Data: 2002-02-27 23:16:26
Temat: Re: Religia, zasady z "dobrego domu", fanatyzm - jak z tym walczyc?
Od: p...@u...gda.pl (Dawid)
Pokaż wszystkie nagłówki
On Wed, 27 Feb 2002 22:29:56 +0100, "Saulo" <d...@w...pl> wrote:
>Zakładasz milcząco, że matka jest niereformowalna.
Niedokladnie. Zakladam, ze w obecnej sytuacji autor postu nie ma
mozliwosci wplynac rozmowa na zachowanie matki.
Wymyslilem sobie wlasnie taka oto "teorie komunikacji" - liste
czynnikow, ktore wplywaja na sukces "przekonywania kogos do czegos" w
kolejnosci od najwazniejszego do najmniej waznego:
Zal. mamy do czynienia z dwiema stronami zdolnymi do logicznego
myslenia.
1. Zasada zalezy mi na tym, o czym mamy rozmawiac (Czemu Cie slucham?)
2. Zasada niezaleznosci osob zangazowanych. (Odebranie ataku
zewnetrznego)
3. Zasada wolnego otwarcia sie (Odebranie ataku wewnetrznego)
A teraz po kolei tlumacze.
1. Matce nie zalezy na sluchaniu jakiegos tam chlopaka. Zalezy jej
hipotetycznie na szczesciu corki i realizuje je we wlasciwy sobie
sposob. I zaden kilkadziesiat lat mlodszy czlowiek, ktory zna jej
corke bardzo krotko i nie wie nic o zyciu nie bedzie mowil jej co i
jak.
W terapii warunek ten bylby rownoznaczny z checia powrotu pacjenta do
zdrowia lub zmiany przeszkadzajacego mu w zyciu elementu wlasnego
zachowania.
2. Nie ma tu niezaleznosci
Corka pozostaje od niej uzalezniona finansowo koniec i kropka. W
momencie gdyby potrafilaby sie sama utrzymac lub jej chlopak by ja
utrzymywal mogliby rozmawiac z wolnej stopy. W takiej sytuacji gdyby
matce zalezaloby na corce zmuszona bylaby ja wysluchac i nie moglaby
sie chowac za typowymi rodzicielskimi argumentami. Byliby po prostu
dwojka "doroslych", samodzielnych ludzi, ktorzy szukaja kontaku, a
wiec jedna i druga strona musialaby wysluchac sie nawzajem.
Skonczylyby sie argumenty "18 lat", "pod moim dachem", "poki tu
jestes"...
Warunek ten eliminuje z dyskusji ataki niezwiazane z tematem
skierowane przeciwko "terapeucie". Poniewaz osoby sa od siebie
niezalezne, wiec dyskusja nad tematem nie moze zamknac sie rzuceniem
"jestes glupi", "masz krzywe zeby" albo "poki ja place bedziesz robic
jak chce". Kazdy taki atak mozna sparowac, w przypadku osob rownych w
sensie powyzszej zasady, mowiac "to nie jest na temat, nie bede
kontynuowal dyskusji" i jezeli osoba na ktora chcemy wplynac spelnia
warunek 1, to zostaje jej wybor albo atakowac i narazic sie na ryzyko,
ze dyskusja zostanie przerwana albo wrocic do tematu.
3. Nawet gdy sluchasz kogos, kto mowi o czyms co dla ciebie wazne i
nie mozesz uzyc argumentow z punktu 2, tzn. zaatakowac go wprost
slowami, to jeszcze zostaje ci obrona wewnetrzna (rownowazna z
atakiem) tzn. mozesz myslec o danej osobie zle, o jej pogladach zle,
albo nawet "co z tego, ze ma racje, ja tez ja mam") - mowiac inaczej
starasz puszczac sie jej slowa mimo uszu.
A o tym nie mamy pojecia w obecnej sytuacji. Chodz mozna zalozyc, ze
to tez trzeba byloby probowac przezwyciezyc.
To taki draft od reki :) Moze nie dopracowany, ale chyba przedstawia
moj punkt widzenia.
Wiekszy efekt wplywu na matke szanownej lubej moglby miec ksiadz
(skoro korzysta z religijnych argumentow) lub chocby rodzice chlopaka
(jako osoby w podobnym wieku, ktore w jakis sposob "gwarantuja"
dojrzalosc swego syna), etc..
W chwili obecnej on stoi na z gory przegranej pozycji, a dziewczyna
swoja juz dawno przegrala, skoro nie postawila sie wczesniej i w domu
gra role pewnego rodzaju popychadla.
>Wiem, że to najbardziej prawdopodobne, ale czy nie warto jednak przynajmniej
>spróbować sprawić, żeby zobaczyła to, co się wokół niej dzieje troche
>mądrzej niż do tej pory?
Zgadzam sie. Jesli skonczy sie tylko na zrozumieniu sytuacji to jestem
za. Tylko, ze mlody wiek to okres buntownicznej energii, moze miec
czesciowa racje nazywajac swoja matke "okrutna dewotka" i wynoszac
sie z domu, ale co jej to tak naprawde da?
Natomiast jezeli zrozumie sytuacji, to na pewno bedzie to dla niej
bardzo bardzo dobre. Latwiej "wydorosleje" i uniezalezni sie od
wplywow matki po wyjsciu z domu. Mozliwe tez iz latwiej bedzie jej
zaakceptowac panujaca sytuacje.
>Nie sądzisz, że gdyby się to jakimś cudem (mądrym sposobem) udało, byłoby to
>wspaniałym przeżyciem dla wszystkich zaangażowanych stron i procentowałoby w
>przyszłości?
Na pewno tak. Ale nie odwazylbym sie na ryzyko w obecnej sytuacji. Tu
najbardziej moze ucierpiec ta dziewczyna. Jesli cokolwiek bym probowal
robic, to starac sie Jej pomoc stanac na wlasne nogi po osiagnieciu
pelnoletnosci.
>Dlaczego nie można potraktować tej kobiety jak każdego normalnego (myślącego
>i czującego) człowieka, którego można do czegoś przekonać, tylko koniecznie
>trzeba w niej widzieć władcę absolutnego, którego dekrety są niezmienne i
>można co najwyżej schronić się poza zasięgiem ich obowiązywania?
Alez ja nie widze w niej wladcy absolutnego, choc podejzewam, ze
akurat w domu moze nim byc. Ja jestem pewien, ze gdyby usiasc z nia,
spokojnie porozmawiac, to udaloby sie cos wypracowac. Ale to nie jest
takie hop siup :)))) I obawiam sie, ze lezy to poza zasiegiem chlopaka
i dziewczyny. Choc moze dziewczyna moglaby tu cos wskorac... nie wiem
nie mam bladego pojecia :) Operuje statystyka, cuda zostawiam innym :)
BTW. Wielu genialnych ludzi i wielkich artystow zylo w krajach
rzadzonych przez wladcow absolutnych i nie przeszkadzalo im to byc
soba. Nie trzeba sie chowac :) Gdy idziesz i spadnie na Ciebie deszcz
nie trzeba sie chowac pod najblizszy okap, ani rzucac w niego
przeklenstwami, wystarczy zaakceptowac i isc dalej :) A jesli
wczesniej ktos pomogl nam zrozumiec pogode, to moze nawet bedziemy
mieli przy sobie parasol tego dnia? :)))
pozdrowienia,
Dawid
ICQ: 16199503
|