Data: 2003-09-28 13:10:44
Temat: Re: Upgrade Niech żyje sztuka
Od: Amnesiak <amnesiac_wawa@_zero_spamu_poczta.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
On Sun, 28 Sep 2003 11:59:57 +0200, "bazyli4" <b...@p...onet.pl>
wrote:
>Czy masz jakiś sposób na określenie wszystkich antecendensów danej
>sprawy, aby można było powiedzieć, że owa cnota roztropności wyczerpała
>możliwość rozeznawania się w jakiejś konkretnej sytuacji? Boć nawet
>laplacowski demon tego chyba, nawet w teorii, nie jest w stanie
>osiągnąć. Wówczas można by powiedzieć, że człowiek zawsze, wypełniając
>jakiekolwiek zadanie, wytwarzać będzie zło, jako że nie ma
>wystarczającego wglądu w sytuację.
Tak. Powiem więcej: nawet gdyby udało się "doskonale rozeznać się", to
i tak nie uchronilibyśmy się przed złem. Dlaczego? Bo wartości są ze
sobą sprzeczne: broniąc jednej, poświęcamy drugą. Zaiste dramatyczna
jest kondycja człowieka na tym padole łez. ;-) Nie można jednak mówić,
że poświęcamy etykę, by ratować jakieś dobro. Poświęcamy jedno dobro,
by ratować inne. Jedno i drugie jest przez zasady etyczne okreslone.
>Oczywiście jeśli zapomni się o czysto
>relatywnych pojęciach: "dobro" i "zło". Boć i cnota dla każdego może być
>czym innym.
Relatywizacja pojęć etycznych nie musi jednak sięgać jednostek.
Powiedziałbym raczej, że cnota *dla każdej społeczności* może być inna
(i zwykle jest).
>Jak jednak pratyka społeczna pokazuje, nieustannie trwa walka pomiędzy
>utylitarystami i pragmatykami, a zwolennikami "wiecznych zasad".
I ja sam biorę udział w tej walce.;-)) Jakaś siła wyższa wyznaczyła mi
psp - jako teren zmagań o porzucenie mrzonek o "wiecznych zasadach".
;-) Pierniki nazywają nas "masonami". ;-))))))))))))
>Oprę się na jeszcze innej zasadzie: powiedzmy, że chrześcijanin, w myśl
>wypełnienia nakazów moralnych, jakoż i zakazów etc... posiadający coś,
>co się nazywa etyką chrześcijańską, bić się będzie o zachowanie życia
>własnego brata, na którego dybią zastępy różnych jednostek i całych
>grup. Niedoskonałość obserwacji pola sprawia u tegoż chrześcijanina, że
>obroni on swego brata, a ten za tydzień wysadzi jakieś duże miasto w
>powietrze. Idąc tropem Arystotelesa, trzebaby powiedzieć, że cnoty w
>chrześcijaninie nie ma, rozpoznanie pola zawiodło i narobił on tylko
>wiele zła w imię wyższości pewnych wartości naczelnych,
Po pierwsze, uważam, że nie istnieje coś takiego, jak etyka
chrześcijańska. Chrześcijańskie prawdy wiary współistnieją z bardzo
rozmaitymi systemami etycznymi. Chrześcijaństwo przeżyło już
niezliczoną liczbę takich systemów. Oczywiście miało istotny wpływ na
nie, ale trudno nie zauważyć, że etyczna wykładnia tej religii zmienia
się w czasie (= dostosowuje się do zmieniających się wartości). Po
drugie, uważam, że Twoja niby-Arystotelesowska diagnoza opisanego
przypadku jest zasadniczo trafna. Tyle, że ów chrześcijanin
doprowadził do zła nie dlatego, że postąpił etycznie, zamiast
nie-etycznie, tylko dlatego, że ze dokonał niewłaściwego wyboru
spośród wartości etycznych.
>Moja myśl jest tu inna... że powrócę do sprawy pierwotnej... większość
>ludzi myślących o normach etycznych, które wprowadzają we własne i w
>innych życie... myśli o nich jak o czymś trwałym... taka moralność jako
>duchowy kręgosłup postępowania jednostki... otóż uważam, że konsekwentne
>trzymanie się tak obranej drogi przynosi zło...
Do tego nie musisz mnie przekonywać. Uważam wręcz, że już sama
świadomość istnienia "wiecznych wartości" jest - z etycznego punktu
widzenia - szkodliwa.
--
Amnesiak
------
"Człowiek jest miarą wszystkich rzeczy."
Protagoras
|