Data: 2004-06-05 21:15:40
Temat: Re: Projekt ogrodu - długie
Od: Marta Góra <m...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik T.W. napisał:
> jak to jest, że nasze rodzime ogrody (również dzieła
> znanych projektantów z nazwiskami) można zawsze na zdjęciach
> rozpoznać? Po braku wyrazu, jakiejś takiej nieatrakcyjności, pomimo
> posadzonych bardzo dekoracyjnych roślin...
>
W wielu europejskich krajach projektowanie to wielowiekowa tradycja,
latami wypracowany styl, wyssysany z mlekiem matki. Zapewne jest tam
więcej dobrych projektantów niż u nas - gazety zamieszczają projekty
tych naprawdę najlepszych. I zdjęcia najlepszych fotografików.
U nas się pstryka zdjęcie i już. Tam sie czeka godzinami na odpowiednie
światło, 'czesze' roślinki, nabłyszcza, skarla itd itd...
To wielki biznes, liczony w miliardach funtów czy euro. U nas ciągle
jeszcze raczkujący i zupełnie nieporównywalny.
Zapewne stąd ten dysonans, który tak Cię razi.
W WB wydawca zapłaci krocie za dobre zdjęcie a rzesza czytelników poleci
na zakupy do sklepów tworząc namiastkę angielskiego ogrodu. Nuworysze
złożą zamówienia na projekt u projektanta z 'nazwiskiem' i tak się
bedzie kręcił ten biznes.
Którego projektanta w Polsce stać by zaprojektować na wystawę ogród za
300 tys funtów? Tam na nazwisko pracuje się latami, praktykuje u mistrzów.
I którego Polaka stać by wydać takie krocie na ogród ( 15 bodziszków z
odmiany po 8 zł/szt).
Dlaczego miliony kobiet na świecie kupują perfumy z nazwiskami
projektantów wielkich domów mody i płacą za nie równowartość rocznej
średniej krajowej w Mozambiku (bez obrazy dla Mozambiku, bo wzrost
gospodarczy mają trzykrotnie wyższy niz Polska)? Dla zapachu? Po co
skoro za jedną trzecią mogą nabyć doskonałą podróbkę. Kupują złudzenia i
namiastkę luksusu. Bo żadnej z nich nie stać na ekskluzywne ciuchy po
kilkadziesiąt tysięcy euro.
Podobnie jak z ogrodami, było z projektowaniem wnętrz, ubrań itd, itd.
Przypomnij sobie zdjęcia z siermiężnych lat 80-tych czy początku 90-tych.
Przeglądając teraz dobre czasopisma dochodzę do wniosku, ze w tych
dziedzinach nie mamy się czego wstydzić.
I analogicznie, kilku nuworyszy zamówi te projekty a reszta rodaków
wsiądzie w swoje fiaciki, peżociny i inne renówki ruszajac na podbój
marketów bo akurat jest wyprzedaż.
Kuzynka mojej przyjaciółki - malarka przymierała głodem w Warszawie,
wyjechała za granicę - zrobiła tam karierę. Wróciła po latach
triumfalnie ze swoimi obrazami - na zaproszenie Zachęty. Wróciła jako
dojrzła artystka. Dość zamożna artystka.
Nie jesteśmy narodem beztalenci i leni, tylko jakieś kompleksy w nas
drzemią niepotrzebnie. Zbyt wielu pamięta mydełka Fa - szczyt luksusy za
dewizy i bony.
Na szczęście wchodzą przebojem młodzi, gniweni, utalentowani.
Pozdrawiam
Marta
|