Data: 2008-01-23 23:28:52
Temat: Re: Wyjscie z/bez meza
Od: "Iwon(K)a" <i...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Ja tu rzuciłem "Żonie ufam, tylko tym wszystkim facetom dookoła nie" z
> przymrużeniem oka, z czego rozwinął się niezły podwątek.
> A ja nie chodzę, żeby jej pilnować*, tylko dlatego że LUBIĘ z nią
> chodzić i lubię się z nią pokazywać :-) Bo najnormalniej w świecie
> jestem dumny że jest moja żoną (Ach jakież to straszne...)
straszne jest nie wiedziec kiedy przestac byc ogonem w kazdej sytuacji,
bo....ach, kocham szalenie. Ja tez lubie chodzic z TZ ale nie bede szla do
baru z jego kolegami, bo go kocham, i tesknie szalenie, i lubie z nim byc, i 5
minut nie wytrzymam, i on sie usmiechnie do barmanki, a ja go tak kocham, bo
ta reszka i orzelek....no wez przestan. Jak Cie uwazalam za rozsadnego tak
teraz przesadziles. Milosc, ktora ogranicza, i szweda sie doslownie krok w
krok, moze spetac. Nawet jesli lubicie sie tak mizdrzyc krow w krok, ona dumna
z Ciebie, Ty dumny z niej, trzeba miec chyba jakies pare kropel swiadomosci,
ze sa sytuacje kiedy calus za dzrwiami sie zostawia, i sie kocha dalej, a nie
swiat sie konczy.
> 1. Teraz przewrotnie odwrócę sytuację: Czy właśnie usilne chodzenie na
> takie imprezy samemu nie jest objawem braku zaufania do partnera?
> Ani ja ani Aga nie mamy "tajemnic", które mogłyby nas krępować. Skoro
> jak pisze MOLNARKa, co złego jest w tym że się wyznaje stare miłości,
> albo porozmawia się ze starym amantem, to cóż złego będzie w tym, że
> będzie przy tym partner? No chyba że faktycznie ta rozmowa nie jest taka
> niewinna i chce się ją przeprowadzić na osobności. Poza tym kompletnie
> nie trafia do mnie argument, że koleżanka której się nie widziało lat
> dwadzieścia tak strasznie szczerze i głęboko będzie się nam zwierzać, że
> krępować ją będzie obecność naszego partnera.
to z tego, ze spotkanie jest starej bandy, i ze jest takie ustalenie, i
wyglada sie imo jak kretyn z mezem/zona, ktora taaak kocha, ze kroku nie da
zrobic. Gdzie Ty widzisz brak zaufania kiedy sie samemu chodzi. Nie jest
prawda, ze milosc idzie w parze z zazdroscia zawsze. Nie, nie zawsze. Tylko
kiedy nie ma zaufania, wtedy idzie zawsze.
I jak nie moze trafic argumnet, ze osoba obca dla Ciebie, a nie obca dla zony,
bedzie szczerzez sie zwierzac do Ciebie, osoby KOMPLETNIE obcej. Czy maz tam
beton zamiast mozgu? :)
>
> 2. I dlatego ja naprawdę nie widzę powodu dla którego spotkania po
> latach miałyby się odbywać bez osób towarzyszących. Wręcz przeciwnie,
> uważam że takie kategoryczne stwierdzenia: "nie i już, a kto przyjdzie z
> partnerem jest niefajny" są po prostu śmieszne... Zdecydowanie bliższy
> jest mi model amerykański :-) Ale oczywiście należy szanować wolę
> organizatora i albo przyjść tak jak wymaga, albo machnąć ręką i zostać z
> żoną w domu...
nie ma czegos takiego jak model amerykanski :) Sa natomiast pewne ustalenia, i
takowe nalezy uszanowac. Jak mowia, ze bez osob towarzyszacych to bez. Jak Ci
sie to wydaje smieszne, to trudno. Ale nie rob z siebie glupa i nie lez tam
skoro nie jestes zaproszony. Bo miloscia gleboka, i orlem i reszka tego nie
wytlumaczysz. Albo sie jest burakiem albo nie :)
i.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|