Strona główna Grupy pl.sci.psychologia ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...

Grupy

Szukaj w grupach

 

ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-03-30 23:38:08

Temat: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Chciałabym Wam opisac moja historie, która napiętnowała moje zycie.....
...... byłam pierwszym dzieciaczkiem w mojej rodzinie ( teraz mam 2 siostry
18 i 19 lat ). Nie byłam rozpieszczana, ani też traktowana rygorystycznie
( tzw, wychowanie demokratyczne ). Chodziłam do przedszkola, później do
szkoły...wszystko toczyło sie niby normalnym trybem życia normalnej zwykłej
rodziny ( chodzenie na spacery, zinteresowanie moich rodziców mną i siotrami
sprawami szkolnymi, nie było wiekszych problemów finansowych, chociaz tez
sie nie przelewało). Jak ktos spogladał z zewnątrz mówił: wzorowa rodzina.
Byłam oczkiem w głowie taty, chociaż tata nie dawał poznać moim siostrom, ze
bardziej sie rozumie ze mna. Kochał nas wszystkie. Był w stanie nas, 4 baby
"nosić" na rękach. Był czlowiekiem-duszą, wspaniałym zyciowym pedagogiem i
psychologiem, chociaż wyedukował sie na inż. elektronika. Mama skończyła
zawodówkę. Z mamą miałam gorszy kontakt i do teraz sie z nia nie rozumiem...
opisze to poniżej....
Nie było tak do końca sielsko-anielsko. W szóstej klasie podst. dostałam
nagle bólów w prawym podrzebrzu ( pamiętam ten dzień jak dziś ). Ból był
okropny... płakałam. Ból powtarzał sie co raz czesciej, bo nawet kilka razy
w tygodniu, niezaleznie od pory dnia. Nie było dodatkowych objawów tylko ten
kłujący ból. Rodzice nie reagowali, rzadko kiedy, poprostu sprawa dla nich
spowszedniała ( "tak jest i tak bedzię"). Tata nie był w stanie ze mna
chodzic po lekarzach, a mamę to nie obchodziło. Często chodziłam z bólem do
szkoły. Musiałam uznać, że tak musi być, że to jest sprawa oczywista. Jednak
bóle były nie do wytrzymania....w szkole średniej na włąsną rękę zaczęłam
chodzic i szukac pomocy u lekarzy. Po zrobieniu badań ( wyniki tzw.
"ksiązkowe") postawiono z wielką obawą diagnozę, że to nerwica. Dostałam
Belergot i miałam sie za przeproszeniem "wypchać", bo na tym skończyły sie
poczynania lekarzy. A te zakichane bóle dalej trwały...czasem częsciej
trzymając kilka dni czasem rzadziej ( raz na 2 tygodnie ).
Byłam tym wszystkim przytłoczona. Byłam zgnieciona życiem... Pojawiły się
( wtedy nie wiedziłam co to jest ) stany depresyjne. Miałam wszystkiego
dosyć. Zresztą moje niskie poczucie wartości utrzymywało sie juz od
podstawówki. Czułam że jestem do niczego, nic nie potrafię, jestem
głupia......chociąż uczyłam sie grac na gitarze, wyszywałam serwetki,
robiłam na szydełku i byłam dobra z matmy-miałam swoje zainteresowania. W
szkole szło mi przecietnie ( raz miałam swiadectwo z spaskiem).
No cóż, co z tego ze ja to wszystko potrafiłam jak mama mnie dołowała na
każdym kroku, krytykowała, wszytsko co robiłam wg niej było złe.Za każdym
razem jak cos wymysliłam mówiła mi: jestes głupia, głupio myslisz, jestes
nienormalna. Czułam i miałam poczucie winy, ze nie moge miec własnych
pomysłów.... zaczełam sie czuć nierozumiana, nieakceptowana i niekochana.
Kłotnie były na każdym kroku. Tata juz tego nie mógł znosić ( wiedząc, ze w
wiekszosci przypadków miałam racje ). Ona ( mama ) krzyczała po mnie, po
moich siostrach, po tacie. Ona nic nie potrafiła wypowiedziec noramlnym
tonem, tylko krzykiem. Przyznaję sie, że nauczyłam sie od niej tego i także
to stosowałam, by pokazać, że nie ma racji w pewnych sprawach. Potrafiłam
przy niej klnąć. Wstępowała we mnie niecodzienna i niepochamowana złość.
Byłam okropnie zła na nia. Równocześnie w głebi serca miałam poczucie winy,
ze muszę w taki sposób sie do niej odnosić. Czasem dochodziło do rękoczynów.
Potrafiła mnie bic w tył głowy tak bez powodu. Cos jej niespasowało i
poitrafiła sie stawiac na mnie.
Rozpoczełam studia-kierunek: pedagogika. Tata bardzo mnie wspierał. Cieszył
się kazdym moim zdanym egzaminem ( a nie były wszytkie zdane na 5).
Widziałam, że jest ze mnie dumny, chociaz cięzko mu to było wypowiedzieć. Od
dziecinnych lat potrafił poswięcić mi uwagę i troskę, miał wiele zrozumienia
i akceptacji, zresztą nie tylko do mnie. Stał sie dla mnie nie tylko
kochanym tatą, ale i przyjacielem.Potrafiliśmy sobie powiedzieć KOCHAM CIĘ
( tak było prawie codziennie). Oczywiscie nie było idealnie, bo
nieporozumienia tez były, ale potrafilismy jeden drugiego przeprosic.
Wzajemnie moglismy liczyc na siebie.
......a bóle ciagnęły sie dalej. Bedąc na studiach zaczełam sie głebiej
interesowac co sie ze mną dzieje i nie tylko ze mną. Ciągle jednak trzymał
mnie obnizony nastrój, obnizone poczucie wartości i niechęć do zycia,
poczucie bezsensu. Zastanawiałm sie co ja robię tu na uczelni, przeciez
jestem głupia, ja sie nie nadaję do tego miejsca....Miałam przyjaciółke z
nią o wszytkim rozmawiałam.... Wyżalałam się tacie. Chodzilismy często na
piwko, posiedziec pogadac, powygłupiac sie jak cywilizowani ludzie, spotkac
sie ze znajomymi. Mama uważała, ze nie bedzie rozmawiac z pijakami i ludźmi
, którzy głupio myśla, więc z nami nie chodziła a nie raz była zapraszana.
Byłam na 3 roku kiedy tata zachorował. Miał raka. We wrzesniu, w jego
urodziny wywieźli go do szpitala. Od razu poprosiłam lekarke aby powiedziała
mi prawdę. Tak też zrobiła. Coś we mnie wstapiło, cos co zrobiło ze mnie
człowieka pozornie ze stali. Nawet nie myslałam, jakie moga byc konsekwencje
stanu taty, wiedziałam tylko, ze musze działac. Wiekszość wziełam na siebie.
Wiedziałam, ze mama nie da sobie rady. Dosyć, że czułam do niej nienawiść to
musiałam znia wspołracować. To w pewnych momentach mnie przerastało. Szkoda
tylko ze nie mogłam wtedy płakać. Czasem pocichu w kaciku pokoju, żeby nie
widziły siostry, a przede wszytkim tata. Rak postępował. trzaba było
załatwiać wiele lekarzy. Zresztą i tak tata sam musiał jeździć i szukac
pomocy. Juz pod koniec kiedy okazało sie, ze to jest rak z przerzutami (
zaatakował nerkę, żołądek, mózg i płuca....). W ostanim szpitalu na
chirurgi, był juz słaby, ale widac było jeszcze jak walczy. Swoją nadzieja
mogłby obdarowac cały oddział. Co raz czesciej sie dusił..... miał nózki
szczuplutkie, które masowałam, zeby dostały trochę krążenia. Chodzilismy do
taty na zmianę. Wigilie spedziłam z nim w szpitalu. Po wigili przyszedł do
mnie lekarz ( prosiłam go o to by mnie tylko informował o stanie zdrowia
taty, gdyż mama psychicznie nie wytrzymywała), wziął mnie do dyzurki i
powiedział: "pani Ojciec umiera....." Odpowiedziałam : ....wiem....
Tata zmarł 2 stycznia. 2 godziny przed śmiercia taty wyszłam ze szpitala
..... mama została z nim do końca.....
Juz w trakcie choroby taty pojawiły sie nowe bóle, tym razem zoładka. Nie
mogłam nic jesć, nic przełykac. Ból był okropny. Jedna z moich lekarek
twierdziła, ze udaję, a tylko dlatego, ze badania wyszły prawidłowo. Chcac
sie bronic i powołując sie na trudną sytuacje w rodzinie, poprostu mnie
wyrzuciła....Następny lekarz mi tez niedowierzał.... Zastanawiałam sie czy
moze cos ze mną jest nie tak ..... Mama czepiała sie głuich spraw... Ja nie
dawałam sobie z tym wszystkim juz rady. Potrafiła sie na mnie wsciekac,
uderzyć....Nakazywała mnie kochac i szanować. Miałam poczucie winy, ze nie
potrafiłam jej tego okazać.
Szukałam pomocy wszędzie, w końcu ją znalałam i postanowiłam wyjśc z tego
życiowego bałaganu. Chodziłam do
psychologa..... Juz wczesniej zrozumiałam wiele rzeczy które przyczyniły sie
do pogorszenia mojego stanu zdrowia. Pojawił sie równiez wstras
anafilaktyczny, ale nie skutkowało żadne odczulanie. Cokolwiek zjadłam z
tabletek zaczęłam puchnąc i sie dusić.
Ból załadka, przełyku, watroby, opuchlizna, dusznosci, po zrobieniu
specjalistycznych badań nie miały uzasadnienia medycznego. A dolegliwosci
SĄ. Po długotrwałej analizie mojego zycia wydaje mi się, ze jest to potrzeba
zwrócenia na siebie uwagi, złosć, która nie miała ujscia, a dusznosci to
płacz ( którego wcześniej było mało) za tatą. Cięzko mi jest przekonac o tym
lekarzy. Spotykam sie na pogotowiu ( kidy jstem na odczulaniu) z
niedowierzaniem i czesto z pogarda ( jeszcze jak mówię ze byłam u
psychologa).
Aktualnie problem z mamą nie jest rozwiazany. Próbowałam podać jej rękę i
jej pomóc ale ona nie chce. Nie bede jej zmuszac. Ja jednak w pewnych
momentach (a jest on teraz )mam poczucie bezsilności i osiagam stan
depresji. Nie moge juz słuchać jej pogardliwych słów, powtarzania, ze jestem
głupia, mówienia ze jestem debilem i rzadania żeby ją kochac.Nie czuję sie
wolna nawet we własnym pokoju, nie mówiąc juz o samym domu. Ciągle jestem
kontrolowana.Traktowana jak małe dziecko, jak śmieć....
Zbadałam sprawę głebiej..... babcia też jest taka jak ona - apodyktyczna.
Mama babci tez taka była. Jedna drugiej nie przekazały wiary w siebie,
poczucia wartości, akceptacji itd. I to się ciągnie. Jedna z sióstr jest
taka sama jak mama. Widze jak sama sobie przeczy zachowaniem swoim, bo
niezgadza sie czasem z mama, ale stoi po jej stronie murem. Druga siostra
"dołaczyła" ( wczesniej sie znią bardzo rozumiałam) do mamy i tamtej
siostry- było łatwiej. Zostałam sama. Nie chciałam ( i nie chce )z nimi
walczyć. Tłumaczyłam im tylko ze jestem juz dorosła i chce miec własne zycie
i ze nie potzrebuje ich kontroli. Tak nawet one przejęły zadania mamy,
traktując mnie jak smiecia ( np otwieranie mojej poczty ). Istnieje we mnie
także przekonanie, że mama i siostry mszczą sie ( nieswiadomie ) za miłość
taty do mnie....
Będąc dzieckiem zaufałam rodzicom. Cała moja ufnośc i wiara była połozona w
ich sercach. Jednak tylko jeden rodzic spełnił swoje rodzicielswto, a drugi
mimo starań zabłądził. Teraz czuję sie oszukana......ZDRADZONA przez matkę.
Ja dałam jej ufność, a ona tą ufnościa pogardziła. Czuję do niej
nienawiść........
Pragnę to przerwać, ale nie wiem czy bede mieć tyle sił. Zrozumiałam juz
wiele, wiele w zyciu podjełam decyzji, tylko boję sie że sie zagubię. Nikt u
mnie w rodzinie nie ma wyższego wykształcenia ( miał je tylko tata ), nawet
nie mają średniej szkoły. Nie chce tu urażać nikogo, ale moja rodzina nie
rozumie mnie i chyba nigdy nie zrozumie, nie moge liczyć do kónca na nich.
Spotykam sie takze z krytyka z ich strony, wysłuchując, że jestem
głupia.......chociaż moim zamiarem nie jest zmiana ich myslenia, ale
nauczenia sie zycia z ta ich krytyką i pokazania swojej i ich godnosci
zycia.....Naprawdę mam juz tego wszytkiego dosyć. Czasami nie wiem jak
reagować. Kończe studia, chciałabym rozpoczac normalne życie a tu mnie
rzeczywistosc dusi. Może jest jeszcze coś co mogłabym zrobić .......???
Jestem w depresji, brakuje mi sił........ Co mam zrobić.......???
..... Przede wszystkim bardzo serdzecznie dziekuję za przeczytanie
tego wcale niekrótkiego opisu. Dziękuję, ze dotrwałeś ( aś ) do końca.
Widocznie masz wiele cieprliwości. Jesli masz jakieś sugestie, prosze
napisz, bedzie to dla mnie bardzo ważne. Dziękuje za poświęcony mi czas i
gorąco POZDRAWIAM

