Data: 2010-02-09 12:56:25
Temat: Re: Uczciwość małżeńska
Od: "Qrczak" <q...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W Usenecie Reda rt <p...@o...eu> tak oto plecie:
>
>
> Użytkownik "Marchewka" <s...@g...pl> napisał w
> wiadomości news:hkrh00$1cr$1@inews.gazeta.pl...
>> Reda rt pisze:
>>> Użytkownik "Marchewka" <s...@g...pl> napisał w
>>> wiadomości news:hkrfu8$r63$1@inews.gazeta.pl...
>>>> Reda rt pisze:
>>>>> Nie wiem, czy to coś da:
>>>>> Message-ID: <hk153f$tcc$1@news.onet.pl>
>>>>
>>>> Znalazlam wczesniej. Bardzo mnie zaskoczylo, ze tak otwarcie i
>>>> szczerze tu o tym piszesz. Zwlaszcza w odpowiedzi do tak
>>>> nieprzychylnego interlokutora...
>>>> Znam podobna historie. Facet sie zakochal. Byl bliski skonsumowania
>>>> romansu, powaznie rozwazal opuszczenie rodziny. Jednak malzenstwo sie
>>>> nie rozpadlo. Podobno teraz jest tak dobrze, jak na pocz. zwiazku (20
>>>> lat temu). Okazalo sie, ze zona b. go kocha, czego wczesniej mu nie
>>>> komunikowala. Jednak teraz ma wobec niej dlug wdziecznosci i dosc
>>>> wyraznie widac, ze takze moralniaka - ze nie kocha jej tak samo mocno,
>>>> jak ona jego.
>>>
>>> No ja nie mam takiego 'moralniaka' ;))) Co najwyżej czujęzażenowanie
>>> lekkie, jak sobie siebie przypominam z tamtego okresu,
>>> jak 'mnie wzięło' i straciłem w ogóle poczucie rzeczywistości.
>>
>> Wiem, ze facetow (zwlaszcza w tzw. okresie drugiej mlodosci) dopadaja
>> takie emocje. Zastanawiam sie, czy udane pozycie jest tu buforem. Czy
>> moze jednak sprawa dotyczy w znacznie wiekszym stopniu osoby, ktorym
>> sie w zwiazku nie wiedzie?
>>
>>> W ogóle jakoś nie rozpatruję aspektu w ujęciu 'kto kogo bardziej'.
>>
>> To byl taki skrot myslowy. Uczucia sa przeciez niemierzalne.
>> Chodzilo mi o to, ze on chyba chcialby ja tak bardzo kochac, zeby sie
>> czuc komfortowo w tym malzenstwie. A tak nie jest.
>>
>>> Moja żona miała bardzo konkretny udział w całym procesie uzdrawiania
>>> małżeństwa i też miała swoje 'do roboty' tylko w innej płaszczyźnie
>>> (nadmierna kontrola).
>>> Ja bym się tym 'moralniakiem' trochę martwił - facet ma jakąś
>>> słabość po prostu i nie czuje się partnerem. Jak nie czuje
>>> się partnerem (w tak generalnim ujęciu, nie w jakimś aspekcie),
>>> to IMHO układ jest jakoś tam cały czas niestabilny, facet z czymś
>>> w sobie ciągle walczy i żona może być stroną wzmacniajacą
>>> ten kompleks. Ale być może jest to po prostu taka ich "stała
>>> gra", której już nie należy 'rozbijać'. Nie ma co przedabrzać.
>>
>> Piszesz o nim tak, jak bys go dosc dobrze znal... Facet ma dodatkowo
>> problem kliniczny. Ktory, w moim odczuciu, moze wynikac wlasnie z tej
>> sytuacji (prawie romans).
>
> Postaram się coś napisać, ale teraz niestety, zupełnie nie mam czasu,
> więc tylko czytam ... ;)
Tak. Zauważyłam. Im bardziej jesteś zajęty, tym bardziej Cię tutaj zauważam.
Qra
|