Strona główna Grupy pl.rec.kuchnia Patriotyzm narodowy a kuchnia polska

Grupy

Szukaj w grupach

 

Patriotyzm narodowy a kuchnia polska

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 409


« poprzedni wątek następny wątek »

211. Data: 2015-03-01 14:46:10

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

>>> To krok w bardzo złym kierunku. Teraz nie mam TV, nie płacę i tyle.
>>> Jak doczepią abonament do opłat za prąd, nadal nie będę mieć TV,
>>> ale haracz będę płacić.
>>
>> Jeśli brać pod uwagę wyłącznie indywidualny aspekt ekonomiczny, to
>> można to uznać za krok w złym kierunku. Mnie jednak trudno wyzbyć
>> się szerszego spojrzenia, pozostanę więc przy swoim. Kierunek dobry,
>> a cel wyznacza (ewentualne) finansowanie z budżetu (ten największe
>> wpływy ma z podatku VAT, jakże powszechnego przecież).
>
> To podpisujemy protokuł rozbieżności. Finansowanie z budżetu...
> Ja się nie będę denerwować, wybacz.;-)

Podpisujemy. Człowiek by się na nerwy wykończył, gdyby miał się przejmować
rozbieżnościami, zwłaszcza tymi, które są u tych, co prawo stanowią. Kiedyś
uznano, że jeżdżenie samochodem po drogach nie jest aktem tak doniosłym i
indywidualnym, jak oglądanie telewizji. Więc podatek drogowy zlikwidowano,
telewizyjny zostawiono (pierwsze dobrze, drugie -- źle). Sprawy nie idą w
dobrym kierunku, bo wprowadzono też zupełnie odrębny podatek od śmiecenia,
o czym też tu niedawno było. W ogóle w błędzie jest ten, co myśli, że
bardzo ważne jest to, co jest opodatkowane, a co nie jest. I że istnieje
ścisły związek między nazwą podatku a celem, który te pieniądze wesprą.
Pobiera się podatek od psa. A od kota, żółwia, konia, chomika, kanarka
ani świnki morskiej już nie. Nikt chyba jednak nie sądzi, że psy mają
większe wsparcie budżetowe niż reszta wymienionych zwierzaków.

>>> Też mam własne spostrzeżenie. Kiedy spotykam ludzi, którzy mają TV,
>>> mówią oni jednym głosem, maja wyklarowany obraz świata, dziwią się,
>>> jeśli powiesz coś, czego nie podały mass media.
>>> Nie ma miejsca na refleksję, szukanie innych źródeł, nic. Dlatego
>>> twierdzę, że TV służy do tego, żeby wykreować ludziom świat na
>>> aktualne potrzeby.
>>
>> Mógłbym prosić coś więcej na temat metodologii tej obserwacji?
>
> Ja nie mówię o badaniach, tylko o swoich obserwacjach. Bywam między
> ludźmi, zdarza mi się nawet z nimi rozmawiać i słyszę, czym się
> emocjonują. Jakie tematy poruszają.
> Nie wiedzą o próbie przehandlowania Lasów Państwowych, ale wiedzą,
> że dwulatek poszedł na spacer nago i boso. Pasjonują się rolnikiem,
> co szuka żony. Oceniają stan posiadania rolników na blokadzie po
> cenie ciągnika, którym przyjechał (jakby sami nie mieli mieszkania
> czy auta w kredycie) i pozwalają się szczuć na tego rolnika.

Jak zinterpretujemy fakt, że nikt ze mną nie chce rozmawiać o swoich
emocjach związanych z nagim dwulatkiem albo z celibatem rolników?
Ze swojego bywania między ludźmi zdałem już wczesniej relację -- nie
mogę potwierdzić hipotezy, że ich "telewizyjność" ma znaczący wpływ na
poglądy. A przypomnę, że dysponuję "telewizyjną" i "nietelewizyjną"
próbką badawczą.

Wynikanie jest inne -- emocjonują się tym, czym lubią się emocjonować.
Tych akurat widać Lasy Państwowe nie kręcą, choć przecież i o nich
było w różnych mediach. Telewizja nie jest niczym wyjątkowym -- były,
są i będą inne kanały dostarczające najważniejszych informacji. Nie
wszystkie utrzymywanie z podatków czy abonamentów, nie wszystkie tak
drogie jak telewizja. Magiel na przykład jest dość tanią inwestycją.