Magda



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-03-31 01:26:38

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: dedek <d...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

witaj;
Twoj list jest wg mnie bardzo dojrzaly, obiektywnie oceniasz sytuacje w
rodzinie; moze to nie jest dobre porownanie, ale jesli potraktujesz matke
tak, jak traktuja na terapiach swoich uzaleznionych rodzicow dda (dorosle
dzieci alkoholikow)- jako chora osobe, ktora sama nie potrafi sobie pomoc,
pozbedziesz sie zlosci;
jestes juz dorosla, Twoja najwieksza szansa jest teraz usamodzielnienie sie
i uniezaleznienie od rodziny; czujesz bol, gdyz nie mozesz zyc w niej
normalnie, ale przeciez zrobilas wszystko, by to naprawic- nie popelnilas
zadnych bledow; czas abys zajela sie wlasnym zyciem, nawet za cene wyrzutow
i zawisci, ze pragniesz byc szczesliwa;
nie obwiniaj o wszystko matki; ona (i siostry) nie potrafi wyciagac tak
glebokich wnioskow jak Ty, byc moze krzywdzi Cie nieswiadomie (tak jak
kiedys ją krzywdzono); zreszta sama to wszystko wiesz, tylko ciezko zyc w
napietej atmosferze i powsciagac emocje, bedac nieustannie atakowana;
Twoja sytuacja przypomina troche polozenie dda (odrzucenie, niskie poczucie
wlasnej wartosci)- zachecam Cie do zerkniecia w wolnej chwili na serwis
(ponizej jest pod postem Beaty "DDA" adres);
przejelas wiekszosc obowiazkow domowych, jestes inteligentna i
odpowiedzialna- zdaj sobie sprawe z tych faktow- dopiero jak Ty bedziesz
szczesliwa, bedziesz mogla obdarowywac szczesciem innych;
polecam tez (w sprawie bolow) poszukac informacje o cwiczeniach
relaksacyjnych (mnie przekonaly ksiazki tombaka, choc spora czesc musialem
potraktowac z przymrozeniem oka)- moze to tylko efekt placebo, ale 5-10
minut dziennie glebokiego, wolnego oddechu energetyzuje :)

pozdrawiam
--
dedek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 02:16:43

