Data: 2003-01-06 18:54:54
Temat: Re: Nerwica
Od: Mema <m...@t...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Mon, 6 Jan 2003 18:59:06 +0100 user Marsel napisał(a) newsa
<M...@n...onet.pl> a ja na to:
> w realu trudno jest bowiem dyskutowac, czy nawet podpytywac autorytet w
> jego majestacie.. a jest to najczesciej jedyne dostepne zrodlo
> informacji
racja. tutaj mozna otwarcie zapytac o najdziwniejsze we własnym
mniemaniu dziwactwa-mozna to zrobic w miarę anonimowo- stad pewnie tak
duża ilosć pytań o rózne zwyczajne w moim odczcuiu zeczy (np "co mam
myslec o dziewczynie, która.." albo: "Kiedy powiedziec kocham", zeby
wspomniec tylko niektóre)
w majestacie, napisałes... hmm.. przypomniały mi się wypowiedzi
pacjentów: "pani to sie nie boje zapytac.. pani jest taka "swoja
dziewczyna". Wiele razy zastanawiałam się nad moim stylem bycia w pracy,
sposobem ubierania się (chodzę "w cywilu" i bynajmniej nie w
kostiumikach, jedyda oznaka mojego bycia osobą z personelu jest maleńki
identyfikator. no i klucze ;)). Przeczytałam kiedys w fachowej
"Psychiatrii polskiej" o wynikach badań dot. wpływu sposobu ubierania
się lekarza-psychiatry na to, jak jest odbierany przez pacjenta. Wyszło,
ze ja z moim wzbudzam w pacjencie najniższe z uzyskanych poczucie
kompetencji i autorytetu, za to najwyższe przystepności i wysokie
przyjazności pacjentowi. Pomyslałam sobie, ze to chyba niezbyt fajnie,
bo przeciez lekarz powinien wzbudzać zaufanie itd... Ale z drugiej
strony przywdzianie fartucha i- co gorsze dla mnie- zrezygnowanie z
naturalnego stylu bycia (np. wygłupam się z pacjentami, śpiewam z nimi
piosenki, rozmawiam o najrózniejszych sprawach) byłoby dla mnie torturą.
Może dlatego pacjenci mają odwage zapytać mnie o wiele rzeczy, bo nie
odstraszam ich powagą wygladu? (oczywiscie, doswiadczyłam tez kilku z
jednej strony zabawnych a z drugiej trudnych ze wzgledu na odmowę
nawiazania konatktu sytuacji pt:"Pani nie wygląda na lekarza. Nie bede z
panią rozmawiac"
Jak to jest z "wygladaniem na lekarza"? hmm...?
> hm.. szczerze powiem ze nie wydaje mi sie.. zeby takiego podejscia
> mozna bylo sie nauczyc z dyskusji..
dyskusja przynajmniej moze otworzyc oczy na sprawy których nie widzę zza
biurka.
>ktos,
> kto sie nad tym nie zastanawia nie bedzie zaiteresowany w tego typu
> dialogach i rozwazaniach.
no tak, ale on nie podejmnie dyskusji.
> i tysiace innych - jak chocby to ze z chorymi dyskutowanie bywa
> trudnawe,
bywa. wymaga dostosowania się do jego sposobu rozumowania, także poziomu
umysłowego, poziomu wykształcenia, wymaga cierpliwosci... A w rozmowach
z chorymi psychicznie jeszcze trudniejsze jest zrozumiemie (niestety,
wielu psychiatrów czy psychologów, ze o personelu średnim nie wspomnę,
bo aż strach,...pracujacych z takimi chorymi nie zdaje sobie sprawy, ze
ci ludzie są chorzy tak a nie inaczej i czesc ich zachowania/sposobu
rozumowania a szczególnie brak poczucia choroby (ja- mam brac tabletki?
po co? przecież jestem zdrowy! no tak, jesli czuje sie zdrowy, to po co
ma brac tabletki..) wynika włąsnie z choroby a nie z uporu, wrodzonej
tępoty czy złośliwości. ech...
> A najbardziej oczywista przeszkoda jest.. brak czasu.
niestety, tak. ja tez ostatnio mam taki nawał zajęć w pracy, że juz nie
mam tyle czasu na pogawędki z pacjentami (owe pogawędki są takze po to,
by ocenić postepy leczenia: gadamy sobie o wiosnie i ulubionych
potrawach, a ja i tak "swoje wiem" ;)
> wlasnie - jak znajdujecie czas? jesli bowiem chce sie zapisac na platne
> 'rozmowki' to musze czekac...
cóz.. przeczytałam ostatnio w "Polityce", ze wzieci fryzjerzy stosują
"zasade niedostepnosci"- po to zeby sobie klient nie pomyślał, ze tak
łatwo mozna sie tu dostać.
ale tak całkie m serio: podobno w samej wielkoposce brakuje ok 200
psychiatrów, nawet gdyby podzielić tę liczbę przez 2, to widac ogrom
pracy, jaki czeka tych, który wykonują ten zawód.
ja mam trochę komfortu ze względu na specyfikę pracy, ale nie chce o tym
tutaj pisać.
pozdrawiam
mema
|