Jarek

--
Mówią w maglu, moja pani,
Że na wiosnę będzie taniej,
A po drugie, że już w lecie
Będzie wojna, a po trzecie,
Że się wszystko jeszcze zmieni,
Jak śnieg spadnie na jesieni.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


212. Data: 2015-03-01 14:48:16

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Pani Ewa napisała:

> No to wyobraź sobie, że ja o sprawie prywatyzacji Lasów Państwowych
> dowiedziałam się z publicznego radia, natomiast o programie "Rolnik
> szuka żony" - stąd, z usenetu (i to w końcowej fazie tego programu, nie
> zdążyłam nawet jednego odcinka zobaczyć). Dopisz sobie ten przypadek do
> swoich obserwacji, wnioski będą bardziej zobiektywizowane. :)

To i mój można dopisać, bo miałem dokładnie tak samo. Przed chwilą
dowiedziałem się ponadto, że istotną może być też kwestia majtek córki
Tuska. Jeśli rzeczywiście tak jest, to proszę mi przybliżyć szczegóły
-- nie chcę, by publiczne radio mną manipulowało przemilczając ważne
fakty.

Jarek

--
U Marianny krwawa langusta
Ma Marianna ćwiczone usta
Bielizna z polotem
Na ekler majtki złote

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


213. Data: 2015-03-01 15:22:49

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: FEniks <x...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2015-03-01 o 14:48, Jarosław Sokołowski pisze:
>
> To i mój można dopisać, bo miałem dokładnie tak samo. Przed chwilą
> dowiedziałem się ponadto, że istotną może być też kwestia majtek córki
> Tuska.

W ogóle to jest raczej tak, że ludzie zdobywają wiadomości w tym
obszarze, jaki ich interesuje. I to wszystko jedno, czy posłużą się do
tego telewizją, czy internetem. W internecie wybór jest teoretycznie
nieograniczony, ale w praktyce ograniczony _jest_ - zakresem
zainteresowań poszukującego. Ale już najśmieszniej jest wtedy, kiedy
poszukujący ma pretensje do całego świata o to, że znajduje to, czego
sam szuka.

> Jeśli rzeczywiście tak jest, to proszę mi przybliżyć szczegóły
> -- nie chcę, by publiczne radio mną manipulowało przemilczając ważne
> fakty.

Wszystko, co wiem na ten temat tych majtek, to już zacytowałam. Po
więcej informacji lepiej udać się do źródeł.

Ewa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


214. Data: 2015-03-01 15:25:41

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: FEniks <x...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2015-03-01 o 14:46, Jarosław Sokołowski pisze:
> Sprawy nie idą w dobrym kierunku, bo wprowadzono też zupełnie odrębny
> podatek od śmiecenia, o czym też tu niedawno było.

A propos - wcisnęli mi jednak ten kubeł na papier, choć wcale się nie
prosiłam (nic nie musiałam dopłacać). Teraz już wszyscy u nas w alejce
mają przynajmniej po 2 kubły.

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


215. Data: 2015-03-01 19:52:47

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Pani Ewa napisała:

>> To i mój można dopisać, bo miałem dokładnie tak samo. Przed chwilą
>> dowiedziałem się ponadto, że istotną może być też kwestia majtek
>> córki Tuska.
>
> W ogóle to jest raczej tak, że ludzie zdobywają wiadomości w tym
> obszarze, jaki ich interesuje.

W takim razie mnie z tej grupy trzeba wyłączyć. Mam bowiem inaczej.
Choć stwierdzenie, że "wszystko mnie interesuje" byłoby zbytnim
uproszczeniem, to jednak nie zanikła we mnie jeszcze dziecięca ciekawość
-- wszystko co nowe, wzbudza zainteresowanie. Potem przychodzi czas
weryfikacji -- czy warto rozszerzyć zainteresowania o to nowe, czy może
jednak lepiej na czas dłuższy odłożyć temat do szufladki z napisem
"sprawy nieistotne".

> I to wszystko jedno, czy posłużą się do tego telewizją, czy internetem.
> W internecie wybór jest teoretycznie nieograniczony, ale w praktyce
> ograniczony _jest_ - zakresem zainteresowań poszukującego.