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "mind_dancer" <t...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Magda <o...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:b67v5a$mih$...@a...news.tpi.pl...
> Chciałabym Wam opisac moja historie, która napiętnowała moje zycie.....
> ...... byłam pierwszym dzieciaczkiem w mojej rodzinie ( teraz mam 2 siostry
> 18 i 19 lat ). Nie byłam rozpieszczana, ani też traktowana rygorystycznie
> ( tzw, wychowanie demokratyczne ). Chodziłam do przedszkola, później do
> szkoły...wszystko toczyło sie niby normalnym trybem życia normalnej zwykłej
> rodziny ( chodzenie na spacery, zinteresowanie moich rodziców mną i siotrami
> sprawami szkolnymi, nie było wiekszych problemów finansowych, chociaz tez
> sie nie przelewało). Jak ktos spogladał z zewnątrz mówił: wzorowa rodzina.
> Byłam oczkiem w głowie taty, chociaż tata nie dawał poznać moim siostrom, ze
> bardziej sie rozumie ze mna. Kochał nas wszystkie. Był w stanie nas, 4 baby
> "nosić" na rękach. Był czlowiekiem-duszą, wspaniałym zyciowym pedagogiem i
> psychologiem, chociaż wyedukował sie na inż. elektronika. Mama skończyła
> zawodówkę. Z mamą miałam gorszy kontakt i do teraz sie z nia nie rozumiem...
> opisze to poniżej....
> Nie było tak do końca sielsko-anielsko. W szóstej klasie podst. dostałam
> nagle bólów w prawym podrzebrzu ( pamiętam ten dzień jak dziś ). Ból był
> okropny... płakałam. Ból powtarzał sie co raz czesciej, bo nawet kilka razy
> w tygodniu, niezaleznie od pory dnia. Nie było dodatkowych objawów tylko ten
> kłujący ból. Rodzice nie reagowali, rzadko kiedy, poprostu sprawa dla nich
> spowszedniała ( "tak jest i tak bedzię"). Tata nie był w stanie ze mna
> chodzic po lekarzach, a mamę to nie obchodziło. Często chodziłam z bólem do
> szkoły. Musiałam uznać, że tak musi być, że to jest sprawa oczywista. Jednak
> bóle były nie do wytrzymania....w szkole średniej na włąsną rękę zaczęłam
> chodzic i szukac pomocy u lekarzy. Po zrobieniu badań ( wyniki tzw.
> "ksiązkowe") postawiono z wielką obawą diagnozę, że to nerwica. Dostałam
> Belergot i miałam sie za przeproszeniem "wypchać", bo na tym skończyły sie
> poczynania lekarzy. A te zakichane bóle dalej trwały...czasem częsciej
> trzymając kilka dni czasem rzadziej ( raz na 2 tygodnie ).
> Byłam tym wszystkim przytłoczona. Byłam zgnieciona życiem... Pojawiły się
> ( wtedy nie wiedziłam co to jest ) stany depresyjne. Miałam wszystkiego
> dosyć. Zresztą moje niskie poczucie wartości utrzymywało sie juz od
> podstawówki. Czułam że jestem do niczego, nic nie potrafię, jestem
> głupia......chociąż uczyłam sie grac na gitarze, wyszywałam serwetki,
> robiłam na szydełku i byłam dobra z matmy-miałam swoje zainteresowania. W
> szkole szło mi przecietnie ( raz miałam swiadectwo z spaskiem).
> No cóż, co z tego ze ja to wszystko potrafiłam jak mama mnie dołowała na
> każdym kroku, krytykowała, wszytsko co robiłam wg niej było złe.Za każdym
> razem jak cos wymysliłam mówiła mi: jestes głupia, głupio myslisz, jestes
> nienormalna. Czułam i miałam poczucie winy, ze nie moge miec własnych
> pomysłów.... zaczełam sie czuć nierozumiana, nieakceptowana i niekochana.
> Kłotnie były na każdym kroku. Tata juz tego nie mógł znosić ( wiedząc, ze w
> wiekszosci przypadków miałam racje ). Ona ( mama ) krzyczała po mnie, po
> moich siostrach, po tacie. Ona nic nie potrafiła wypowiedziec noramlnym
> tonem, tylko krzykiem. Przyznaję sie, że nauczyłam sie od niej tego i także
> to stosowałam, by pokazać, że nie ma racji w pewnych sprawach. Potrafiłam
> przy niej klnąć. Wstępowała we mnie niecodzienna i niepochamowana złość.
> Byłam okropnie zła na nia. Równocześnie w głebi serca miałam poczucie winy,
> ze muszę w taki sposób sie do niej odnosić. Czasem dochodziło do rękoczynów.
> Potrafiła mnie bic w tył głowy tak bez powodu. Cos jej niespasowało i
> poitrafiła sie stawiac na mnie.
> Rozpoczełam studia-kierunek: pedagogika. Tata bardzo mnie wspierał. Cieszył
> się kazdym moim zdanym egzaminem ( a nie były wszytkie zdane na 5).
> Widziałam, że jest ze mnie dumny, chociaz cięzko mu to było wypowiedzieć. Od
> dziecinnych lat potrafił poswięcić mi uwagę i troskę, miał wiele zrozumienia
> i akceptacji, zresztą nie tylko do mnie. Stał sie dla mnie nie tylko
> kochanym tatą, ale i przyjacielem.Potrafiliśmy sobie powiedzieć KOCHAM CIĘ
> ( tak było prawie codziennie). Oczywiscie nie było idealnie, bo
> nieporozumienia tez były, ale potrafilismy jeden drugiego przeprosic.
> Wzajemnie moglismy liczyc na siebie.
> ......a bóle ciagnęły sie dalej. Bedąc na studiach zaczełam sie głebiej
> interesowac co sie ze mną dzieje i nie tylko ze mną. Ciągle jednak trzymał
> mnie obnizony nastrój, obnizone poczucie wartości i niechęć do zycia,
> poczucie bezsensu. Zastanawiałm sie co ja robię tu na uczelni, przeciez
> jestem głupia, ja sie nie nadaję do tego miejsca....Miałam przyjaciółke z
> nią o wszytkim rozmawiałam.... Wyżalałam się tacie. Chodzilismy często na
> piwko, posiedziec pogadac, powygłupiac sie jak cywilizowani ludzie, spotkac
> sie ze znajomymi. Mama uważała, ze nie bedzie rozmawiac z pijakami i ludźmi
> , którzy głupio myśla, więc z nami nie chodziła a nie raz była zapraszana.
> Byłam na 3 roku kiedy tata zachorował. Miał raka. We wrzesniu, w jego
> urodziny wywieźli go do szpitala. Od razu poprosiłam lekarke aby powiedziała
> mi prawdę. Tak też zrobiła. Coś we mnie wstapiło, cos co zrobiło ze mnie
> człowieka pozornie ze stali. Nawet nie myslałam, jakie moga byc konsekwencje
> stanu taty, wiedziałam tylko, ze musze działac. Wiekszość wziełam na siebie.
> Wiedziałam, ze mama nie da sobie rady. Dosyć, że czułam do niej nienawiść to
> musiałam znia wspołracować. To w pewnych momentach mnie przerastało. Szkoda
> tylko ze nie mogłam wtedy płakać. Czasem pocichu w kaciku pokoju, żeby nie
> widziły siostry, a przede wszytkim tata. Rak postępował. trzaba było
> załatwiać wiele lekarzy. Zresztą i tak tata sam musiał jeździć i szukac
> pomocy. Juz pod koniec kiedy okazało sie, ze to jest rak z przerzutami (
> zaatakował nerkę, żołądek, mózg i płuca....). W ostanim szpitalu na
> chirurgi, był juz słaby, ale widac było jeszcze jak walczy. Swoją nadzieja
> mogłby obdarowac cały oddział. Co raz czesciej sie dusił..... miał nózki
> szczuplutkie, które masowałam, zeby dostały trochę krążenia. Chodzilismy do
> taty na zmianę. Wigilie spedziłam z nim w szpitalu. Po wigili przyszedł do
> mnie lekarz ( prosiłam go o to by mnie tylko informował o stanie zdrowia
> taty, gdyż mama psychicznie nie wytrzymywała), wziął mnie do dyzurki i
> powiedział: "pani Ojciec umiera....." Odpowiedziałam : ....wiem....
> Tata zmarł 2 stycznia. 2 godziny przed śmiercia taty wyszłam ze szpitala
> ..... mama została z nim do końca.....
> Juz w trakcie choroby taty pojawiły sie nowe bóle, tym razem zoładka. Nie
> mogłam nic jesć, nic przełykac. Ból był okropny. Jedna z moich lekarek
> twierdziła, ze udaję, a tylko dlatego, ze badania wyszły prawidłowo. Chcac
> sie bronic i powołując sie na trudną sytuacje w rodzinie, poprostu mnie
> wyrzuciła....Następny lekarz mi tez niedowierzał.... Zastanawiałam sie czy
> moze cos ze mną jest nie tak ..... Mama czepiała sie głuich spraw... Ja nie
> dawałam sobie z tym wszystkim juz rady. Potrafiła sie na mnie wsciekac,
> uderzyć....Nakazywała mnie kochac i szanować. Miałam poczucie winy, ze nie
> potrafiłam jej tego okazać.
> Szukałam pomocy wszędzie, w końcu ją znalałam i postanowiłam wyjśc z tego
> życiowego bałaganu. Chodziłam do
> psychologa..... Juz wczesniej zrozumiałam wiele rzeczy które przyczyniły sie
> do pogorszenia mojego stanu zdrowia. Pojawił sie równiez wstras
> anafilaktyczny, ale nie skutkowało żadne odczulanie. Cokolwiek zjadłam z
> tabletek zaczęłam puchnąc i sie dusić.
> Ból załadka, przełyku, watroby, opuchlizna, dusznosci, po zrobieniu
> specjalistycznych badań nie miały uzasadnienia medycznego. A dolegliwosci
> SĄ. Po długotrwałej analizie mojego zycia wydaje mi się, ze jest to potrzeba
> zwrócenia na siebie uwagi, złosć, która nie miała ujscia, a dusznosci to
> płacz ( którego wcześniej było mało) za tatą. Cięzko mi jest przekonac o tym
> lekarzy. Spotykam sie na pogotowiu ( kidy jstem na odczulaniu) z
> niedowierzaniem i czesto z pogarda ( jeszcze jak mówię ze byłam u
> psychologa).
> Aktualnie problem z mamą nie jest rozwiazany. Próbowałam podać jej rękę i
> jej pomóc ale ona nie chce. Nie bede jej zmuszac. Ja jednak w pewnych
> momentach (a jest on teraz )mam poczucie bezsilności i osiagam stan
> depresji. Nie moge juz słuchać jej pogardliwych słów, powtarzania, ze jestem
> głupia, mówienia ze jestem debilem i rzadania żeby ją kochac.Nie czuję sie
> wolna nawet we własnym pokoju, nie mówiąc juz o samym domu. Ciągle jestem
> kontrolowana.Traktowana jak małe dziecko, jak śmieć....
> Zbadałam sprawę głebiej..... babcia też jest taka jak ona - apodyktyczna.
> Mama babci tez taka była. Jedna drugiej nie przekazały wiary w siebie,
> poczucia wartości, akceptacji itd. I to się ciągnie. Jedna z sióstr jest
> taka sama jak mama. Widze jak sama sobie przeczy zachowaniem swoim, bo
> niezgadza sie czasem z mama, ale stoi po jej stronie murem. Druga siostra
> "dołaczyła" ( wczesniej sie znią bardzo rozumiałam) do mamy i tamtej
> siostry- było łatwiej. Zostałam sama. Nie chciałam ( i nie chce )z nimi
> walczyć. Tłumaczyłam im tylko ze jestem juz dorosła i chce miec własne zycie
> i ze nie potzrebuje ich kontroli. Tak nawet one przejęły zadania mamy,
> traktując mnie jak smiecia ( np otwieranie mojej poczty ). Istnieje we mnie
> także przekonanie, że mama i siostry mszczą sie ( nieswiadomie ) za miłość
> taty do mnie....
> Będąc dzieckiem zaufałam rodzicom. Cała moja ufnośc i wiara była połozona w
> ich sercach. Jednak tylko jeden rodzic spełnił swoje rodzicielswto, a drugi
> mimo starań zabłądził. Teraz czuję sie oszukana......ZDRADZONA przez matkę.
> Ja dałam jej ufność, a ona tą ufnościa pogardziła. Czuję do niej
> nienawiść........
> Pragnę to przerwać, ale nie wiem czy bede mieć tyle sił. Zrozumiałam juz
> wiele, wiele w zyciu podjełam decyzji, tylko boję sie że sie zagubię. Nikt u
> mnie w rodzinie nie ma wyższego wykształcenia ( miał je tylko tata ), nawet
> nie mają średniej szkoły. Nie chce tu urażać nikogo, ale moja rodzina nie
> rozumie mnie i chyba nigdy nie zrozumie, nie moge liczyć do kónca na nich.
> Spotykam sie takze z krytyka z ich strony, wysłuchując, że jestem
> głupia.......chociaż moim zamiarem nie jest zmiana ich myslenia, ale
> nauczenia sie zycia z ta ich krytyką i pokazania swojej i ich godnosci
> zycia.....Naprawdę mam juz tego wszytkiego dosyć. Czasami nie wiem jak
> reagować. Kończe studia, chciałabym rozpoczac normalne życie a tu mnie
> rzeczywistosc dusi. Może jest jeszcze coś co mogłabym zrobić .......???
> Jestem w depresji, brakuje mi sił........ Co mam zrobić.......???
> ..... Przede wszystkim bardzo serdzecznie dziekuję za przeczytanie
> tego wcale niekrótkiego opisu. Dziękuję, ze dotrwałeś ( aś ) do końca.
> Widocznie masz wiele cieprliwości. Jesli masz jakieś sugestie, prosze
> napisz, bedzie to dla mnie bardzo ważne. Dziękuje za poświęcony mi czas i
> gorąco POZDRAWIAM
>
> Magda

