Data: 2005-01-22 19:39:12
Temat: Re: W RODZINIE...
Od: "iosellin" <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
idiom <i...@w...pl> napisał(a):
> Użytkownik "iosellin" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:csk2mj$38l$1@inews.gazeta.pl...
> > Na pewno nie jedyna. Ale w *niektorych* przypadkach jedyna skuteczna.
>
> Szkoda tylko, że psychologowie są innego zdania niż Ty.
Rozni psychologowie sa roznych zdan :) Moze psychologowie, ktorych sie
radzilas, wybrali zawod psychologa, bo nie byli w stanie zdecydowac sie na
cos innego? ;P
> Weni, to Ty ?? ;)
Pudlo :)
> Nie rozumiemy się, bo jako niedawna uczennica i jako córka nauczycielki i
> jako koleżanka nauczycieli i nauczycielek mam niestety odmienne zdanie
Pewnie dostawalas w szkole kiepskie stopnie i masz uraz ;) coz, bywa. Tak z
ciekawosci, jakie masz wyksztalcenie? I jesli wyzsze, to jakie studia
konczylas?
> (i co
> dziwniejsze - to zdanie podziela kilkoro nauczycieli "starej daty") -
> większość nauczycieli w ostatnich dziesięcioleciach trafiła do zawodu na
> zasadzie negatywnej selekcji - nie byli w stanie zdecydować się na coś
> innego, na inny zawód, więc szli do szkoły.
No popatrz, ja tez jestem corka nauczycielki i znam wielu nauczycieli, do tego
mam wlasne obserwacje z praktyk pedagogicznych i jakos KAZDY nauczyciel
twierdzi, ze obecnie w praca w zwyklym gimnazjum to cos nie do porownania
z czasami sprzed ok. 10 lat. Z powodu niezwykle ordynarnego zachowania
uczniow. A takie zachowanie wynika ze sposobu wychowania stosowanego przez
rodzicow.
>W wielu przypadkach kompletnie
> brakuje im umiejętności pedagogicznych.
Zdarzaja sie i tacy, ktorym brakuje. Jednak za czasow, gdy ja chodzilam do
szkoly, gdy uczen powiedzial do nauczycielki (niechcacy, bo myslal, ze kolega
znow cos od niego chce, nawiasem mowiac, akurat ta nauczycielka nie byla
kims rewelacyjnym i szczegolnie lubianym przez uczniow) "k*.*, spie*.*j", to
zarowno inni uczniowie jak i jego rodzice i inni nauczyciele, byli tym
zbulwersowani. A sam delikwent gleboko zawstydzony. Dzisiaj, gdy uczen powie
tak do nauczyciela, to mowi to na bezczelnego, prosto w oczy, a klasa, poza
nielicznymi wyjatkami, zwykle sie z tego cieszy.
>Są nieudolni, nie potrafią zasłużyć
> na szacunek uczniów, nie mają pomysłu na to, jak do dzieci dotrzeć.
Wielkie ROTFL. Do Ciebie chyba nie dociera, ze dziecko ma sie odnosic z
szacunkiem do *kazdego* doroslego, z ktorym ma stycznosc. Moze sobie nie
lubic, nie zgadzac sie, bac sie, ale szacunek powinno miec wpojony przez
rodzicow. A *zwlaszcza* szacunek do nauczyciela, zeby umozliwic mu prace.
Nauczyciel, jak sama nazwa wskazuje, ma uczyc, a nie zabiegac o szacunek
u dzieci.
Co do nauczycieli, ktorzy nie potrafia trafic do uczniow - jak taki nauczyciel
moze cokolwiek przekazac, jak uczniowie w ogole nie sluchaja i do tego
popisuja sie jeden przed drugim, zamiast skupic sie na lekcji?!
A niestety, program nauczania to program nauczania i nie mozna dzieciom
pod koniec gimnazjum tlumaczyc dodawania na jabluszkach. Sa tematy, ktore
mozna przedstawiac w sposob niekonwencjonalny i zabawowy, ale przeciez nie na
codzien.
> Wśród tej masy jak gwiazdy błyszczą jednostki, które naprawdę trafiły do
> szkoły bo się do tego nadają - i takie osoby raczej nie miewają problemów z
> rozwydrzonymi dzieciakami. Ale są to jednostki.