Ograniczenia są też w zdolności percepcji -- z tym się wiąże dostarczanie
kalorii do nakarmienia Demona Drugiego Rodzaju, który oddzieli informacje
ważne od nieistotnych. A ten ma podniebienie o wiele bardziej delikatne
od zwykłego termodynamicznego Demona Pierwszego rodzaju. Byle czym się
nie zadowoli. Trzeba więc pilnie czytać p.r.k, żeby mu dogodzić.
Literatura przedmiotu podaje na przykład taki oto przypadek niejakiego
Gębona, jakże przypominający to, co mieć możemy dzisiaj dzięki Internetowi:

Ów zaś siedział o beczkę oparty i w popiskiwaniu pisaka brylantowego,
którym Demon spisywał na wstędze papierowej wszystko, czego się od
atomów drgających dowiadywał, czytał o tym, jak się wije arlebardzkie
wiją i że córka króla Petrycego z Labaudii zwała się Garbunda,
i co jadł na drugie śniadanie Fryderyk II, król bladawców, nim wojnę
wypowiedział Gwendolinom, i ile powłok elektronowych liczyłby sobie
atom termionolium, gdyby taki pierwiastek był możliwy, i jakie są
wymiary dziurki tylnej małego ptaszka, zwanego kurkucielem, którego
na swych rozamforach malują Marłajowie Wabędzcy, jak również o trzech
smakach poliwonnych szlamu oceanicznego na Wodocji Przyzrocznej, i o
kwiatku Łubuduku, który myśliwych staromalfandzkich wali siarczyście
na odlew, świtem wzruszony, i jak wyprowadzić wzór na dostawę kąta
podstawy wieloboku, ikoseadrem zwanego, i kto był jubilerem Fafucjusza,
rzeźnika mańkuta Buwantów, i ile pism filatelistycznych będzie
wychodziło w roku siedemdziesięciotysięcznym na Morkonaucji, i gdzie
znajduje się trupek Cybrycji Kraśnopiętej, którą gwoździem przebił po
pijanemu niejaki Malkonder, i czym się różni Maciąg od Naciągu, a także
kto ma najmniejszą w Kosmosie pielownicę wzdłużną i dlaczego pchły
smoczkotyłkie mchu jeść nie chcą, i na czym polega gra zwana Balansyer
Zadni Ściągany, i ile było ziarenek lwichwostu w tej kupce, co ją
Abrukwian Polistny nogą trącił, kiedy się pośliznął na ósmym kilometrze
szosy albacjerskiej w Dolinie Wzduchów Szedziwych -- i pomału diabli go
zaczynali brać, bo już mu świtało, że wszystkie owe całkiem prawdziwe
i ze wszech miar sensowne informacje zupełnie nie są mu potrzebne, gdyż
robił się z tego groch z kapustą, od którego głowa pękała, a nogi drżały.

A Demon Drugiego Rodzaju działał z szybkością trzystu milionów
informacji na sekundę i milami skręcała się już papierowa taśma,
i z wolna pokrywała zwojami zbója dyplomowanego, omotując go jakby
białą pajęczyną, a brylancik pisaka drgał jak szalony i wydawało
się zbójowi, że zaraz już dowie się rzeczy niesłychanych, takich,
które mu oczy na Istotę Bytu otworzą, więc wczytywał się we wszystko,
co leciało spod brylancika, a były to pieśni opilcze Kwajdonosów
i rozmiary pantofli nocnych na kontynencie Gondwana, z pomponami,
i grubość włosów, które rosną na czole miedzianym paciornika
węburczego, i szerokość ciemiączka mowląt pasiebnych, i litanie
zaklinaczy harmęckich dla obudzenia wielebnego Ćpiela Grosipiulka,
i owerdiery diukońskie, i sześć sposobów warzenia zupki grysikowej,
i trutka dobra na stryjny, i sposoby łechtania ckliwego, i nazwiska
obywateli Bałowierni Cimskiej na literę M się zaczynające, i opisy
smaku piwa grzybkiem nadpsutego...