Matka projektuje na ciebie swoje kompleksy względem męża
(Susand Forward "Toksyczni Rodzice")
Masz dolegliwości psychosomatyczne
(James I. Kepner "CIAŁO W PROCESIE PSYCHOTERAPII GESTALT")

--
Pozdrawiam
Tomasz Kwiecień
http://republika.pl/tkwiecie


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 10:19:09

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Duch" <a...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Magda" <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:b67v5a$mih$1@atlantis.news.tpi.pl...

Witaj Magda,
fajnie, ze to napisalas, mi sie wydaje, ze to co opisalas
to obrazek "z zycia", moim zdaniem to sie zdarza wielu osobom, wbrew
pozorom.
Po prostu tarcia miedzy ludzmi wystepuja zawsze, taki jest ten swiat.
Czesto jest tak ze rodzina pozornie fajna, ma duzy problem i odwrotnie,
patologiczna jakos sobie radzi. Nie zawsze "zewnetrzne wrazenie" o tym
decyduje.

Konkretnej: Twoja matka pretenduje do miana "czarnej owcy"...
Wazne jest, ze napisalas ze Twoja babcia i prabacia tez takie byly.
Bo mozliwosci sa dwie: albo matka jest taka bo jej samej to dotyczy , tylko
JEJ
przeszlosci (czesciej sie tak zdarza),
albo ... jest to generalnie "sposob na zycie dla kobiet w Twojej rodzienie".
To cos takiego jak "doswiadczenie" przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Acha... dawnej traktowalem takich ludzie jak Twoja matka jak "czarne owce",
teraz juz mniej - po prostu "pazur agresji" tez jest potrzebny w
spoleczenstwie,
rodzienie. On jest niezbedy - przekonalem sie o tym. Ten pazur wam teraz
szkodzi,
ale przy jakies zlej ingerencji z zewnatrz w wasza rodzine, nawet raz na
kilka pokolen (!!!),
to moze sie naprawde przydac.
Ale tu jest problem: "pazur" waszych kobiet jest za duzy, najprawdopodobniej
kiedys byl potrzebny, ale teraz juz nie i za bardzo dziala samodestrukcyjnie
na Was samych.
A to co doswiadczas to pewnie echa dawnch czasow ktore jakos nie chca
przeminac.