No coz. Moja mama, pracujac przez ponad 30 lat, radzila sobie z rozwydrzonymi
dzieciakami. Nawet w gimnazjum. Nauczycielka zostala bo chciala, mimo ze
miala mozliwosc wybrania innego, lepszego zawodu. Po kilku latach pracy w
gimnazjum, nabawila sie autentycznego obrzydzenia do sporej czesci uczniow,
mimo ze wczesniej lubila i rozrabiakow, i z pracy w gimnazjum raz na zawsze
zrezygnowala (miala na szczescie taka mozliwosc - nie wszyscy nauczyciele ja
maja). Akurat na lekcji mojej mamy uczniowie zachowywali sie spokojnie, ale
nie bylo dnia, zeby ktos inny, najczesciej pani od matematyki, nie
przychodzil na skarge, ze ktos z klasy, gdzie mama byla wychowawczynia,
nawyzywal owa pania, lub cos jej zabral/oplul ja itp. Wzywani rodzice do
szkoly albo przychodzili z postawa roszczeniowa, ze to wina szkoly, ze zla
pani od matematyki, a ich dziecko jest takie grzeczne, albo sluchali,
rozmawiali (dokladnie jak to w postach wczesniejszych opisywalas, ze tak
nalezy), obiecywali, ze porozmawiaja z dzieckiem (rozmowy sie toczyly w
cztery oczy, bez udzialu dziecka) i dziecko jakis mniej-wiecej tydzien
zachowywalo sie potulnie. Po czym sytuacja wracala do punktu wyjscia.
> Dlatego stwierdzenie, że nauczyciele w naszym kraju to przeważnie
> nauczyciele z powołania brzmi jak żart.
Wiecej w swoim zyciu widzialam nauczycieli dobrych niz zlych. A najwiecej
takich zwyklych - po prostu dobrze wykonujacych swoja prace. I tylko jedna,
jedyna nauczycielke (za czasow, gdy chodzilam do podstawowki, ale mnie ona
akurat nie uczyla) ktora byla naprawde koszmarna, znienawidzona przez dzieci,
rodzicow, nauczycieli i dyrekcje, ale nie do ruszenia, bo miala plecy.
> Jasne - wszyscy nauczyciele - cacy, dzieci - głównie beee :D
Zapraszam do gimnazjum :) Przekonasz sie na wlasne oczy, jakie cudowne sa
teraz "dzieci". I zebys wiedziala, ze bardzo znaczny odsetek jest "bee".
Wiem to zarowno z opowiadan jak i na wlasne oczy sie przekonalam.
> Kulturowo jesteśmy już nieco dalej niż ludy pierwotne i powinniśmy brać to
> pod uwagę. Szkoda, że tego nie zauważasz.
Szkoda, ze tego nie zauwazaja rodzice dzieci, ktore w niektorych wypadkach
zachowuja sie gorzej niz ludy pierwotne. A slowo "kultura" w przytaczanym
przeze mnie nie raz, standardowym gimnazjum - dla znakomitej wiekszosci
uczniow nie istnieje.
> Albo nie znasz znaczenia "bezstresowe wychowanie" (ale wiem, to określenie
> jest ostatnio modne wśród sfrustrowanych nauczycieli) albo nie masz pojęcia
> o tym, jak wychowuję swoje dziecko.
Wiedzialam, ze nie zrozumiesz ;) Nvm.
> > Chyba eot z mojej strony, dalsza dyskusje uwazam za bezcelowa, nie chce mi
> > sie wszystkiego tlumaczyc jak przyslowiowej "krowie na rowie".
>
> Chyba? Może się zdecyduj :D
Moze sie zdecyduje. Jeszcze zobacze :P
> Mam coraz silniejsze wrażenie, że jesteś nowym wcieleniem Weni - ten sam
> brak zdecydowania.
Podejrzewam, ze wiekszosc z tego co piszesz, jest tyle warta, co te
wrazenia ;)
> Bo mnie bawi dyskusja z kimś, kto ma tylko dwa argumenty (nauczyciele mało
> zarabiają, dzieci są wychowywane bezstresowo) i próbuje je przykroić do
> każdego kontrargumentu.
A mnie w sumie jakos szczegolnie nie bawi dyskusja z kims kto nie ma
*zadnych* argumentow i nie rozumie, co sie do niego pisze. Ale coraz bardziej
utwierdzasz mnie w przekonaniu, ze jestes wlasnie taka sfrustrowana,
spieniona mamuska, ktora nie ma za grosz krytycyzmu co do siebie i swoich
dzieci. Zreszta, czy to nie Ty kiedys, juz spory kawalek czasu temu, pisalas
na grupie post w stylu "zabic babcie", bo miala dosc uwag o zlym zachowaniu
jej wnuka a Twojego syna?
ios.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|