Data: 2010-03-03 15:01:42
Temat: Re: Niebieska Karta, a psia kupa
Od: XL <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Wed, 03 Mar 2010 13:49:28 +0100, Stalker napisał(a):
> Tego nie wiem, ale mogę Ci powiedziec co się dzieje z życiem dzieci, w
> razie braku jakielkolwiek interpretacji faktów:
>
> http://wyborcza.pl/1,75248,1942554.html
> http://uwaga.onet.pl/9579,news,,dziecko_zakatowane_n
a_smierc,reportaz.html
>
> Pytanie brzmi inaczej:
>
> Czy w takich przypadkach nie wystarczyłyby już istniejące rozwiazania,
> tylko lepiej egzekwowane, czy jednak dodatkowe "awaryjne" narzędzie w
> rękach pracowników socjalnych jest potrzebne?
>
> Ustawa to tylko narzędzie. Sposób jej wykorzystania zależy od ludzi,
> którzy je stosują... jak z każdym narzędziem.
http://wyborcza.pl/1,82709,5474691.html
"Ewa codziennie po pracy biega do socjalu. Nie mówią jej, gdzie są chłopcy.
Nie pozwalają do nich zadzwonić. Obiecują, że niedługo ich zobaczy. W końcu
Wolscy dostają adwokata z urzędu, Szweda. Na policji zasypują ich
pytaniami.
Policjantka: - Jak pani może wmawiać synom, że lepsza szkoła da im lepszą
przyszłość?
Ewa Wolska: - A czy to nie jest prawda?
Policjantka: - Może pani tak uważa, ale każde dziecko ma swoją drogę
życiową. Nie wolno nic narzucać.
Kazali jej opisywać, kiedy i jak biła Kamila, bo on skarżył się
najbardziej.
Mówił, że mama bije go codziennie. Podał nawet liczbę: "Dostałem lanie ze
100 razy, a mój brat z 50. Mama straszy. Jak się nie chcę uczyć, to kładzie
pas na biurku i mówi, że zaraz dostanę w tyłek. Tato czasami też da klapsa.
Jak przyjeżdża na weekend do domu. Czasami się chowam pod stół, kiedy lata
za mną po mieszkaniu".
Starszy chłopiec Maciek potwierdził, że może ze dwa razy widział, jak mama
trzepnęła brata. Ale to nic takiego.
Kamila obejrzał lekarz, ale nie stwierdził jednoznacznie, że ma ślady po
biciu.
Policjantka: - Dlaczego zwraca się pani do synów słowami: "Bo cię zaraz
zabiję!"?
Ewa: - Przecież czasami tak się mówi. To znaczy nie wiem, w Polsce tak
mówimy, ale nie mamy tego na myśli.
Wolskich wezwały też służby socjalne. Przepytywali ich w osobnych pokojach.
Ewa: - Pytali o seks, o partnerów przed ślubem, o nasze małżeństwo, co
lubią nasi synowie i jak spędzamy wolny czas. Oni są przekonani, że
wymarzyłam sobie, że synowie pójdą na medycynę.
Prowadząca ich sprawę urzędniczka dopytywała się, dlaczego żyją osobno. Ewa
tego nie rozumie: wszędzie takie pytanie jest uzasadnione, ale nie w
Szwecji.
Ewa: - Co druga szwedzka rodzina tak funkcjonuje. Oni masowo wyjeżdżają do
Norwegii do pracy. Musiałam się tłumaczyć, że nie jesteśmy w separacji.
Po przesłuchaniu szwedzki adwokat zasiał ziarnko nadziei: - Nie mają
przeciw wam mocnych dowodów.
Sprawa o bicie dzieci trafiła do prokuratury w Karlstad.
Nastolatki dzwonią na policję
Psychoterapeutka Izabela Tornberg-Papanicolaou (Polka z pochodzenia), matka
trójki dorosłych dzieci, zaangażowała się niedawno w sprawę 14-letniej Oli,
córki polskich emigrantów. Matka dziewczyny błagała o pomoc. Pewnego dnia
jej córka zgłosiła pracownikom socjalnym w Sztokholmie, że rodzice się nad
nią znęcają.
Tak naprawdę matka zabroniła Oli późnych powrotów z dyskoteki i biegania z
pępkiem na wierzchu.
Izabela Tornberg-Papanicolaou: - Tymczasem wolny seks, noce kluby i modne
ciuchy to są podstawowe prawa szwedzkich nastolatków. Sprawa dziewczyny
wisiała na włosku. Już miała trafić do rodziny zastępczej, a matka miałaby
tylko kłopoty w sądzie. Udało mi się ją przestraszyć, że to, co robi, może
mieć nieodwracalne skutki.
Ola wycofała oskarżenie. Psychoterapeutka opowiada, że w Szwecji nie stawia
się ocen aż do szóstej klasy podstawówki. Powód? Nie wolno stresować ani
zmuszać dzieci do współzawodnictwa.