Ciezko to zmienic, zmienic taka osobe, dlatego ze za nia stoji doswiadczenie
pokolen,
- znam to po sobie - jesli to zachowanie Twojej matki jest "sposobem
na zycie", zycie, ktore jest trudne, to zmienic jej zachowanie?
Trzeba by "zburzyc" jej ten sposob na zycie,
moze obrazowo - zrownac z ziemia jej fortece. Ona tego nie chce,
bo poczuje sie bezbronna - zreszta swiat sie przy tym wali.

Piszesz:
"
Nie by3o tak do konca sielsko-anielsko. W szóstej klasie podst. dosta3am
nagle bólów w prawym podrzebrzu ( pamietam ten dzien jak dzio ). Ból by3
okropny... p3aka3am. Ból powtarza3 sie co raz czesciej, bo nawet kilka razy
w tygodniu, niezaleznie od pory dnia. Nie by3o dodatkowych objawów tylko ten
k3uj1cy ból. Rodzice nie reagowali, rzadko kiedy, poprostu sprawa dla nich
spowszednia3a ( "tak jest i tak bedzie"). Tata nie by3 w stanie ze mna
chodzic po lekarzach, a mame to nie obchodzi3o.
"

- to bardzo zly sygnal, ze tak Cie potraktowala rodzina - zignorowala.
Jak sobie przypomne, w mojej rodzienie raczej duza wage sie przywiazauje
do tego, ze kogos boli cos: nawet jesli osoba udaje bol, to jest
to jeszcze wazniejsze, bo znaczy ze to "bol psychiczny" i tym bardziej
trzeba sie tym zajac.
Sa jakby 2 rodzaje ataku: atak wprost i ignorowanie. To drugie jest
moze mniej widoczne, ale czesto bardziej toksyczne.

Zreszta to drugie rozwija sie coraz bardziej w aktualnym rozwoju
spoleczenstw "zachodu" - czasy faszystow sie skonczyly, "okrutnych mezczyzn"
wyeliminowano - a poniewaz ludzie dalej rywalizuja, walka
przeniosla sie na inna plaszczyzne - znecenie sie poprzez ignorowanie,
zaniechanie.
To bardziej kobieca metoda walki.

"
tonem, tylko krzykiem. Przyznaje sie, ?e nauczy3am sie od niej tego i tak?e
to stosowa3am, by pokazaa, ?e nie ma racji w pewnych sprawach. Potrafi3am
przy niej kln1a. Wstepowa3a we mnie niecodzienna i niepochamowana z3ooa.
By3am okropnie z3a na nia. Równoczeonie w g3ebi serca mia3am poczucie winy,
ze musze w taki sposób sie do niej odnosia. Czasem dochodzi3o do rekoczynów.
Potrafi3a mnie bic w ty3 g3owy tak bez powodu. Cos jej niespasowa3o i
poitrafi3a sie stawiac na mnie.
"

Mi sie wydaje, ze dobrze, ze jestes agresywna. Ok, taka nienawisc jest
niedobra,
ale kontekst jest taki, ze to Ty jestes atakowana - musisz chyba
odpowiedziec
podobnie, nie masz wyjscia, inaczej sama ulegniesz destrukcji.
To trudne, bo sama musisz przejac zasady walki,
ktorych nie pochwalasz, ale chyba tak musi byc.
Zreszta atakujac matke, udezasz w te "pra-przyczyyny" pokolen, przez to
czujesz sie ciezko
- tak niestety jest, jesli sie chce przebudowac "doswiadczenie pokolen".
Potem jest jeszcze ciezar budowania czegos nowego - po trzeba wybudowac nowe
sposoby radzenia sobie.

> Tata zmar3 2 stycznia. 2 godziny przed omiercia taty wysz3am ze szpitala
> ..... mama zosta3a z nim do konca.....

-to dobry znak.

"
Juz w trakcie choroby taty pojawi3y sie nowe bóle, tym razem zo3adka. Nie
mog3am nic jesa, nic prze3ykac. Ból by3 okropny. Jedna z moich lekarek
twierdzi3a, ze udaje, a tylko dlatego, ze badania wysz3y prawid3owo. Chcac
sie bronic i powo3uj1c sie na trudn1 sytuacje w rodzinie, poprostu mnie
wyrzuci3a....Nastepny lekarz mi tez niedowierza3.... Zastanawia3am sie czy
moze cos ze mn1 jest nie tak .....
"

Moze to jest tak, ze tak juz czujesz sie nie wysluchana, ze bije od Ciebie
niewiara, ze masz racje - a druga osoba to wyczuwa i traktuje jak udawanie.
Zreszta... medycyna nie lubi przypadku gdy nie potrafi czegos stwiedzic.
Moze rzeczywiscie to bole psycho-somatyczne, czy jak to sie tam nazywa?

"
Aktualnie problem z mam1 nie jest rozwiazany. Próbowa3am podaa jej reke i
jej pomóc ale ona nie chce. Nie bede jej zmuszac.
"

Oczywiascie, ze nie chce.

"
Ja jednak w pewnych momentach (a jest on teraz )mam poczucie bezsilnooci i
osiagam stan
depresji. Nie moge juz s3uchaa jej pogardliwych s3ów, powtarzania, ze jestem
g3upia, mówienia ze jestem debilem i rzadania ?eby j1 kochac. Nie czuje sie
wolna nawet we w3asnym pokoju, nie mówi1c juz o samym domu. Ci1gle jestem
kontrolowana.Traktowana jak ma3e dziecko, jak omiea....
"

Moze zaatakuj ostrzej, nie chodzi o bicie, tylko pokaz to co czujesz,
ze jej:
"rzadania ?eby j1 kochac",
sa nie do spelnienia bo zachowuje sie tak ze nie da sie jej kochac, chocby
sie chcialo.
Albo, ze nie zyczysz sobie nazywania Cie debilem (-pokazac jej dystans do
siebie).
Tylko przypominam - takie burzenie na sile relacji, moze


"
Zbada3am sprawe g3ebiej..... babcia te? jest taka jak ona - apodyktyczna.
Mama babci tez taka by3a. Jedna drugiej nie przekaza3y wiary w siebie,
poczucia wartooci, akceptacji itd. I to sie ci1gnie. Jedna z sióstr jest
taka sama jak mama. Widze jak sama sobie przeczy zachowaniem swoim, bo
niezgadza sie czasem z mama, ale stoi po jej stronie murem. Druga siostra
"do3aczy3a" ( wczesniej sie zni1 bardzo rozumia3am) do mamy i tamtej
siostry- by3o 3atwiej.
"

"Bylo latwiej" - to co napisalem, taka postawe zyciowa stosuje sie wlasnie
dlatego ze jest latwiej - ale oczywiscie sa tego wady - na tym to polega.

> Istnieje we mnie tak?e przekonanie,
> ?e mama i siostry mszcz1 sie ( nieswiadomie ) za mi3ooa
> taty do mnie....

Wedlug mnie bardzo blisko,
ale przyjrzyjmy sie jeszcze: jezeli Twoja matka i siostry sa -jakby je
nazwac
jednym slowem- powiedzmy - Zasadnicze to jesli Ty jestes Kochajaca, to
jestes
dla nich zagrazeniem - troche dyskredytujesz w ich wlasnych oczach ich
zasadniczosc,
bo mozna inaczej,
poza tym przypominasz o pewnego rodzaju milosci ktora one nie chca dopuscic,
ktora poprzez wlasna zasadniczosc - dusza.
Dlatego one tak Cie traktuja bo to ich sposob na zycie - a tej milosci
tak wyrazaniej, nie lubia, nie chca, nienawidza.


"
Bed1c dzieckiem zaufa3am rodzicom. Ca3a moja ufnooc i wiara by3a po3ozona w
ich sercach. Jednak tylko jeden rodzic spe3ni3 swoje rodzicielswto, a drugi
mimo staran zab31dzi3. Teraz czuje sie oszukana......ZDRADZONA przez matke.
"
Wracam do tego co napisalem: tak, jestes w zlej sytuacji, jestes zdradzona,
ale to efekt tego co napisalem.

