Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not
-for-mail
From: "kolorowa" <v...@a...pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: Uzupełnienie (2) i podsumowanie - kryzys z 17 latkiem
Date: Fri, 6 Feb 2004 10:34:22 +0100
Organization: news.onet.pl
Lines: 106
Sender: v...@a...pl@ns.lech.kso.pl
Message-ID: <bvvmv3$e9v$1@news.onet.pl>
References: <bvhgf5$ke5$1@atlantis.news.tpi.pl> <bvoelq$n8h$1@atlantis.news.tpi.pl>
<bvrrhv$hq7$1@news.onet.pl> <bvumct$a1a$1@atlantis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: ns.lech.kso.pl
X-Trace: news.onet.pl 1076059939 14655 217.96.18.98 (6 Feb 2004 09:32:19 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 6 Feb 2004 09:32:19 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2800.1106
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2800.1106
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:53912
Ukryj nagłówki
Użytkownik "jerzyg" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:bvumct$a1a$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Nela napisała : "Właśnie te małe jego starania musisz nauczyć się
> dostrzegać. Milcz, albo mów o nim dobrze."
> Niestety, wbrew temu, co piszecie coraz cześciej musze milczeć. I to nie
> dlatego, że nie chcę chwalić, ale po prostu trudno mi znaleźć te pozytywy.
Jeden pozytyw zawsze się znajdzie: masz syna. No chyba, że nie cieszy się
fakt, że on jest i za każdym razem, kiedy na niego patrzysz, żałujesz, że go
masz.
Domyslam się, że nie żałujesz. A czy nie patrzysz na niego tak, jakbyś
żałował? Bo przecież trudno jest patrzeć z radością na to, co on robi. Tylko
że Twój syn Twój syn może Cię kojarzyć głównie z tym żalem. IMO ważne jest
pierwsze spojrzenie, jakim powitasz syna, pierwszy gest. Niech on będzie
gestem radości, że go widzisz, a nie gestem strachu, co on tym razem
zmalował. Dopiero potem, kiedy coś Cię zmartwi - wtedy dopiero jest moment
na zmrtwienie. To, co uważam za bardzo istotne: martwić należy się za
siebie, nie za dziecko. Jeśli dziecko ma dorosnąć, niech też martwi się za
siebie. Nie za mamusię czy tatusia. Inaczej wpędza się w poczucie winy, że
ono całe jest zmartwieniem. Nie trzeba decydować za niego, co jest jego
krzywdą i co powinien czuć. Chodzi o odseparowanie rodzicielskich i
synowskich uczuć tak, żeby on wiedział, które są jego.
> Dzisiaj np. wszedł na balkon na pierwsze piętro, bo nie powiedział nikomu,
> że wychodzi, a klucz zgubił. My wyszliśmy później z domu, myśląc, że jest
w
> środku, a on kiedy wrócił przy okazji pobrudził butami ścianę. Pozytyw na
> dziś? Że wrócił przed 19? Naprawde trudno.
Wyczyścił?
> Naprawdę, chcemy i w dużym stopniu możemy mu pomóc, a przynajmniej
mogliśmy
> kiedy to jeszcze miało sens (w szkole).
Fakt: chłopakowi potrzebne jest poczucie sensu w tym, co robi.
> Taka odpowiedź pada zreszta na pytania "Jak byś chciał żeby
> było", więc nie bardzo widzę droge do działań na tym polu.
Jeśli on nie wie, jak by chciał, żeby było, to najwyraźniej już dawno się
tym zagadnieniem nie zajmował. Czyim chceniem w takim razie się zajmował?
Z odnalezieniem jego chęci pewnie nie pójdzie tak szybko jak, byście
chcieli. Pamiętacie, co on lubił robić, jak był mały? Co sprawiało mu
radość?
> Ja uważam, że dla niego
> psychoterapia to sposób na zyskanie życzliwego słuchacza, powiernika.
> Takiego, któremu można pożalić się, ale nie koniecznie pozwolić powiedziec
> sobie prawdę. Dlatego nie chce dopuścić konfrontacji z naszymi opiniami i
> realcji o rzeczywistych okolicznościach.
Wcale nie jestem tego pewna. Sądzę, że raczej obawia się tego, iż wysyła się
go do psychoterapeuty, bo jest zepsuty i trzeba go naprawić. Dobrze byłoby
go przekonać, że psychoterapeuta jest po to, żeby mu służyć pomocą, a nie po
to, żeby go w jakikolwiek sposób zmieniać. Ten psychoterapeuta jest także po
to, żeby mu pomóc znaleźć to, co sprawia mu radość, co chciałoby mu się
chcieć.
To nie będzie wyglądało jak sąd, który przyzna rodzicom rację, że faktycznie
ten syn knoci to czy tamto.
> Mam pytanie do Was, którzy piszecie o konieczności miłosci i wsparcia. Czy
> są rzeczy, na które nie dalibyście mimo wszytko zgody? Czy uwazacie, że
"są
> granice, których przekraczać nie można"?
Oczywiście: nie wolno robić drugiemu człowiekowi krzywdy. Nie chciałabym
też, żeby moje dziecko robiło krzywdę sobie. Ale czy pozwoliłabym? Zależy od
stopnia Czy rodzina jest dla Was pojęciem absolutnym wymagającym całkowitego
> poświęcenia i ofiary, aż do zwycięstwa lub ostatecznego upadku...?
>
> I jeszcze pytanie do tych, z drugiej strony : Czy uważacie, że oprócz
> zamknięcia drzwi i wyprawienia w świat z przysłowiowym węzełkiem na kiju,
są
> jakieś pośrednie stopnie separacji, czy też wprowadzania w świat? Jak
> pisałem dzisiaj on ponosi wszystkie konsekwencje materialne swojego braku
> poszanowania swojej własności (zepsuł - nie ma nowego), a przyjemności
typu
> internet, kasety, płyty, imprezy, papierosy, McDonalds, piwo pokrywa z
> kieszonkowego. Niestety, kiedy mu to nie wystarcza, w obliczu jak sam
nazywa
> "konieczności" po prostu bierze bez pytania pieniądze z naszych portfeli.
>
> A na koniec pytanie o celowość budzenia ambicji i stawiania pozytywnych
> wzorców: Co można zrobić z młodym człowiekiem, dla którego nie mają
> znaczenia powszechnie akceptowane autoprytety i style życia, dla którego
> pieniądze nie są ani celem ani środkiem, tak długo, jak długo ma
zaspokojone
> podstawowe potrzeby?
>
> Otworzyłem ten wątek z myślą o usłyszeniu kilku rad, pomysłów, jeszcze nie
> nie znanych lub nie wypróbowanych. Z Waszych wypowiedzi wynika, że mam do
> wyboru odciąć go jednoznacznie od rodziny (a może raczej rodzinę od
niego?)
> albo życzliwie być obok, czekając, kiedy nadejdzie czas na naprawienie
> błędów. Być może błędów tych nigdy nie da się naprawić, być może stało się
i
> dzieje każdego dnia coś nieodwracalnego. A może to moim zadaniem jest
> nauczyć z tym żyć i życ razem z synem, właśnie takim jakim jest.
>
>
>
>
|