Mecenas Jerzy Misiowiec reprezentuje przed sądem Polkę, która walczy o
córkę od trzech lat. Dziś Agnieszka jest 17-latką. Kiedyś wykręciła numer
policji i zwierzyła się, że matka ją bije. Od tamtej pory zalicza kolejne
rodziny zastępcze. Tylko w jednej czuła się dobrze, ale tamto małżeństwo
przeprowadziło się do innego miasta.
W ubiegłym tygodniu szwedzki sąd nie zgodził się, żeby Agnieszka wróciła do
matki. Tym razem argumentem stała się ona sama: kopnęła kubeł na śmieci w
szkole, nie słuchała szwedzkich opiekunów, do domu wracała nad ranem.
Osobowość asocjalna.
Mecenas Misiowiec: - Dawno wycofała się z dziecięcych opowieści: przyznała,
że wszystko wymyśliła, żeby dopiec matce. Sprawę o bicie umorzono. Lecz dla
sądu najwyraźniej to nic nie znaczy.
Matka Agnieszki czuje się skrzywdzona przez szwedzki wymiar
sprawiedliwości. Ale milczy. Nie szuka pomocy w polskim konsulacie. Boi
się, że dowiedzą się jej szefowie i straci pracę szkolnego pedagoga.
Mecenas Misiowiec: - Znam przypadki rodzin, które zabierały dzieci i
uciekały do Polski. I tyle ich Szwedzi widzieli. Nie ma procedur, które
nakazywałyby takich ludzi ścigać.
Pokemony
Maciek i Kamil swój pierwszy w życiu tydzień bez mamy i taty spędzili w
szwedzkiej rodzinie zastępczej. Maćka wysypało od stóp do głów. Jest
alergikiem, a w tamtym domu było mnóstwo zwierząt.
W piątek na początku czerwca Ewa odebrała kolejny telefon z "socjalu": -
Warunkowo oddamy wam dzieci. Musicie się zresocjalizować i zmienić metody
wychowawcze - usłyszała.
Maciek ma długie jasne włosy jak typowy szwedzki chłopiec, mówi szybko i
niewyraźnie jak tata : - Tam były owce, koty, psy, kozy. Ale zabawek nie
mieli.
Kamil obcięty jak rekrut, duże niebieskie oczy: - U tych Szwedów to nawet
klocków lego nie było. Codziennie tęskniliśmy do mamy.
Kiedy pytam, dlaczego zabrano ich do rodziny zastępczej, spuszczają wzrok
albo spoglądają na mamę.
W końcu starszy Maciek nie wytrzymuje: - Bo Kamil nagadał w szkole, że
rodzice nas biją.
Ewa: - Biją, biją? W Szwecji istnieje na to ze dwadzieścia określeń. Ja ich
nigdy nie biłam. Może dałam klapa albo przez łeb. Niech mi pani wierzy,
bywają nieznośni.
Maciek przeczuwał, że coś się święci, kiedy w tamten piątek zamknęli im
rowery w szkole. Po lekcjach podjechały busy: - No i my i jeszcze inne
dzieciaki zaczęliśmy uciekać - opowiada. - Nie chcieliśmy wsiadać do tych
aut. Nauczycielka powiedziała, że mama o wszystkim wie. Akurat.
Kamil: - Płakaliśmy tylko wieczorem. Tamci państwo mówili nam, że
zostaniemy u nich jeszcze tylko jeden dzień.
Teraz opowiada matce, że w szkole po lekcji o chłopcu, którego uderzył
ojciec, zabierali ich po kolei do takiego specjalnego pokoju prawdy. No to
powiedział o klapsach.
Codziennie specjalny bus podwoził chłopców do szkoły w Karlstad. Ewa nawet
o tym nie wiedziała, choć mieszkają jakieś 200 m dalej. Tylko kiedyś
znalazła dziecięcy rysunek w skrzynce pocztowej.
To Kamil uciekł z ostatniej lekcji i podrzucił go mamie. Narysował walkę
pokemonów.
Inne dzieci, które razem z małymi Wolskimi zabrano ze szkoły, jeszcze nie
wróciły.
"itd w artylule. POLECAM.
I dalsze:
http://www.tvn24.pl/12691,1625161,0,1,zabrali-im-dzi
eci--bo-sa-otyli,wiadomosc.html
http://www.wykop.pl/ramka/196816/zabrali-matce-dziec
ko-oddali-gejom
http://www.pardon.pl/artykul/10285/zabrali_jej_dziec
ko_bo_nie_dala_mu_chipsow
>
> - bo w Usiech już były takie "doświadczenia" na dzieciach.
>
> Podaj cos bardziej szczegółowego na temat tych "doswiadczeń", to
> będziemy mogli to przeanalizować...
A, poszukam, jak wróce z tańca brzucha.
Pa.
--
Ikselka.
|