"Pragne to przerwaa, ale nie wiem czy bede miea tyle si3.
"
Dasz rade, trzeba to jeszcze walkowac, trzeba sie jeszcze bardziej
rozeznawac w sytuacji
i jak nie masz sily to moze
nie rzucaj sie "na barydkady", bo wtedy mozesz stracic sily, wlasnie.

Wlasnie mi sie przypomnialo ! :) ze jestem w podobnej sytuacji, nie w
rodzinie,
ale z obcymi - ale podobnie, czyli ogolnie - Zasadniczy kontra Kochajacy,
bede mial chwile czasu to opisze...
Zdrufka, Duch



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 10:44:05

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Duch" <a...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "dedek" <d...@w...pl> napisał w wiadomości
news:b6854r$h35$1@korweta.task.gda.pl...
> witaj;
> Twoj list jest wg mnie bardzo dojrzaly, obiektywnie oceniasz sytuacje w
> rodzinie;

Prawda?

> moze to nie jest dobre porownanie, ale jesli potraktujesz matke
> tak, jak traktuja na terapiach swoich uzaleznionych rodzicow dda (dorosle
> dzieci alkoholikow)- jako chora osobe, ktora sama nie potrafi sobie pomoc,
> pozbedziesz sie zlosci;

Racja - to dobry sposob, ale bedzie jej ciezko.
Nie chce zalamywac, tylko pokazac ewentualne trudnosci.
Zeby traktowac swoich rodzicow jako uzaleznionych, ktos-cos,
jakis auorytet, ogol ludzi, musi jak wyrocznia musi powiedziec - tak jest,
- ze jej rodzice nie maja racji, ze to zlo, choroba itd.
Probem w tym ze jak dotychczac "wiekszosc" twierdzi ze Ona NIE ma racji.
Wyrazilo sie to w symbolicznej wizycie u autorytetu-lekarza.
Oni twierdza, ze Ona *udaje*. Ignoruja, tak jak rodzina, wiec staja po jej
stronie.
Sama matka jest pewnie bardzo zaradna przez swoja zasadniczosc
- jezeli ktos bedzie musial wyrokowac,
stajac oko-w-oko z Zasadnicza Matka i Kochajaca Dziewczyna
to raczej ulegnie matce - przychyli sie do opini matki niz dziewczyny.
Bo ta matka reprezentuje - jak to napisalem - "pazur", takiego wojownika.
Jesli sie kontruje wojownika - wypowiada sie mu wojne. Kto tego chce
z obcych osob? Oczywscie ludzie moga potakiwac, lacznie z psychoterapeuta,
ze chca dziewczynie pomoc, ale jak jest naprawde, nieswiadomie?
Nikt nie bedzie chcial konfliktu w nie swojej sprawie.

Sorry, ze wyglada na to jakbym kontrowal ...
nie, chcialem pokazac tylko pewna strone medalu,
lepiej wczesniej przygotowac sie na potencjalne trudnosci...
... masz racje, to jest dobry sposob, tylko trzeba uwazac na pulapki.
Pozdrawiam,
Duch



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 11:38:05

Temat: Re: ZDRADZONA
Od: "Kis Smis" <k...@N...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

Magda <o...@o...pl> napisał(a):

> Chciałabym Wam opisac moja historie, która napiętnowała moje zycie.....

Mimo twoich chęci jednak nie opowiedziałaś historii która napiętnowała twoje
życie.
Prawdopodobnie dlatego że jej nie znasz. Twoja opowiedziana historia zaczyna
się od pierwszego symptomu (kłucie w żebrze). Prawdziwa historia musiała
wydarzyć się wcześniej.

Wyniki twoje autoanalizy pokazują część prawdy. Nic w tym dziwnego, gdyż nie
znany jest ani jeden przypadek udanej autoanalizy. Wynika to z bardzo prostej
rzeczy. Jesteśmy swoim punktem widzenia i tego punktu nie widzimy.
Na marginesie: niedkończona autoanaliza wspólwystępuje często z objawami
psychosomatycznymi.

Twój ojciec nie okazał się wcale tak wspaniałym pedagogiem skoro nie
zareagował na twoje problemy które pojawiły się w podstawówce(piszesz że nie
był w stanie chodzić z tobą). Późniejsze metody twojego ojca, gdy już stałaś
sie kobietą( zabieranie cie na piwo i mówienie ci że ciebie kocha) też nie są
najlepszym sposobem pomagania dojrzewającej córce w jej problemach.
Nie mówiąc o ucieczce w śmierć. Rak jest ostatecznym psychosamtycznym
rozwiązaniem problemu nieudanego zycia.

A zycie twojego ojca z pewnością było nieudane. Nie potrafił sie dogadac z
twoją matką. Źle wybrał partnerkę na całe zycie. Potem wszystkie swoje
nadzieje ulokował w tobie. Trudno jest nosic w sobie cudze nadzieje. Pewnie
twój ojciec wolałby miec taką zone jak ty a nie taką jak twoja matką.

Piszesz że zostałaś zdradzona przez matkę. Ja tej zdrady nie widzę. Być może
matka uważała ze ojciec zdradza ją z tobą. I pewnie ma w tym troche racji.
Byłas jego oczkiem w głowie. Ty i tata byliscie z innej gminy. Tylko wy
mieliscie (będziecie mieć) wyższe wykształcenie. Tobie wyznawał miłośc. Z
tobą się bawił, rozmawiał i pił. Nie napisałaś czy z tobą tańczył ale nie
zdziwilbym się.

Jednym słowem nie tylko twoja matka zawaliła sprawę. Nic w tym dziwnego bo
wychowywanie dzieci jest bardzo trudne. Trudniejsze niż prowadzenie
samochodu, więc uważam że nikt nie powinien mić dzieci bez uzyskania licencji.

Sugesie mam jedną. Kontynuuj analize tylko zmień analityka. Nie bądź swoim
analitykiem. Analizowanie osób najbliższych nigdy się nie udaje.

A i jeszcze jedno. Reakcja twojego organizmu na tabletki jest jak najbardziej
prawidłowa, bo tabletki nie moga ci pomóc. Odczep się od lekarzy i od
tabletek. Zajmij się swoją duszą. Trudno jest znaleźć dobrego analityka od
duszy ale musisz szukać.

pozdrowienia
kis



--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 15:01:23

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Twoj list jest wg mnie bardzo dojrzaly, obiektywnie oceniasz sytuacje w
> rodzinie; moze to nie jest dobre porownanie, ale jesli potraktujesz matke
> tak, jak traktuja na terapiach swoich uzaleznionych rodzicow dda (dorosle
> dzieci alkoholikow)- jako chora osobe, ktora sama nie potrafi sobie pomoc,
> pozbedziesz sie zlosci;

starałam sie ją tak traktowąć, ale coś we mnie pękło i brakuje mi sił
słysząc codzienne wyrzucanie np. dziś nie wyłączyłam telewizora wychodząc z
domu a mam w nim była i stweridziła ze jestem bezmyslna.....itd. Jest tego
mnóstwo.

