Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!newsfeed2.atman.pl!newsfeed.
atman.pl!goblin2!goblin.stu.neva.ru!ecngs!feeder2.ecngs.de!87.79.20.101.MISMATC
H!newsreader4.netcologne.de!news.netcologne.de!news.tele.dk!feed118.news.tele.d
k!postnews.google.com!m8g2000yqo.googlegroups.com!not-for-mail
From: Voyager <r...@g...com>
Newsgroups: pl.sci.filozofia,pl.sci.psychologia
Subject: Re: Synchroniczność lub koincydencja
Date: Wed, 13 Jun 2012 06:16:11 -0700 (PDT)
Organization: http://groups.google.com
Lines: 90
Message-ID: <7...@m...googlegroups.com>
References: <d...@h...googlegroups.com>
<jr9vda$luk$1@inews.gazeta.pl>
<7...@y...googlegroups.com>
NNTP-Posting-Host: 65.255.37.137
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
X-Trace: posting.google.com 1339594207 15951 127.0.0.1 (13 Jun 2012 13:30:07 GMT)
X-Complaints-To: g...@g...com
NNTP-Posting-Date: Wed, 13 Jun 2012 13:30:07 +0000 (UTC)
Complaints-To: g...@g...com
Injection-Info: m8g2000yqo.googlegroups.com; posting-host=65.255.37.137;
posting-account=oxm6WwoAAABbNq-FrLxteMJGewUj6LHu
User-Agent: G2/1.0
X-HTTP-UserAgent: SAMSUNG-SGH-i900/1.0 (compatible; MSIE 4.01; Windows CE; PPC)/UC
Browser7.8.0.95,gzip(gfe)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.filozofia:214462 pl.sci.psychologia:637158
Ukryj nagłówki
Jechała wraz ze mną Szkotka, młoda, dość szpetna, z którą się
zaznajomiłem i
przegadaliśmy sporą część nocy. Już nie pamiętam marszruty pociągu,
ale okazało się że nasze drogi się rozchodzą, bodaj w Perpignam--- na
tą wiadomość moja Szkotka wykrzykneła z zachwytem, że nareszcie
znalazła kogoś komu może się zwierzyć--- kogoś z kim dobrze się
rozmawia, a kogo nigdy w życiu się nie zobaczy--- bo ona jechała na
krótkie wakacje nad morze a potem wracała do Szkocji, dokąd ja napewno
się nie wybiorę--- i niewiele myśląc przystąpiła do szczegółowych
konfidencji, które rzeczywiście były potworne, gdyż w tej rodzinie
działy się rzeczy dalekie od przyzwoitości, a w tych
nieprzyzwoitościach moja Szkotka brała czynny udział. Pożegnaliśmy się
w Perpignam-- ale na tym nie kończy się dziwność tej historii.
Coś koło południa dotarłem do celu, a mianowicie do Le Boulou,
małego
uzdrowiska w Pirenejach. Następny dzień pochłoneła mi w znacznej
części gra w bilard z tubylcami [ kiedyś język mi się skręcił i
powiedziałem do francuzów, tubylcy, ku ogromnej ich wesołości i tak
pozostało], to jest z proletariatem jeżdżącym prawie bez wyjątku na
rowerze i tak mocnym w sporcie bilardowym, że z biedą udało mi się
wykazać, że i Polak nie w kij dmucha. Ale bliskość morza śródziemnego,
którego dotąd moje oczy nie widziały, zaczeła mnie niepokoić--- ta
thalassa była niedaleko, niespełna 30 km, a droga wiodła z pieca na
łeb gdyż góry kończyły się tuż nad morzem--- równia pochyła, dzięki
której zwykły rower awansował do roli motocykla.
Kiedy więc dowiedziałem się, że w najbliższą niedzielę moi bilardowi
towarzysze wybiorą się na plażę do Banylus, wynająłem rower i wczesnym
rankiem wyruszyliśmy całą kupą po szosie uciekającej w dół. Wspaniała
wyprawa, pełna poezji trudnej do oddania, bo utkanej z nieznacznych
szczegółów, tonącej w słońcu. Moja kompania nie była starsza ode mnie,
krzepiliśmy się pomarańczami, bananami i winem, więc zjazd do Banylus
odbywał się w coraz dziwniejszych zygzakach i w końcu tak byłem
zalany, że dojechawszy do miejsca przeznaczenia ani rusz nie mogłem
sobie przypomnieć jak się zsiada z roweru i jeździłem w kółko po placu
głowiąc się rozpaczliwie jakby tu zrobić aby rower stanął i żeby z
niego zsiąść.
Czwartego dnia zawitało
wytchnienie, słodycz i radość, ptaki się odezwały, ja zaś w najlepszym
chumorze wałęsałem się po plaży w towarzystwie panienek z mego
pensjonatu, gdy wtem....ha! Moja Szkotka! Ta z pociągu! O dwadzieścia
kroków siedząca na piasku! Na mój widok zalała się krwią---ja,
niestety, łatwo się rumienię i na widok jej pąsów stałem się, jak
pomidor. A towarzyszące mi dziewczę zauważyło nie bez złośliwości;---
To państwo się znają!
Nie było rady, w Banyuls wszyscy się znali więc nawet gdyby nas nie
zdradził rumieniec trudno by nam przyszło uniknąć zbiżenia. Tego
samego wieczoru braliśmy udział w spacerze na skały, a w ciągu dnia
ciągle stykała nas plaża. Oczywiście dla niej było to o wiele
bardziej żenujące, niż dla mnie--- biedaczka, gdy jej powiedziałem w
pociągu że jadę w góry, była pewna że mnie więcej nie zobaczy, bo
jechała nad morze --- ale zapomnieliśmy oboje, że tu góry i plaża są w
bezpośrednim sąsiedztwie. Ale najgorsze, że ciągle oblewała się
krwawym rumieńcem, co i mnie pobudzało do czerwienienia się --- byle
słówko, wyglądające na aluzję do tamtej rozmowy, a już krew nas
zalewała.
Po dwóch dniach miałem dość i postanowiłem opuścić Banyuls.
Przeniosłem się z manatkami do pobliskiego Vernet-les-Bain,
miejscowości piękniejszej od Le Boulou. Dobrze. Nie wymagam od nikogo
aby mi wierzył; Nazajutrz rano, wyszedłszy z hotelu zamieniłem się w
najczystszą czerwień a przede mną wytryskał inny potok krwi --- po
uszy czerwona, ona, Szkotka, wysiadająca z autobusu z walizkami.
|