Aż mu w oczach zamrowiło i wrzasnął wielkim głosem, bo miał dość,
lecz już go Informacja trzystu tysiącami mil papierowych spowiła
i spętała, że nie mógł się ruszyć i musiał czytać dalej, o tym, jaki
początek drugiej "Księgi dżungli" napisałby Rudyard Kipling, gdyby go
wtedy brzuch bolał, i o czym myśli zmartwiony niezamęściem wieloryb,
i jakie są zaloty miłosne muchatek trupnych, i jak można załatać
stary worek, i co to jest strzybło, i czemu się mówi szewc i krawiec,
a nie krawic i szewiec, a także ile można naraz mieć siniaków. Potem
zaś przyszła długa seria rozróżnień między trelami i morelami: że
pierwsze są łyse, a drugie mają włoski, a dalej -- jakie są rymy
do słowa "kapustka" i jakimi słowy obraził papież Ulm z Pendery
antypapieża Mulma, i kto ma grajnicę grzebienną. Wtedy bardzo już
rozpaczliwie usiłował się wydobyć z matni papierowej, lecz rychło
osłabł; odpychał taśmy, darł je i odrzucał, lecz miał zbyt wiele oczu,
aby się chociaż przed niektóre jakieś nowe nie dostały informacje,
więc z musu się dowiedział, jakie są kompetencje stróża domowego
w Indochinach i dlaczego Nadojderowie z Flutorsji wciąż mówią, że
ich zawiało. Lecz wtedy zamknął oczy i znieruchomiał, przywalony
lawiną informacyjną, a Demon dalej owijał go i spowijał papierowymi
bandażami, karząc straszliwie zbója Gębona dyplomowanego za jego
łapczywość bezmierną wiedzy wszelakiej.

Mnie kiedyś próbowano namówć do tego, bym zaczął płacić za informacje
z internetu. Argumentowano to w ten sposób, że gdy zechcę poznać
sześć sposobów warzenia zupki grysikowej, to takie rzczy łatwo znajdę
w miejscach znanych mi już wcześniej. Sugerowano też, że miejsca te
i informacje tam podawane warte są tyle, ile za nie płacę -- zero
złotych. Co innego rzeczy nowe -- żeby być na bieżąco, warto wydać
każdą sumę. Argumentacja nie taka znowu głupia, już miałem się skusić,
zwłaszcza, że suma była niewielka. Żeby mnie jeszcze bardziej zachęcić,
pokazano jakiś licznik, który informował, że na płacących czeka do
przeczytana 287 tekstów z dnia dzisiejszego. A dzień się miał dopiero
ku zachodowi. Schowałem więc mój instrument płatniczy i postanowiłem
do tematu nie wracać, pomny losu, jaki dosięgnął zbója Gębona. Poczekam
do czasu, kiedy ktoś wpadnie na pomysł, by mi dać dostęp do aktualności
-- ale z takim warunkiem, że tych aktualności w ciągu dnia nie będzie
więcej niż sześć, za to wagi znaczącej, każda zaś spoza tego obszaru,
co mogę sam wpaść na pomysł by poszukać.

> Ale już najśmieszniej jest wtedy, kiedy poszukujący ma pretensje
> do całego świata o to, że znajduje to, czego sam szuka.

To może i śmieszne, ale jeszcze gorzej jest, gdy na samym znajdowaniu
(i pretensjach) wszystko się kończy. Aniśmy się obejrzeli, jak we
świecie wiedza i informacje przestały być rzeczą najważniejszą.
Znaczna część żyjących teraz ludzi dobrze pamięta jeszcze czasy,
kiedy dostęp do ksiąg uczonych był barierą, często bardzo trudną do
pokonania, wymagającą wiele czasu. Tego zawsze było mało. Do dziś
niektórym się wydaje, że wiedza, to już wszystko. Ta wiedza, którą
łatwo czerpać garściami z sieci, albo którą posiedli w młodości, kiedy
w szkole nakładano im kaganiec oświaty. Tymczasem już nie ma wyścigów,
to mieć może każdy. W konkurencji liczy się teraz to, jak kto potrafi
robić z tych informacji użytek, czy je rozumie i jak umie je łączyć.

Blisko dwadzieścia lat temu, kiedy te zmiany zaczynały dopiero nastawać,
rozmawialiśmy o tym ze znajomymi. Jeden z nich akurat pisał książkę.
Taką z założenia bradziej popularną -- co w jego wypadku mogło być
pewnym utrudnieniem, o czym on zresztą dobrze zdawał sobie sprawę.
W recenzji pierwotnej wersji tekstu padały sformułowania "zrozumiałe
dla licealistów". I o tym dużo w rozmwie było -- o zrozumieniu i o
licealistach. Licealista stał się wtedy roboczym wzorcem czytelnika.
Ktoś, kto może nie ma zbyt obszernej wiedzy, ale wciąż jest tej wiedzy
ciekaw. Nie trzeba mówić do niego nadmiernie uproszczonym językiem
i bać się, że jakiegoś słowa nie zrozumie -- bo potrafi sam doczytać
(albo dopytać -- on z natury leniwy jest, lecz śmiały). Może za to sam
z siebie jeszcze nie wiedzieć, czego ma szukać -- i w tym mu warto
dopomóc.

