Data: 2003-09-28 09:59:57
Temat: Re: Upgrade Niech żyje sztuka
Od: "bazyli4" <b...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Amnesiak" <amnesiac_wawa@_zero_spamu_poczta.onet.pl> napisał
w wiadomości news:jv8dnvo23tu0o34s2o289ec4vul6ao2pv4@4ax.com...
> Ale osoba, która zajmuje jakieś stanowisko bez wcześniejszego
> rozpoznania pola działania, postępuje nieetycznie. I stąd to zło. Vide
> Arystoteles: nie posiada cnoty etycznej ten, kto nie ma cnoty
> roztropności (= umiejętności właściwego rozeznania się w sytuacji).
> Mam wrażenie, że mylisz etykę z jakimiś abstrakcyjnymi zasadami.
Czy masz jakiś sposób na określenie wszystkich antecendensów danej
sprawy, aby można było powiedzieć, że owa cnota roztropności wyczerpała
możliwość rozeznawania się w jakiejś konkretnej sytuacji? Boć nawet
laplacowski demon tego chyba, nawet w teorii, nie jest w stanie
osiągnąć. Wówczas można by powiedzieć, że człowiek zawsze, wypełniając
jakiekolwiek zadanie, wytwarzać będzie zło, jako że nie ma
wystarczającego wglądu w sytuację. Oczywiście jeśli zapomni się o czysto
relatywnych pojęciach: "dobro" i "zło". Boć i cnota dla każdego może być
czym innym.
> No bo w istocie zasady etyczne nieustannie się zmieniają. Równolegle
> ze zmieniającym się "polem działania".
Jak jednak pratyka społeczna pokazuje, nieustannie trwa walka pomiędzy
utylitarystami i pragmatykami, a zwolennikami "wiecznych zasad".
Oprę się na jeszcze innej zasadzie: powiedzmy, że chrześcijanin, w myśl
wypełnienia nakazów moralnych, jakoż i zakazów etc... posiadający coś,
co się nazywa etyką chrześcijańską, bić się będzie o zachowanie życia
własnego brata, na którego dybią zastępy różnych jednostek i całych
grup. Niedoskonałość obserwacji pola sprawia u tegoż chrześcijanina, że
obroni on swego brata, a ten za tydzień wysadzi jakieś duże miasto w
powietrze. Idąc tropem Arystotelesa, trzebaby powiedzieć, że cnoty w
chrześcijaninie nie ma, rozpoznanie pola zawiodło i narobił on tylko
wiele zła w imię wyższości pewnych wartości naczelnych, z którymi toczę
tu spór, ajko że nie widzę możliwości istnienia trwałcyh wartości
głównych w jakimkolwiek systemie, na których możnaby się oprzeć w jakimś
rozsądnie długim okresie historycznym.
Moja myśl jest tu inna... że powrócę do sprawy pierwotnej... większość
ludzi myślących o normach etycznych, które wprowadzają we własne i w
innych życie... myśli o nich jak o czymś trwałym... taka moralność jako
duchowy kręgosłup postępowania jednostki... otóż uważam, że konsekwentne
trzymanie się tak obranej drogi przynosi zło...
Pzdr
Paweł
|