Data: 2011-02-16 16:04:02
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki
Od: vonBraun <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
cbnet wrote:
> Czyli zgadzamy się, że ta pierwotna, dziecięca prawda o nas
> samych jest w nas - stąd zdolność do jej wykorzystywania
> w sytuacji np gdy kogoś pokochamy szczerze.
Słowo "dziecięca" mi się tu dość podoba. Akurat należę do osób, które
mają sporo bardzo wczesnych wspomnień z dzieciństwa i dotyczących
relacji społecznych. I to z bardzo róznymi ludźmi, gdy sobie siedziałem
w łóżeczku, przez nasz dom przewalali się najrozmaitsi ludzie, potem i
ja całymi dniami i godzinami "wożony" byłem do róznych krewnych. Patrząc
z tej perspektywy, oglądając różne zachowania ludzi, nie miałem
wątpliwości, czy dana osoba postępuje właściwie czy niewłaściwie (to nie
jest właściwe określenie - nie byłbym w stanie kogokolwiek oceniać bez
kryteriów jeszcze) - to raczej uczucie, że "ja tak nie zrobię" lub "tak
mozna robić". Wiedziałem to często od razu, choc nikt nie nauczył mnie
norm moralnych. Nie wiem na ile ta relacia jest obiektywna, może byc
całkiem o kant "D", ale gdy przyszło się uczyć o ideach platońskich na
studiach, nie miałem SUBIEKTYWNEJ pewności, że pomysł jest do
odrzucenia. Choć RACJONALNIE, muszę to zrobić :-) - przynajmniej w
obliczu olbrzymich zasobów wiedzy mówiących, że doświadczenia i idee
nabywane są i wyabstrahowywane w miarę DOŚWIADCZENIA, a nie są nam znane
apriorycznie.
Nawiasem - nie mam uczucia, że kiedykolwiek zerwałem więź z tymi
"dziecięcymi" zasobami- ale to czysto subiektywny zapis mojej "egzystencji".
>
> Ale "diabeł" jak zwykle tkwi w szczegółach, które mogą być
> znacząco przesłonięte przez fasadę łatwiej identyfikowalnych
> pozorów, gdyż znajdują się "pod spodem" pozostając (czekając)
> w ukryciu, istnieją niejawnie.
>
> Czyli samo istnienie zdolnej do aktywności prawdy o nas samych
> nie gwarantuje jeszcze, że z czasem zostanie ona przykryta
> warstwami niejako skutków mniej lub bardziej wbudowanych
> uwarunkowań, które mogą nawet marginalizować samą prawdę
> do tego stopnia, że przestaje się liczyć.
>
> Teraz co najmniej u części takich jednostek za tego rodzaju
> sytuację będzie odpowiedzialny ekstra "chip", na którym "wiszą"
> uwarunkowania, a ich usunięcie/wyleczenie nie przyniesie trwałego
> sukcesu, bo "hard-chip" może wytworzyć nowe, niewykluczone,
> że bardziej wyrafinowane i mocniejsze.
Le Doux podaje nieco badań nad tym zagadnieniem.
Modelowo można do analizy wybrać "hard-chip" zwany ciałem
migdałowatym/amygdala/.
To struktura "stara jak świat" - znacznie starsza niż kora mózgowa.
Najwyraźniejsza jej czynnośc polega na interpretacji sytuacji jako
zagrażającej. Służy też znakowaniu śladów pamięciowych markerem
emocjonalnym - prawdopodobnie głównie emocji negatywnych.
Bierze choćby udział w tworzeniu się fobii.
Fobie zaś są dobrym - znów "modelowym" obiektem do badań skuteczności
psychoterapii - ale nie uprzedzajmy wypadków....
Wydawało by się, że utworzone przez amygdala wzorce reakcji będą zawsze
ważniejsze niż świadoma czynność kory - np. jesli kobieta boi się
mężczyzn, to będzie sie ich bała zawsze i nic jej nie pomoże.
Okazało sie jednak, ze można tworzyć sieci neuronalne w korze, które
będą MODYFIKOWAĆ czynnośc ciała migdałowatego. Tak przynajmniej donoszą
neuroanatomowie funkcjonalni. Kora jak wiemy, przynajmniej w części,
realizuje czynności wysycone świadomością.
Warto zauważyć, że terapia zwana "systematyczną desensytyzacją" w
fobiach jest jedną z tych, która uzyskała status metody dla której w
ramach badań w paradygmacie "evidence based medicine" potwierdzono
skutecznośc i jest stosowana na równi z lekami (a nawet lepiej ZAMIAST).
Tak więc trwały sukces jest mozliwy. Oczywiście podejrzewam, że w
sytuacjach w których skonfrontuje się osobę z silnym stressem
niekoniecznie efekty terapii muszą przeważyc, ale w pozostałych
sytuacjach tak.
Zatem nadzieja jest i choć "worek świadomości", którym otoczymy
nieświadome lęki i ograniczenia może okazywac sie co chwila gdzieś
dziurawy i wymagać konieczności łątania, to jednak nie można powiedzieć
aby nie było szans na "trwały sukces".
>
> Nie wszystkie uwarunkowania są skutkiem działania "hard-chipu".
Bo są skutkiem integracji "Hard-chipów" ze śodowiskiem.
Upierałbym się, że jedno bez drugiego nie istieje.
> Nie wszyscy podlegający soft-uwarunkowaniom są wyposażeni
> w "hard-chip".
Wszyscy są. Każdy ma układ limbiczny - a tam ciało migdałowate, okolice
przegrody :-)
pozdrawiam
vonBraun
|