Data: 2011-02-16 20:41:49
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki
Od: Aicha <b...@t...ja>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-02-16 10:40, zażółcony pisze:
>> Skąd wiesz? Ludzie się zmieniają. Parę lat "walki" pomiędzy rodzicami,
>> spirali awantur, moze w końcu wyzwisk i bicia - przecież zabierał się
> Tu bym się wtrącił: 'w końcu wyzwisk i bicia'. Pytanie, czy to rzeczywiście
> jest na końcu, czy pojawia się już gdzieś na początku. Myśle, że dałoby
> się tu znaleźć
> różnicę między Twom przykładem, a przykłądem Aichy - ale musiałaby sama
> o tym napisać. I zastanów się - czy Twój znajomy rzeczywiście szedł w
> kierunku,
> w którym by prał swoją żonę. Nie mówię raz uderzył, ale prał. I Aicha też
> musiałaby się szczerze wypowiedzieć, jak to u niej wyglądało, kiedy się
> to bicie
> pojawiło i czy to było coś, co kończyło sprawę, czy tkwiła w układzie, w
> którym przez jakiś czas to akceptowała.
To było tak, to było tak, mąż wrócił wcześniej z Sochaczewa ;)
On sobie kogoś znalazł w necie, ja sobie kogoś znalazłam i w zasadzie
już było ustalone, że się rozwodzimy. Jednak pojechał na urlop do
rodziców i wrócił z decyzją, że rozwodu mi nie da. I wtedy zaczęły się
sceny zazdrości, śledzenie, hackowanie korespondencji, grożenie temu
"drugiemu", kłótnie itp. A przedtem jeszcze alkohol gdzieś pomiędzy tym
wszystkim się przewijał jako lekarstwo na zaniedbywanie przez żonę.
Trwało to kilka miesięcy. Bicie to był ostatni etap - kilka takich
epizodów (nie regularne tłuczenie, bo się broniłam), po jednym z nich i
interwencji policji spakowałam siebie i dziecko w samochód i po prostu
uciekłam do rodziców. Było mi o tyle łatwiej, że straciłam wtedy pracę i
mogłam się odciąć totalnie ze wszystkim.
--
Pozdrawiam - Aicha
http://wroclawdailyphoto.blogspot.com/
Jak nie pisać po angielsku
|