Jarek

--
Proszę pana, ja jestem umysł ścisły, mnie się podobają melodie, które
już raz słyszalem... poprostu. No, to porzez, no... reminiscencje.
No jakże mi się może podobać piosenka, ktorą pierwszy raz slyszę.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


216. Data: 2015-03-01 19:55:19

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Pani Ewa napisała:

>> Sprawy nie idą w dobrym kierunku, bo wprowadzono też zupełnie odrębny
>> podatek od śmiecenia, o czym też tu niedawno było.
>
> A propos - wcisnęli mi jednak ten kubeł na papier, choć wcale się nie
> prosiłam (nic nie musiałam dopłacać). Teraz już wszyscy u nas w alejce
> mają przynajmniej po 2 kubły.

Kolejny dowód na to, że p.r.k, to nie same tylko pisanie po próżnicy.
Ktoś w magistracie przeczyta, ktoś się przejmie, ktoś coś zrobi.

Jarek

--
Każda kucharka powinna nauczyć się rządzić państwem.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


217. Data: 2015-03-01 21:42:03

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: FEniks <x...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2015-03-01 o 19:52, Jarosław Sokołowski pisze:
> Pani Ewa napisała:
>
>>> To i mój można dopisać, bo miałem dokładnie tak samo. Przed chwilą
>>> dowiedziałem się ponadto, że istotną może być też kwestia majtek
>>> córki Tuska.
>> W ogóle to jest raczej tak, że ludzie zdobywają wiadomości w tym
>> obszarze, jaki ich interesuje.
> W takim razie mnie z tej grupy trzeba wyłączyć. Mam bowiem inaczej.
> Choć stwierdzenie, że "wszystko mnie interesuje" byłoby zbytnim
> uproszczeniem, to jednak nie zanikła we mnie jeszcze dziecięca ciekawość
> -- wszystko co nowe, wzbudza zainteresowanie. Potem przychodzi czas
> weryfikacji -- czy warto rozszerzyć zainteresowania o to nowe, czy może
> jednak lepiej na czas dłuższy odłożyć temat do szufladki z napisem
> "sprawy nieistotne".

W zasadzie sprowadza się to do tego, o czym napisałam. Oczywiście
wszystkiego można spróbować, wszędzie zerknąć, o ile czasu starczy. Choć
przyznam, że są takie miejsca, gdzie nawet raz by mi się nie chciało.

>> I to wszystko jedno, czy posłużą się do tego telewizją, czy internetem.
>> W internecie wybór jest teoretycznie nieograniczony, ale w praktyce
>> ograniczony _jest_ - zakresem zainteresowań poszukującego.
> Ograniczenia są też w zdolności percepcji -- z tym się wiąże dostarczanie
> kalorii do nakarmienia Demona Drugiego Rodzaju, który oddzieli informacje
> ważne od nieistotnych. A ten ma podniebienie o wiele bardziej delikatne
> od zwykłego termodynamicznego Demona Pierwszego rodzaju. Byle czym się
> nie zadowoli. Trzeba więc pilnie czytać p.r.k, żeby mu dogodzić.
> Literatura przedmiotu podaje na przykład taki oto przypadek niejakiego
> Gębona, jakże przypominający to, co mieć możemy dzisiaj dzięki Internetowi:

Ha ha, no tak, Lem wszystko przewidział.
Jedyny dla nas ratunek to umiejętność zdystansowania się do tego nawału
informacji.

>
> każdą sumę. Argumentacja nie taka znowu głupia, już miałem się skusić,
> zwłaszcza, że suma była niewielka. Żeby mnie jeszcze bardziej zachęcić,
> pokazano jakiś licznik, który informował, że na płacących czeka do
> przeczytana 287 tekstów z dnia dzisiejszego.