> jestes juz dorosla, Twoja najwieksza szansa jest teraz usamodzielnienie
sie
> i uniezaleznienie od rodziny;

ona mi na to nie pzowala.... postanowiłam dojrzale pdejmowac decyzje,
chociażby sprawa renty po moim tacie. Ona uwaza ze to jej sie nalezy, ja
natomiast twierdze że to że jest renta zalezy ode mnie, czy bede sie uczyc
czy nie. Kidys oddawałam jej bez przeszkód cała rente i prosiłam sie ja o to
by móc wziąc na pieniązki na podtsawowe moje rzeczy. W końcu powiedziałam
dosc - oddawałam jej (uwazam że słuszna czesc- wystarczało ma zycie za mnie)
a czescia dysponowałam. Nie chodzi tu o pieniązki, ale o to ze ona uwaza że
ja sie nie nadaje do samodzielnosci i nie mam prawa mówić, że renta jest
moja. A ona nie robi nic zeby znależć prace. Wiem jest depresji tak samo jak
ja, tylko z ta róznicą, ze ja miałam motywację do tego by podjąć leczenie i
jestem prae etapów dalej od niej .....a ona star mi sie to zburzyć......

czujesz bol, gdyz nie mozesz zyc w niej
> normalnie, ale przeciez zrobilas wszystko, by to naprawic- nie popelnilas
> zadnych bledow; czas abys zajela sie wlasnym zyciem, nawet za cene
wyrzutow
> i zawisci, ze pragniesz byc szczesliwa;

Będe robić wszystko zeby pozbyc się tego psakudnego uczycia i rospocząc
dojrzałe zycie ( zdaje sobie sprawe ze nie bedzie tak prosto )

> nie obwiniaj o wszystko matki; ona (i siostry) nie potrafi wyciagac tak
> glebokich wnioskow jak Ty, byc moze krzywdzi Cie nieswiadomie (tak jak
> kiedys ją krzywdzono); zreszta sama to wszystko wiesz, tylko ciezko zyc w
> napietej atmosferze i powsciagac emocje, bedac nieustannie atakowana;

Wiem że z mojego opisu wynika, że ją chce obwinic, ale tak naprawde mi jest
przykro, że on tak sie czuje bo wiem co czuje sama tego doswiadczam, ale tez
nie moge sie nad nia uzalac jesli ona nie che podjąc kroków. Jesli tylko
bedzie chciała zrobic cos w tym kierunku pomoge jej, ale nie jako matce
tylko jako osobie która potrzebuje pomocy.

> Twoja sytuacja przypomina troche polozenie dda (odrzucenie, niskie
poczucie
> wlasnej wartosci)- zachecam Cie do zerkniecia w wolnej chwili na serwis
> (ponizej jest pod postem Beaty "DDA" adres);

Napewno tam zajrzę!!!

> przejelas wiekszosc obowiazkow domowych, jestes inteligentna i
> odpowiedzialna- zdaj sobie sprawe z tych faktow- dopiero jak Ty bedziesz
> szczesliwa, bedziesz mogla obdarowywac szczesciem innych;

Dziekuję za dowartosciowanie. Zgadzam sie że spokój ducha dawac innym mozna
wtedy tylko gdy sie go samemu posiada....

> polecam tez (w sprawie bolow) poszukac informacje o cwiczeniach
> relaksacyjnych (mnie przekonaly ksiazki tombaka, choc spora czesc musialem
> potraktowac z przymrozeniem oka)- moze to tylko efekt placebo, ale 5-10
> minut dziennie glebokiego, wolnego oddechu energetyzuje :)

Jesli chodzi o relaksacje to robiłam przez 5 miesięcy, 2 razy na dzień.
Najpierw nie wierząc że cos z tego wogóle bedzie. Brałam w tym czasie
tabletki powodujace obnizenie napiecia. Pomogły mi. Przestałam je brac i
nadal potrafiłam sie relaksować. Byłam zdolna nawet rosluxniac sie na
wykładach, jadąc autobusem, czy nawet podczas krzyków mojej mamy, i co
najwazniejsze bóle ustepowały i to bardzo szybko. Od 3 miesięcy tego nie
robię, chociaz próbuje powócic, ale brakuje mi sił. Nprawde nie wiem co ma
mnie zmotywoac do tego....ehhhhh. A tak dobrze radziłam sobie z tym.......

Bardzo dziękuje Dedku za odpis i za empatię do mojego problemu. Dodało mi to
otuchy. Widzisz moze mam taki problem, ale bardzo duzo osób przychodzi do
mnie wyzalac sie, prosic o pomoc. Przez moje doświadczenia potrafię takze
pomóc innym, porostu ich rozumiem. To taki dziwny paradoks, ale zyciowy.
Pozdrawiam ciepło
Magda


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 15:12:24

Temat: Re: ZDRADZONA
Od: "Duch" <a...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Kis Smis" <k...@N...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:b699at$6g3$1@inews.gazeta.pl...

To co piszesz Kis ma race i nogi, ale surowy jestes.
Fakt, Ona, Ojciec nie znajduja rozwiazania, ale czy na Ojcu spoczywa
wina za to - moze po prostu nie dal rady.
Czy my bysmy dali rade? Zamiast pokazywac bledy Ojca, nie powinnismy
probowac znalesc rozwiazanie? (malo mozliwe na grupie, ale moze cosik)
Jakby mial wygladac sukces ojca?
Przekonac matke? "Przycisnac" matke? Rozwiazac problem matce?

> Twój ojciec nie okazał się wcale tak wspaniałym pedagogiem skoro nie
> zareagował na twoje problemy które pojawiły się w podstawówce(piszesz że
nie

Tez sobie tak pomyslalem.

> Wyniki twoje autoanalizy pokazują część prawdy. Nic w tym dziwnego, gdyż
nie
> znany jest ani jeden przypadek udanej autoanalizy. Wynika to z bardzo
prostej
> rzeczy. Jesteśmy swoim punktem widzenia i tego punktu nie widzimy.
> Na marginesie: niedkończona autoanaliza wspólwystępuje często z objawami
> psychosomatycznymi.

Duzo racji co do autoanalizy, ale przeciez analiza to jest tak, ze
nie umiemy znalesc rozwiazania bo potrzymy ze swojej perpektywy - ok.
Ale ktos - np. terapeuta - podpowiada nam inna perpektye, my ja
(czesto ze zdziwieniem) lykamy i ... szok, zmiana, wnioski...
Przeciez informacje o tej "innej perspektywie" mozemy tez dostac
niekoniecznie
od terapeuty, ale generalnie od zycia, doswiadczenia zyciowego - wtedy to
tez jest samoanaliza.
Moze tak trudniej, ale jednak?

> A zycie twojego ojca z pewnością było nieudane. Nie potrafił sie dogadac z
> twoją matką.

Ej, czemu tak surowo - jesli Ty nie potrafisz sie dogadac np. z bratem to
nie znaczy
ze Twoje zycie jest nieudane - on sie odseparowal "pomimo tego wszystkiego"
i jednak wykrzesal duzo milosci corka-on. Sa tacy ktorym sie to nie udaje!!
A jemu sie udalo.
Jakby mial wygladac jego sukces?
Zdrufka, Duch




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 15:30:56

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witaj Duchu,
Odrazu dziękuje za wnikliwą i cenna analize mojej historii. Kłaniam się.
Chcia łbym dodać tylko ze to paskudne uczucie złosći za to co zrobiła moja
mama ( wcale tez nie bronie mojego ojca ) siedzi we mnie i chciałabym się go
pozbyc, przeszkadz mi to w pomaganiu innym. Mysle że wiele rozumiem ale tez
wiel muszs ie nauczyć dlatego wskazówki dokładnie sobie przemyslam. Mimo że
czuje do niej nie nawisc jak tylko stawałaby sie jej krzywda postawiłabym
sie w jej obronie, ale na pierwszym miejscu stawiam jej własne podejscie do
zycia- ona nie chce nie wtrącam sie porostu nie mogę ( za wiele mnie to
kosztowało).
Duchu jesli bedziesz chciał opisać swoja sytuacja, o której nadmieniłes,
bardzo chętnie przeczytam.
Cieplutko pozdrawiam
Magda
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-03-31 16:29:02

Temat: Re: ZDRADZONA
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


>
> Mimo twoich chęci jednak nie opowiedziałaś historii która napiętnowała
twoje
> życie.
> Prawdopodobnie dlatego że jej nie znasz. Twoja opowiedziana historia
zaczyna
> się od pierwszego symptomu (kłucie w żebrze). Prawdziwa historia musiała
> wydarzyć się wcześniej.

