczucia obowiazku, odlozeniem
> odpowiedzialnosci na polke, pojsciem na zywiol bez ogladania sie na
> spustoszenie, jakiego sie dokonuje?
>
>
> Pozdrowienia
>
>
> --
> Ania Björk (sveana)
>

Miła Aniu

Odpuść nam wszystkim swoje krytyczne sądy. Nic nie wiesz o sprawie, nawet
najbardziej podstawowych faktów. Skąd więc wyrok na Edycię ? Czy łatwo
osądzać ludzi nic o nich nie wiedząc? Czy łatwo krzywdzić ludzi takim
osądem? Czy nie stoi to w sprzeczności z wartościami przez Ciebie
reprezentowanymi? Daj spokój!!!

Pozdrawiam

Sławek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 8


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Przemyslenia
Nowa
samotny ojciec równie dobry jak s-a matka?
Moja zona odchodzi, jak walczyc
Szukam książek Daniela Ange'a

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »