Data: 2006-06-23 10:43:10
Temat: Re: NASTOLATKA Z ZESPOLEM ASPERGERA
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta.onet.pl)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"quasi-biolog" <q...@W...gazeta.pl>
napisał w wiadomości news:e6u7vk$le7$1@inews.gazeta.pl...
>> > Znam to z autopsji - mam to samo, choc nie mialem tyle szczescia i
>> > zdiagnozowano mnie znacznie pozniej.
>
>> Nie mogłeś tak od razu zacząć swoich tutejszych występów? ;-)
>
> A dlaczego to mialbym tak zaczynac?
To ja zacznę od tego. Na pewno wiesz, że stnieje coś takiego, jak
poczucie humoru. Skądinąd tajemnicza sprawa, bo wielokrotnie
zastanawiałem się, dlaczego właśnie taka a nie inna sytuacja wydaje
się ludziom śmieszna, dlaczego wybucha'my' śmiechem w reakcji
na czyjś gest lub opowiedziany dowcip. Swoim ulubionym zwyczajem
dodam, że znów widzę tu podział na dwie sfery - świadomą
i nieświadomą, oraz określoną interakcję między nimi. Najpierw
sfera świadoma musi dokonać wstępnej, logicznej analizy przeczytanego
lub usłyszanego tekstu - i przekazać dalej zgrubną ocenę, w rodzaju:
"nieoczekiwana asocjacja logiczna" (musi tak być, bo nie śmieszy
nikogo dowcip, którego się nie rozumie). Wtedy sfera nieświadoma
uruchamia reakcję emocjonalną, dość trudną do opanowania,
polegającą chociażby na wykrzywieniu warg, a czasem wydawaniu
przerywanych/modulowanych dźwięków. "Normalsi" odczuwają przy
tej okazji jakiś tam rodzaj przyjemności.
Ludzie mają, rzecz dla większości jasna, rozmaicie wyskalowane
poczucie humoru. Jednych śmieszą prostackie gagi w filmach ("ha,
ha, puścił bąka w towarzystwie!"), innych teksty w rodzaju: "co
roku umiera z głodu 600 tysięcy dzieci, a Dekoral wciąż biały"
(ściągnięte ze stopki Tren_r'a). Wrażliwość na humor zmienia
się wraz z ogólnym nastrojem, ilością spożytego alkoholu czy
wypalonej trawki, poziomem zmęczenia, i pewnie setką innych
czynników. W każdym razie nie jest to coś, na co mamy świadomy
wpływ. W danym momencie albo nas coś śmieszy bardzo, albo
tak sobie, albo wcale (a niekiedy wręcz zniesmacza). Mamy co
najwyżej skromny wpływ na ujawnienie otoczeniu swojego
odczucia rozbawienia (lub jego udawanie).
Można chwilę pospekulować, "skąd i po co" ulęgło się w ludziach
poczucie humoru. Nasuwają mi się dwa pierwsze z brzegu powody.
Z jednej strony "przyjemnie i fajnie jest w wesołej kompanii". I tu
pojawia się miejsce na dłuższy esej - wyprawy wojenne lub na
polowanie, gdy jest pomiędzy "szybkimi akcjami" dużo wolnego czasu,
i te sprawy... Z drugiej strony dowcip jest jednym z kilku najstarszych
i najłatwiejszych do przeprowadzenia testów na inteligencję. "Od
zawsze" słyszałem na przykład, że kobiety cenią mężczyzn z tak
zwanym poczuciem humoru. Też można by trochę polać wody
w tym ustępie. [<-- przy okazji, to ostatnie zdanie obok to też
dowcip, mały komentarz zamieszczę w dalszej części postu]*
Po tym krótkim wstępie przejdę do rzeczy. Czy możesz powiedzieć
o sobie, że masz poczucie humoru? Czy nie przyglądałeś się kiedyś
podejrzliwie grupie chłopaków, którzy nie dyskutują, nie wymieniają
poglądów, tylko plotą głupoty i rechoczą przy tym? Czy nie dziwiłeś
się, gdy wydawali się być bardzo zadowoleni, gdy jednemu z nich
podstawili nogę albo przyczepili dyskretnie do pleców karteczkę
z obraźliwym napisem? Akurat ten, który się przewrócił (albo odkrył
karteczkę), pewnie nie był zadowolony, ale szybko sobie "robił dobrze",
gdy odpłacał się komuś innemu jakimś nowym dowcipem.
[Pojadę kawałek w stylu Flyer'a - jeśli był w grupie rówieśniczej
ktoś, kto wyróżniał się jakąś szczególną cechą - nadwagą, wadą
wymowy czy jakąkolwiek innością/dziwnością, i to głównie on był
ofiarą dowcipów, to długotrwałe warunkowanie negatywnymi
emocjami/odczuciami mogło na zawsze wyłączyć w nim zdolność
interpretowania podobnych sytuacji jako zabawnych czy śmiesznych]
Odnoszę wrażenie, że "nie czujesz" powszechnie podzielanego
poczucia humoru, a jeśli wydajesz się być dowcipny, to raczej na
zasadzie zastosowania rozumowej atrapy. Zacytuję kawałek:
>>> Hmmm... Zarumienilem sie jak dziewica ;-)
>> No to zdaje się, że przyłapałem Cię na motywacjach
>> "społecznych" ;-)))
> Raczej na wyuczonej formule, ktora rutynowo powtarzam w
> odpowiedzi na niespodziewanie przychylne recenzje.
...
> Formulke gdzies kiedys podejrzalem w necie, a zaczalem jej uzywac, gdyz
> uznalem ja za dowcipna, a wiem, ze dowcip sie ceni.
Dosyć często widzę, gdy - odpowiadając na czyjś tekst - zatrzymujesz
się w miejscach, w których "nie powinieneś". Tłumacząc z polskiego
na nasze: napisał ktoś coś "dowcipnego", i "jedynie słuszną" Twoją
reakcją powinien być śmiech (emocja zabarwiona pozytywnie, coś
w rodzaju zadowolenia), odczuwany prywatnie w trakcie czytania.
Jeśli z miejsca nie czujesz tej emocji, naturalne staje się Twoje pytanie
dotyczące owego konkretnego fragmentu tekstu - i naprawdę dosyć
trudne (albo nawet kompletnie niemożliwe) staje się wytłumaczenie,
o co "tak naprawdę" chodzi. Gdy nie działają określone fragmenty
"mózgu emocjonalnego" albo przerwane są jakieś kluczowe szlaki
w Twoim mózgu, nie pomoże klarowanie logicznej struktury gagu lub
tekstu, możesz zresztą w lot chwytać całokształt, i zadać na koniec
pytanie: "No dobrze, wszystko rozumiem, ale co w tym śmiesznego?"
Ogólnie podzielana konwencja przewiduje, że opowiadający
dowcip nie tłumaczy, co jest w nim śmiesznego (co najwyżej
w sporadycznych sytuacjach). Ta sama konwencja pozwala
patrzeć z politowaniem i wyższością na tego, kto domaga się
wyjaśnień, przypisując mu niedostatki inteligencji. Wieść gminna
niesie, iż tak najczęściej jest, o czym mówi choćby dowcip
o przysłowiowej blondynce, która śmieje się trzy razy
z opowiedzianego dowcipu: pierwszy raz, gdy go wysłucha,
drugi raz, gdy się go jej wytłumaczy, a trzeci raz, gdy go faktycznie
zrozumie.
W swoich tekstach (nie tylko ja zresztą) zamieszczam sporo
żarcików, z humorem ukrytym na różnych warstwach/poziomach
lingwistyczno-logicznych. Jeśli faktycznie jesteś niewrażliwy na
ten rodzaj humoru, to mogę wytłumaczyć te żarciki tylko na takiej
zasadzie, na jakiej jeden malarz tłumaczy drugiemu, kompletnemu
daltoniście: "Jeśli weźmiesz farbę ze słoika z napisem "czerwony",
uzyskasz wrażenie ciepła albo niepokoju, w zależności od tego,
czy malujesz zachód słońca, czy rannego żołnierza."
*/ Wrzućmy na warsztat żarcik "o laniu wody w powyższym ustępie".
Słowo "ustęp" w tym zdaniu znaczy fragment tekstu, a "lanie wody"
to produkowanie dużej ilości tekstu. Tak można (i należy, zgodnie
z intencją autora) zdanie zinterpretować na pierwszy rzut oka.
W innym znaczeniu słowo "ustęp" znaczy kibel, WC, a lanie wody
trzeba wtedy potraktować dosłownie - woda się leje w momencie
spłukiwania gówienka. Nie wiedzieć czemu, skojarzenia z defekacją
czy kopulacją przemycone w tekście okazują się (dla wielu ludzi)
bardzo śmieszne. W trzeciej warstwie znaczeniowej można
dopatrzeć się dystansu autora do własnego tekstu, że niby nie
przywiązuje on do swojej pisaniny aż tak wielkiego znaczenia,
traktuje je na luzie, z tak zwanym "humorem" (na zasadzie
"przebitki" między poprzednimi znaczeniami, chodzi o spłukanie,
porzucenie tekstu).
Śmieszny jest nawet sam fakt wieloznaczności jakiejś wypowiedzi,
zatem żarty idą pod prąd konwencjom obowiązującym w "poważnej"
dyskusji, w której należy wszelkie sformułowania przede wszystkim
precyzować i uściślać (i taką właśnie konwencję zdajesz się jednoznacznie
preferować). Jednak nie każda wieloznaczność jest śmieszna...
Długo by można było na ten temat perorować. W swoich osobistych
badaniach w zakresie AI zastanawiałem się trochę nad "algorytmizacją
poczucia humoru". Nie jest to prosta sprawa, jak również nie jest
oczywista przydatność lub brak przydatności humoru w przypadku
"maszyn myślących".
Na grupach dyskusyjnych śmieszny (w zamyśle piszącego) fragment
tekstu zaznacza się jakimś emotikonem. Osobiście mam wątpliwości,
czy je stosować. Z jednej strony taki znaczek to wyraz braku wiary
w zdolności intelektualne czytających, lecz z drugiej strony przekonałem
się już dawno o bardzo szerokim spektrum wrażliwości "dowcipowej".
Zatem tu i ówdzie stosowny emotikon zamieszczam. Tak jak w tym
zdaniu, o które zapytałeś:
>> > Znam to z autopsji - mam to samo, choc nie mialem tyle szczescia i
>> > zdiagnozowano mnie znacznie pozniej.
>
>> Nie mogłeś tak od razu zacząć swoich tutejszych występów? ;-)
>
> A dlaczego to mialbym tak zaczynac?
Na grupie psychologicznej, pomijając tony pustosłowia, albo przedstawia
się swój osobisty problem, albo przedstawia teorie. Cokolwiek ryzykowne
jest mieszanie tych spraw, bo wyobraźmy sobie, że pojawia się ktoś na
grupie i pisze: "Witam wszystkich, jestem wariat, opracowałem taką oto
teorię..."
Pierwszą reakcją publiczności jest zignorowanie i zlekceważenie tekstu,
bo w końcu cóż wartościowego może wymyśleć "wariat". Moje pytanie
(z zaprzeszłą sugestią) jest zatem tak absurdalne, że aż śmieszne. Dla
pewności postawiłem emotikon na końcu zdania, aby nie potraktować
go serio (ewentualnie zignorować).
Ciągnąc dalej spekulację na temat Twojego rzekomego deficytu,
zwrócę uwagę na to, że nie tylko może on utrudniać Twoje relacje
społeczne, ale spowodować istotne trudności w uprawianiu dziedziny,
z której dałeś się tutaj poznać, czyli psychologii ewolucyjnej. Jeśli nie
czujesz, o co chodzi zaśmiewającym się do rozpuku facetom, to nie
bardzo widzę Twój udział w dociekaniu przyczyn pojawienia się
owego poczucia humoru, trochę na zasadzie "nie interesuje mnie to,
czego nie czuję/nie rozumiem", albo "ich rechotanie to jakieś bzdury,
nie ma sensu się nimi zajmować".
>> http://groups.google.pl/group/pl.sci.psychologia/msg
/ca87129344fc84b7?hl=pl
>
> W tej chwili nie chce mi sie czytac.
Oj, nie wymiękaj! To zaledwie jedna setna tekstu, do którego sam
często odsyłasz swoich czytelników. Nie ma tam nic ciekawego,
ale za karę musisz go przeczytać! "Wężykiem, Jasiu!" (tutaj ponownie
pozwolę sobie przetestować Twoje poczucie humoru).
>> O zespole Aspergera wiesz zapewnie dużo, jako osoba żywo(tnie)
>> zainteresowana tematyką. Interesuje mnie w tym kontekście, czy jesteś
>> w stanie obserwując czyjąś twórczość na grupie rozpoznać "krajana".
>
> Nie. W zyciu nie widzialem czlowieka, o ktorym bym wiedziel, ze ma Aspergera.
Uważasz, że trzeba "widzieć" wcześniej człowieka, aby go później
móc "zdiagnozować" w pisanych przez niego tekstach? Nie wydaje
mi się.
>> Poo... ozdrawiam (nawiasem pisząc, wyjątkowo rzadko)
>
> ? Co "rzadko"?
Kolejny, (głupawy?) dowcip. Typu "trzy w jednym". Napisane i odczytane
wprost słówko kojarzyć się może z pijackim bełkotem. Nie śmieszne?
Nie? Trudno. Druga warstwa: wyjątkowo rzadko używam formułki
"pozdrawiam". O to głównie chodzi w tym zdaniu.
[Mała dygresja. Uważam, że nie ma sensu używać "pozdrawiam" na
grupie dyskusyjnej. Już to kiedyś rozwlekle tłumaczyłem. Dla mnie to
jest po prostu dyskusja, a nie wymiana listów, z których to zapewne
ową formułkę żywcem ściągnięto. Czy to nie wyglądałoby dziwnie, gdyby
w zwyczajnej rozmowie każde zdanie kończyło się "pozdrawiam"?:
"Cześć Wojtek, pozdrawiam."
"Cześć Michał, pozdrawiam."
"Co u Ciebie słychać, zdałeś w końcu ten egzamin? pozdrawiam"
"Jeszcze nie, podchodzę w ostatnim terminie, pozdrawiam"
Z drugiej strony słowo "pozdrawiam" oznacza (moim zdaniem) wyraz
sympatii albo szacunku dla rozmówcy. Czy jesteś pewien, że czujesz
sympatię/szacunek do swoich rozmówców? Czy nie kopiujesz "rozumowo"
przyjętych tu i ówdzie wzorców, licząc, że przyniesie Ci to jakieś tam
"korzyści"?
Ale piszta, ludzie, jak chceta, to w końcu jedno słówko na końcu
tekstu, zwykle nic nie znaczące, nawet w przypadku tych, którzy
naprawdę czują, co to znaczy "sympatia i szacunek dla rozmówcy".
Koniec dygresji.]
W końcu ostatnie (jakie ja sam widzę) znaczenie analizowanego
zdania wiąże się z fragmentem słowa "pozdrawiam", wyróżnionego
u mnie po trzykropku. Słowo "ozdrawiam" oznacza, co oznacza,
efekt działania uzdrowiciela. Skoro napisałem "wyjątkowo rzadko",
miałem tym samym (równolegle do innych znaczeń) na myśli to,
że bardzo rzadko udaje mi się komukolwiek pomóc (kogoś
"ozdrowić") na grupie dyskusyjnej.
Koniec translacji.
Poruszam się na razie po omacku. Moje spekulacje opieram na
dosyć wątłych przesłankach. Jeśli trafiam, jak kulą w płot (albo
jeszcze gorzej, między sztachety), potraktuj cały powyższy wywód
jak przykład vonBrauna dotyczący prosopagnozji. Jeśli jednak jest
cokolwiek w moich przypuszczeniach na rzeczy, byłbym ciekaw
Twojego komentarza.
Pytanie do vonBrauna: czy znasz jakieś przypadki dotyczące
wrodzonych bądź nabytych przypadków deficytu w zakresie
tak zwanego humoru? A może ten temat nigdy nie był traktowany
poważnie?
A niech Wam będzie: pozdrawiam! ;-)
--
Sławek
|