Data: 2015-09-15 21:26:30
Temat: Re: Sushi i ryby świeże
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ghost napisał:
>> Nie tylko dla środkowego. Raz mi się udało wypatrzeć gdzieś w tłumie
>> "bladą twarz". I też zostałem wypatrzonym. To był powód, by pchać się
>> na drugą stronę ulicy, żeby się przywitać. Coś jak przypadkowe
>> spotkanie dwóch podróżników gdzieś w amazońskich lasach. Ten drugi
>> był z Irlandii czy też ze Szkocji. W każdym razie daleki od środka.
>
> Rzadko wychodziłeś w "miasto"? Bo w Japonii trzeba mieć sporego pecha,
> by czuć się niesamowicie samotnym jako biały - wielokrotnie spotykałem
> nawet Polaków. W Chinach owszem, to może być problem.
Można powiedzieć, że cały czas na ulicy. I owszem, zdarzało mi się być
w miejscach, gdzie dość jest międzynarodowo. Znajome hipsterstwo też to
mówi na przykład o Tokio. Ale miejsce do mieszkania trafiło mi się takie,
że ani ani. Co u mnie ponadnormatywnego uczucia samotności wcale nie
wywołuje. Ten Irlandczyk, czy kto on tam był, w każdym razie europejski
wyspiarz, jak mnie już dopadł, to zaczął od tego, że czuje się jak
Robinson Crusoe i że już myślał, że on sam jeden tu. Jemu chyba to jakoś
bardziej doskwierało. Rację więc mają ci, co mówią, że jeśli wydaje ci się,
że już wreszcie rozumiesz Japonię, to znaczy, że niczego nie rozumiesz.
My dwaj po prostu innymi drogami chadzamy. Co mnie specjalnie nie dziwi.
U mnie nie było w hotelu wrzeszczących Niemców. Ani zupek nalewanych z
kranika przy szwedzkim stole.
>> inaczej. Tu będzie napis "Roma", gdzie indziej "Rzym" -- i weź tu się
>> domyśl, że obie drogi prowadzą w to samo miejsce.
>
> Koloryzujesz, skoro w Japonii często (zwłaszcza na dworcach) są równoległe
> napisy po koreańsku, chińsku i japońsku, niby czemu miałoby ich dziwić,
> że w Europie są różne języki?
Nie dziwić. Chiński od Koreańskiego, to nawet ja na pierwszy rzut oka
odróżnę. Japoński też. Napisów w języku innym niż tubylczy (również
przy kolei) nie stwierdziłem. Nazwy miejscowe pisane naszym alfabetem,
to tak. Ale to notacja Hepburna, a nie inny język. W metrze owszem,
gadali przed przystankiem po angielsku. Ale niewiele. Więc ich to nie
tyle dziwi, co powoduje zagubienie -- oni tu u nas nie wiedzą w jakim
co jest języku.
Znajomy, który włada japońskim niemal natywnie (nie że z rodzinnych
powodów, czy cóś -- już w szkole podstawowej coś mu do łba strzeliło,
by się takiego języka uczyć, więc się nauczył; ale on ma niebywały
talent do języków), więc jak ów znajomy pojechał pierwszy raz do Chin,
to stwierdził, że gdy patrzy na te krzaki w gazetach czy na ulicy, to
blisko połowę z nich rozumie. I już w jakieś pół roku nauczył się używać
pisma komunikatywnie, a i pogadać trochę pogadał. Teraz mówi już biegle.
Tam nie ma aż takiej bariery, w tej Azji (choć nie wiem, czy przeciętny
Japończyk jest tak bystry w swych skojarzeniach, jak kolega M.).
--
Jarek
|