Genialny pomysł na robienie interesu - zaangażowanie do roboty samego
płacącego! ;-)

> Blisko dwadzieścia lat temu, kiedy te zmiany zaczynały dopiero
> nastawać, rozmawialiśmy o tym ze znajomymi. Jeden z nich akurat pisał
> książkę. Taką z założenia bradziej popularną -- co w jego wypadku
> mogło być pewnym utrudnieniem, o czym on zresztą dobrze zdawał sobie
> sprawę. W recenzji pierwotnej wersji tekstu padały sformułowania
> "zrozumiałe dla licealistów". I o tym dużo w rozmwie było -- o
> zrozumieniu i o licealistach. Licealista stał się wtedy roboczym
> wzorcem czytelnika. Ktoś, kto może nie ma zbyt obszernej wiedzy, ale
> wciąż jest tej wiedzy ciekaw. Nie trzeba mówić do niego nadmiernie
> uproszczonym językiem i bać się, że jakiegoś słowa nie zrozumie -- bo
> potrafi sam doczytać (albo dopytać -- on z natury leniwy jest, lecz
> śmiały). Może za to sam z siebie jeszcze nie wiedzieć, czego ma szukać
> -- i w tym mu warto dopomóc.

Czy ta książka ostatecznie się ukazała? Ciekawe to mogłoby być.

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


218. Data: 2015-03-01 23:53:53

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Pani Ewa napisała:

>>> W ogóle to jest raczej tak, że ludzie zdobywają wiadomości w tym
>>> obszarze, jaki ich interesuje.
>> W takim razie mnie z tej grupy trzeba wyłączyć. Mam bowiem inaczej.
>> Choć stwierdzenie, że "wszystko mnie interesuje" byłoby zbytnim
>> uproszczeniem, to jednak nie zanikła we mnie jeszcze dziecięca
>> ciekawość -- wszystko co nowe, wzbudza zainteresowanie. Potem
>> przychodzi czas weryfikacji -- czy warto rozszerzyć zainteresowania
>> o to nowe, czy może jednak lepiej na czas dłuższy odłożyć temat do
>> szufladki z napisem "sprawy nieistotne".
>
> W zasadzie sprowadza się to do tego, o czym napisałam.

W zasadzie wszystko sprowadza się do tego, że wszystko już ktoś kiedyś
napisał.

> Oczywiście wszystkiego można spróbować, wszędzie zerknąć, o ile czasu
> starczy. Choć przyznam, że są takie miejsca, gdzie nawet raz by mi się
> nie chciało.

To jest jeszcze co innego, ja o czym innym pisałem. Tu na p.r.k zaglądam,
chce mi się. Ale to nie do końca jest tak, że to z powodu "obszaru". Nie
robię tego przecież w oczekiwaniu na to, że pojawi się wreszcie znakomity
przepis na szarlotkę -- taką, że przy niej bledną wszystkie szarlotki
świata. Przepisy na szarlotkę, to ja sobie sam znajdę, jeśli tylko będę
potrzebował. Sposobów warzenia zupki grysikowej internet z pewnością zna
więcej niż sześć, i to takich, że nawet zbójowi Gębonowi o nich się nie
śniło. Za to sama wzmianka o którymś z rodzaju pachnących ciast, o jakim
sam bym nie pomyślał -- to już jest coś! A przecież to jest tylko jeden
ze sposobów łechtania ckliwego, jakie może dostarczyć taka grupa jak ta.
Inni mogą się tu inspirować kwestią majtek córki Tuska -- i też niech mają
to, co lubią.

[...]
> Ha ha, no tak, Lem wszystko przewidział.
> Jedyny dla nas ratunek to umiejętność zdystansowania się do tego
> nawału informacji.

To trudna sztuka, nie każdy potrafi. Wiele się nasłuchałem o tym,
jak internet przeładowany jest bezużytecznymi informacjami, a tych
godnych zainteresowania jest niewielka część. Mówili to często ludzie
z najwyższymi tytułami naukowymi. Dość to dziwne, bo można z tego
wysnuć wniosek, że nigdy nie byli oni w bibliotece, takiej porządnej,
ogromnej. Jeśli trafi tam wybitny historyk sztuki, najlepszy na
świecie znawca lwowskiego baroku, to można z dużym prawdopodobieństwem
powiedzieć, że półki z dziełami, w krórych pojawia się termin "całka
Lebesgue'a" będą dla niego bezużyteczne. Nic mu po księgach traktujących
o mechanice kwantowej, o prawie karnym, o dziurkach przednich jak i tylnych
wszystkich ptaszków Polinezji i o zwyczajach żywieniowych Papuasów. Dla
większości ludzi większość informacji jest bezużyteczna i niezrozumała
-- tak jest już od kilkuset lat. A właściwie od kilkuset, to nie dla
większości, lecz dla wszystkich. Bo ostatnim człowiekiem, którego
podejrzewano o to, że zna się na wszystkim i rozumie całą współczesną
mu naukę, był Gottfried W. Leibniz (niektórzy uważają, że jednak nie on).