Tak, masz rację, prawdziwa historia zdarzyła sie wcześniej. Chociaż
nadmieniłam troszkę. Pewnie masz na mysli nie tylko mnie ale i moich
rodziców. Moi rodzice byli takjakby z dwóch światów. Może chwaliłam tate za
jego miłość do mnie, ale dzięki analizie dostrzegłam i uswiadomiłam sobie że
był zwykłym człowiekiem który popełniał błedy. Było mi to bardzo cięzko
przująć, poniewaz zburzył sie mój ideał wzorowego ojca. Jest mo to ciezko
pisac, ale on mnie psychicznie ( niesiwadomie ) skrzywdził. Skrzywdził tym
ze gdy zakochałam sie powiedział mi ze ten chłopak do mnie nie pasuje.
Powiedział mi to raz i to wystarczyło....Akceptował go, razem duzo
rozmawiali. Mój chłopak nie miał matury, tylko policealne skończone i to
gryzło mojego tatę. Uwazał że dla mnie ma byc chłop, który bedzie miał
studia i bedzie chciał sie rozwijać. Weszło to tak we mnie, ze straciłabym
kochaną osobe, ale zrozumiałam to juz po smierci taty, ze nie miał racji. Mi
z nim było dobrze, pokochałam jego zalety i wady.Przyczyna ze rozstalismy
sie w lipcu '02 była całkiem inna. Tata robił to z dobra myśla dla
mnie...... Ale ja podjełam swoja decyzje.....
>
> Wyniki twoje autoanalizy pokazują część prawdy. Nic w tym dziwnego, gdyż
nie
> znany jest ani jeden przypadek udanej autoanalizy. Wynika to z bardzo
prostej
> rzeczy. Jesteśmy swoim punktem widzenia i tego punktu nie widzimy.
> Na marginesie: niedkończona autoanaliza wspólwystępuje często z objawami
> psychosomatycznymi.

Zgadzam sie jak najbardziej. Tylko czy to nie pozostaje juz do końca
zycia??? Autoanaliza niedokończona moze byc kiedys dokończona??? Afirmacje
podawane w trakcie relaksacji wtedy nie bedą miały do kónca sensu, bo jednak
siedzi w środku cos starego, co moze byc nieuswiadomione i przeszkadzać w
podawaniu afirmacji, moga ze soba kontrować.
>
> Twój ojciec nie okazał się wcale tak wspaniałym pedagogiem skoro nie
> zareagował na twoje problemy które pojawiły się w podstawówce(piszesz że
nie
> był w stanie chodzić z tobą). Późniejsze metody twojego ojca, gdy już
stałaś
> sie kobietą( zabieranie cie na piwo i mówienie ci że ciebie kocha) też nie

> najlepszym sposobem pomagania dojrzewającej córce w jej problemach.
> Nie mówiąc o ucieczce w śmierć. Rak jest ostatecznym psychosamtycznym
> rozwiązaniem problemu nieudanego zycia.

Hmmm...... nie bede ukrywać ze to co napisałes wzbudziło we mnie mieszane
uczucia. Tzn konfrontacja tego co myslałam wczesniej a Twoje słowa..........
Chciałbym ując to tak: Ojciec dla mnie był wzorem - starał sie byc dobrym
męzem i ojcem. Wiele cech z pedagoga miał napewno. Jednak widze poczasie ze
popełniał tez błedy, ale on był dla mnie ucieczką, a ja z tego wyglada byłam
dla niego. I to chyba tez przekształociło sie w toksyczny zwiazek córki z
ojcem. Przyznaje widziałam zadrosc w oczach mamy gdy rozmwialismy i mielismy
wspolne tematy. Ale to nie było tak od razu. On kochał mamę. Mama ze swoimi
nieuswiadomionymi problemami zatruwała go. On sam pochodził z prostej
rodziny. Jego 2 młodsi bracia zachlali sie na śmierć - nie mieli żon. On
miał wiele sukcesów w pracy, ale nigdy nie przedkładał pracy nad rodzinę.
Organizował wypady - cała piatka, ale mama nie była z wielu zadowolona. Ona
bała sie ludzi. Zreszta tak jak ja bałam sie ludzi - nauczyłam sie tego od
niej. Teraz juz rozwiązałam ten problem ( chociaz ma czasem odzew ).


> A zycie twojego ojca z pewnością było nieudane.

Tata popadł w depresję i ........( przepraszam ale o pewnych rzeczach nie
potrafie pisac........:-( )


Nie potrafił sie dogadac z
> twoją matką. Źle wybrał partnerkę na całe zycie. Potem wszystkie swoje
> nadzieje ulokował w tobie. Trudno jest nosic w sobie cudze nadzieje.
Pewnie
> twój ojciec wolałby miec taką zone jak ty a nie taką jak twoja matką.

I tu masz zupełna racje. Rzeczywiscie potrzebował otwartej, towarzyskiej,
ciepłej, rozumiejącej, chetnie roziwjajacej sie intlelektualnie kobiety. Nie
pisze ze taka jestem do końca. Moze tata we mnie wykreował taka
kobietę.......???? Teraz jaki sie temu przyglądam i zadaje sobie pytanie:
czy ja jestem tym kim jestem??? Moze własnie jestem ciągle jego nadzieją,
tylko juz teraz kreowana przeze mnie samą. Moze sie mylę ale czy cos mam z
tym zrobic?
>
> Piszesz że zostałaś zdradzona przez matkę. Ja tej zdrady nie widzę.

Chodzi mi o zdradę w tym momencie kiedy pokładałam jako dziecko ufność w
niej. Ta ufnosć z czasem zmieniała sie w chora ufność. Ja zaczełam żałosnnie
pragnac jej miłosci, której niedoświadczyłam tak jak powinno doświadczyć
dziecko. Z czasem moje ciało ją o to błagało ( zaburzenia psychosomatyczne )
żeby zwrócic na siebie uwagę, zeby choć na chwilkę i troszeńke oddała mi
swojego zaonteresowania i mołości.....

Być może
> matka uważała ze ojciec zdradza ją z tobą. I pewnie ma w tym troche racji.
> Byłas jego oczkiem w głowie. Ty i tata byliscie z innej gminy. Tylko wy
> mieliscie (będziecie mieć) wyższe wykształcenie. Tobie wyznawał miłośc. Z
> tobą się bawił, rozmawiał i pił. Nie napisałaś czy z tobą tańczył ale nie
> zdziwilbym się.

I tutaj tez masz racje ...... to boli co piszesz ........ tak tańczył......
Jednak przyjmuje to co napisałes.
>
> Jednym słowem nie tylko twoja matka zawaliła sprawę. Nic w tym dziwnego bo
> wychowywanie dzieci jest bardzo trudne. Trudniejsze niż prowadzenie
> samochodu, więc uważam że nikt nie powinien mić dzieci bez uzyskania
licencji.

...... moze jest trudne, ale dlaczego przez tyle lat nie potrafiła spojrzec
na siebie i swojego męza i dzieci i strac sie roziwązać problem. Minęło juz
tyle lata, a ona nadal tkwi w tym i truje innych. Mam wielki zal do niej za
to......
>
> Sugesie mam jedną. Kontynuuj analize tylko zmień analityka. Nie bądź swoim
> analitykiem. Analizowanie osób najbliższych nigdy się nie udaje.
>
> A i jeszcze jedno. Reakcja twojego organizmu na tabletki jest jak
najbardziej
> prawidłowa, bo tabletki nie moga ci pomóc. Odczep się od lekarzy i od
> tabletek. Zajmij się swoją duszą. Trudno jest znaleźć dobrego analityka od
> duszy ale musisz szukać.

Jesli chodzi o analityka to tu sie nie zgodze. Myślę analizować mogę, ale
nie opieram sie tylko na włąsnych przemysleniach, dlatego min. pisze do Was.
Moze terapia do końca nie byłaby skuteczna i ona by sie nie udała, gdybym ją
sama prowadziła, przecież jestem w to uwikłana. Lepiej jak toś psojrzy na to
z boku.

Dziekuje Ci bardzo za uwagi i spostrzeżenia. Wywarły na mnie w niektórych
momentach uczucia niedoopisania, może trochę złosći, zmieszania, ale i też
rezerwy. Jednak składam na Twe dłonie podziekowania.
Cieplutko pozdrawiam
Magda





>
> pozdrowienia
> kis
>
>
>
> --
> Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl ->
http://www.gazeta.pl/usenet/


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Pytania o prace
"ja" - w trzeciej osobie
co mam zrobić?
cannabis'y
'niewieczna' Przyjaźń

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja

zobacz wszyskie »