>> Blisko dwadzieścia lat temu, kiedy te zmiany zaczynały dopiero
>> nastawać, rozmawialiśmy o tym ze znajomymi. Jeden z nich akurat pisał
>> książkę. Taką z założenia bradziej popularną -- co w jego wypadku
>> mogło być pewnym utrudnieniem, o czym on zresztą dobrze zdawał sobie
>> sprawę. W recenzji pierwotnej wersji tekstu padały sformułowania
>> "zrozumiałe dla licealistów". I o tym dużo w rozmwie było -- o
>> zrozumieniu i o licealistach. Licealista stał się wtedy roboczym
>> wzorcem czytelnika. Ktoś, kto może nie ma zbyt obszernej wiedzy, ale
>> wciąż jest tej wiedzy ciekaw. Nie trzeba mówić do niego nadmiernie
>> uproszczonym językiem i bać się, że jakiegoś słowa nie zrozumie -- bo
>> potrafi sam doczytać (albo dopytać -- on z natury leniwy jest, lecz
>> śmiały). Może za to sam z siebie jeszcze nie wiedzieć, czego ma szukać
>> -- i w tym mu warto dopomóc.
>
> Czy ta książka ostatecznie się ukazała? Ciekawe to mogłoby być.

Po tych dwudziestu latach, to ja już nie pamiętam. Sądzę, że tak, ale
głowy za to nie dam. W każdym razie zapewniam, że w tym okresie ukazało
się sporo ciekawych książek.

Jarek

--
Nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie,
a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


219. Data: 2015-03-04 12:46:13

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Trybun <i...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2015-02-26 o 12:15, masti pisze:
>
> faktycznie bogata oferta telewizji Polskiej powalała na kolana.
> pół doby jedynki i ćwierć dwójki.
> Z czego połowę jedynki wypełniało Telewizyjne technikum Rolnicze i
> programy dla szkół.
>
> Ameryka niech się schowa.
>

A ile czasu na dobę zajmuje naszej TV nadawanie czegoś wartościowego
dzisiaj?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


220. Data: 2015-03-04 12:47:00

Temat: Re: Patriotyzm narodowy a kuchnia polska
Od: Trybun <i...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2015-02-26 o 14:02, Ikselka pisze:
> Dnia Thu, 26 Feb 2015 09:43:35 +0100, Trybun napisał(a):
>
>> W dniu 2015-02-25 o 17:41, XL pisze:
>>>> E tam, już w 70 latach w mało w którym domu (w PRLu) nie było telewizora.
>>> Tylko że kiedy u nas były czarno-białe, w USA już powszechnie kolorowe.
>> I to, po po ilości dostępnych kanałów, jedyne co nas od nich różniło.
> A jakie my mielismy INNE kanały oprócz "jedynie słusznych"?

Co rozumiesz przez "inne", chodzi Ci o jakieś kanały do urabiania debli
do konsystencji psiego odchodu? To, tego tylko wtedy można było
doświadczyć w radiu, wystarczyło tylko zmienić częstotliwość już można
był się delektować choćby tym szambem nadawanym z Monachium.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 10 ... 21 . [ 22 ] . 23 ... 30 ... 40 ... 41


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Czym ostrzyć :-)
Bigos dla Iwanosa
Noże ceramiczne
Chleb pszenny z dodatkiem czarnych oliwek z puszki
Jaką patelnię lupić?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Schabowe"
www.kingtrust.to Cloned Cards With Pin Shop Dumps Vaild Sell Good Cashapp Paypal Transfer Wu Money gram payonee
Jak zrobić lody, nie zamarzające na kamień w zamrażarce?
Olej rzepakowy
BEST DUMPS CLONING(www.kingtrust.to ) TRACK 1&2 SITE SEARCH 2023 Go to any ATM and make your cashout

zobacz wszyskie »